Z miłości poeta, z powołania społecznik, z urodzenia rolnik, a z zawodu krawiec. Dziś ma ulicę swojego imienia w Olsztynie, a nawet szlak pieszy na Warmii. Kim tak naprawdę był Alojzy Śliwa?
- Pan Śliwa był bardzo charakterystyczną postacią. Nieduży człowiek, zawsze w garniturze, trochę ponad metr sześćdziesiąt, z ogromną teczką. I była ona czasem większa od niego! On zawsze coś w niej nosił – tak wydawca Tomasz Śrutkowski wspomina Alojzego Śliwę na antenie Radia Olsztyn. – Gdy się pojawiał na spotkaniu, teczka od razu lądowała na biurku. A gdy szedł przez miasto, też kroczył z tą ogromną teczką.
- Pomimo sędziwego wieku, do ostatnich chwil pracował aktywnie, a siły, jak się zdawało, miał niespożyte – dodaje uwagę Swietłana Kruk w tekście „Alojzy Śliwa: działacz i poeta”. — Warto zatem zrobić wszystko, by zarówno żywot, jak i działalność społeczna i literacka Alojzego Śliwy przetrwała w naszej pamięci, żeby nadal mogły dawać świadectwo o człowieku, który przez całe swoje życie stał na posterunku i chronił polskie dziedzictwo.
Chata pod strzechą i krzyżówki
W Skajbotach, w warmińskiej wsi, która znana jest w całej Polsce przede wszystkim z kolorowego przystanku, w mroźny dzień 16 lutego 1885, przychodzi na świat Alojzy Śliwa. Czy jego dom wygląda właśnie jak ten przystanek? Zrobiono z niego przytulną chatkę – z krzesłem, stołem i zegarem z kukułką na ścianie. Tak po warmińsku, po tutejszemu.
Alojzy Śliwa pisze, że urodził się „w chacie drewnianej pod słomianą strzechą”, jako syn Szczepana i Katarzyny z domu Burkat. To trudny czas, Warmia pod pruskim zaborem i szalejąca germanizacja. Pewnie nawet trudno jest płakać po polsku.
- W domu rodzinnym w Skajbotach zwłaszcza matka, osoba nadzwyczaj religijna i miłująca książki, dbała, by tak samo, jak wiary katolickiej, strzec warmińskich zwyczajów i obrzędów – podkreśla Swietłana Kruk. — Mimo to, ze względu na brak polskich szkół na Warmii, w siódmym roku życia Alojzy Śliwa zmuszony był rozpocząć naukę w szkółce nauczającej w języku niemieckim. Niejednokrotnie szykanowany przez nauczyciela-hakatystę, który za karę zadawał dziecku ćwiczenia „uczące ładu i porządku”, nie wstydził się, nie wyparł się ojczystej mowy.
Można powiedzieć, że Alojzy Śliwa polskość wyssał z mlekiem matki. Nawet, gdy uczy się w Olsztynie krawiectwa, myśli o polskiej Warmii. A później, gdy pracuje już w zawodzie u zniemczonego Polaka, po kryjomu czyta „Gazetę Olsztyńską”. Marzy też — jak wspomina sam po latach — o polskiej książce na własność. Dlatego rozwiązuje krzyżówki, bierze udział w konkursach, by w nagrodę uzyskać z redakcji pierwszą w życiu polską książkę. W ten sposób związuje się ściślej z „Gazetą Olsztyńską”. Zaczyna pisać krótkie artykuły, rymowanki i układa rebusy. Robi to nawet po służbie wojskowej, którą odbywa w armii pruskiej. I jeszcze później — gdy wyjeżdża do Berlina w poszukiwaniu chleba.
Krawiec czy Młody Wiarus?
Berlin to był wówczas wielki świat. Z wielkimi możliwościami. Alojzy Śliwa zatrudnia się jako krawiec u pochodzącego z Sampławy koło Lubawy Władysława Berkana. Ten człowiek przewodzi berlińskiej Polonii. Alojzy ma więc i pieniądze, choć skromne, i bibliotekę polonijną na wyciągnięcie ręki. Udziela się też w Komitecie Narodowym Polaków na Obczyźnie, towarzystwach śpiewaczych i stowarzyszeniach ludowych. Pielęgnuje w sobie Polaka, choć pod niemieckim niebem.
- Przebywając w środowisku berlińskiej Polonii znacznie poprawił znajomość języka polskiego (przeszedł m.in. kurs pisowni polskiej) – podkreśla Zbigniew Chojnowski w „Biegu życia Alojzego Śliwy”. — Na temat życia berlińskich Polaków ogłaszał korespondencje w „Gazecie Olsztyńskiej”, podpisywane pseudonimem Młody Wiarus, a także propolskie wiersze okolicznościowe, np. „Do Braci Warmiaków” („Gazeta Olsztyńska” 1914, nr 20).
Uroczyście i użytkowo
Z Berlina Śliwa pisze do polskich gazet, które w zamian przysyłają mu polskie książki. Kolekcjonuje je, nie tylko za młodu, ale nawet później, gdy jest już sędziwym człowiekiem. Spełnia więc jedno z pierwszych swoich marzeń.
I tu też się zakochuje. Spełnia więc drugie marzenie — o kobiecie, której może zaufać i która też jest Warmiaczką. 26 kwietnia 1914 roku Alojzy Śliwa bierze ślub z Elżbietą (z rodziny polskich Warmiaków, z domu Marks, urodzoną w 1890 roku), w kościele pw. św. Marcina w Berlinie. Z tej miłości rodzą się Edmund, Roman, Helena i Irena.
- Oprócz rymowanych rebusów i zagadek rozpoczął w Berlinie twórczość ściśle poetycką. Pierwsze wiersze Alojzego Śliwy to wiersze-apele, wiersze-odezwy, skierowane do czytelnika mu najbliższego — do ludności Warmii i Mazur – podkreśla Swietłana Kruk. — W utworach tych nie chodziło o poetycką ekwilibrystykę, o kunszt poetycki, lecz o ich funkcją utylitarną, dydaktyczną, a więc o doraźną użytkowość. Wiersz bowiem, zdaniem Śliwy, to nade wszystko uroczysta forma wypowiedzi o sprawach ważnych.
„To może się dla pana źle skończyć”

W dwa miesiące po ślubie Śliwy, 28 czerwca 1914 roku w zamachu w Sarajewie ginie austriacki następca tronu arcyksiążę Franciszek Ferdynand i jego żona Zofia. Wybucha I wojna światowa, największy konflikt zbrojny w Europie od czasu wojen napoleońskich. Nie można mówić o małżeńskim szczęściu. Alojzy Śliwa trafia do wojska, do szpitala polowego na Ukrainie.
- Do jego obowiązków należało utrzymywanie porządku w stajni i pielęgnowanie „wierzchowca” wojskowego lekarza, a także zdobywanie żywności u miejscowych Polaków – pisze Zbigniew Chojnowski. — Śliwa we wspomnieniach uwydatniał swoje dobre relacje z ludnością polską, mimo zakazów Niemców, którzy ostrzegali: „Gehen Sie nicht soviel bei die Polaken, denn das kann für Się ein schlechtes Ende nehmen (Niech pan nie chodzi tak często do Polaków, gdyż to może się dla pana źle skończyć).
Kończy się znacznie gorzej dla Śliwy — jesienią 1917 roku trafia na front zachodni. Walczy jako artylerzysta m.in. w okolicach Lille. We Flandrii nieopodal Ypern odnosi rany i truje się gazem bojowym, tzw. Blaukreuz.
Zdrajca na czarnej liście
Po wojnie, po klęsce wojsk niemieckich, Śliwa znowu trafia do Berlina. To też czas, kiedy już mówi się o plebiscycie na Warmii, Mazurach i Powiślu. Tutejsza ludność ma zdecydować o przyłączeniu swoich ziem do nowo powstałego państwa polskiego lub o pozostawieniu ich w granicach Prus Wschodnich i Prus Zachodnich. Śliwa widzi więc szansę na lepsze życie w ojczyźnie. I na polską Warmię.
W Berlinie Władysław Herz, współzałożyciel i kierownik działu propagandy w Mazurskim Komitecie Plebiscytowym w Warszawie, namawia Śliwę do współpracy. Wiąże się to z powrotem do Polski. Śliwa bez zastanowienia pakuje walizki i w Warszawie odbywa trzymiesięczny kurs dla działaczy. Przyjmuje też obywatelstwo polskie. Następnie jedzie do Dźwierzut niedaleko Szczytna, gdzie kieruje przygotowaniami do plebiscytu. Zamieszkuje u teściów w pobliskiej wsi Leszno. Wszyscy żarliwie trzymają kciuki za Polskę. Co więc może pójść nie tak? W maju 1920 roku, na wiecu w Dźwierzutach, Alojzy zostaje pobity przez zwolenników Niemiec. Ale ból, jaki wówczas odczuwa, to pewnie nic w porównaniu do poczucia klęski po przegranym plebiscycie. Niemiecka propaganda i bojówki zrobiły swoje.

- Po przegranym plebiscycie, 11 lipca 1920 roku Śliwa wyjechał do Poznania, aby uniknąć szykan. Przez żandarmerię pruską był ścigany jako przestępca, a jego nazwisko wprowadzono do wykazu polskich działaczy plebiscytowych (Abstimmungsdenkmal) z dopiskiem Verrater (zdrajca) – podkreśla Zbigniew Chojnowski. — Od tamtej pory Śliwa nazywał siebie uciekinierem plebiscytowym, a sam plebiscyt stał się tematem jego późniejszych wierszy i artykułów.
Po latach Alojzy Śliwa wspomina te wydarzenia, pisząc: „wolność była, aż śmiech bierze, ale tylko na papierze”.
Śliwa wyjeżdża bez żony. Nie może nawet wrócić na Warmię na pogrzeb córeczki Ireny.
Medal od Piłsudskiego
W Poznaniu Śliwa, choć mu trudno, nie odkłada pióra. Często wysyła do „Gazety Olsztyńskiej” swoje wierszowane odezwy, w których prezentuje się jako pełen hartu Warmiak.
W 1933 roku zostaje odznaczony Medalem Niepodległości „za pracę w dziele odzyskania niepodległości”. Dokument z podpisami Józefa Piłsudskiego i Wacława Jędrzejewicza przechowuje Dom Gazety Olsztyńskiej.

II wojna też nie jest łatwa dla Śliwy, nawet z medalem na piersi. W styczniu 1940 roku zostaje przeniesiony do Generalnej Guberni. Zamieszkuje tu z rodziną w Mędrzechowie, niedaleko Krakowa, gdzie pracuje na posterunku w tzw. policji granatowej, w stopniu plutonowego. To trzy lata służby. W jego kennkarcie, w rubryce zawód wykonywany, widnieje wpis: Gemeindebeamter, czyli urzędnik państwowy. W 1943 roku zostaje zredukowany „i przeniesiony w stan spoczynku jako nienadający się do służby niemieckiej”. Na pewno czuje ulgę, że „Niemiec nie będzie już pluł mu w twarz”. Postanawia żyć spokojnie, marząc o powrocie na Warmię. Zatrudnia się jako tłumacz w Zarządzie Gminnym w Mędrzechowie, do
nadejścia Armii Czerwonej 16 stycznia 1945 roku.
Wójt Gutkowa, urzędnik mleczarni
Po wojnie Alojzy Śliwa wraca na Warmię. Już na dobre.
- Na początku maja z synem Romanem przybył do Olsztyna i jeszcze w tym miesiącu pielgrzymował do Gietrzwałdu, aby w miejscu objawień maryjnych podziękować za powrót Warmii w granice Polski. Zamieszkał w domu oznaczonym numerem 12, we wsi Likusy, która zanim stała się dzielnicą Olsztyna, była miejscem rekreacji i wypoczynku dla mieszkańców tego miasta – wskazuje Zbigniew Chojnowski. — Sprawował funkcję wójta Gietkowa (współcześnie Gutkowo) pod Olsztynem, od 19 maja do 22 września 1945 roku, czyli do chwili zlikwidowania tego urzędu. Zorganizował tutejszy Urząd Gminy i posterunek Milicji Obywatelskiej, bronił Warmiaków przed szabrownikami i nieprawnym zajmowaniem warmińskich domostw przez polskich osadników. Od 15 października 1945 do 1952 roku pracował w charakterze urzędnika biurowego w Okręgowym Oddziale Spółdzielni Mleczarsko-Jajczarskiej „Społem” w Olsztynie.
Kuba spod Gietrzwałdu
Śliwa dużo pisze. Popularyzuje warmińskie zwyczaje i porusza tematy aktualne. Od chwili założenia w 1952 roku „Słowa na Warmii i Mazurach” staje się redaktorem tego regionalnego dodatku do „Słowa Powszechnego”. Tu zamieszcza wiersze i artykuły pisane gwarą warmińską — felietony „Kuba spod Gietrzwałdu gada”. Wydaje też poezje „Spisałem dla potomności” i wspomnienia „Spacerkiem po Olsztynie”. Jego utwory zostają zamieszczone w antologiach i kiermaszach bajek.

- Zaiste, jego talent nie był błyskotliwy. Źródła tego samorodnego pisarstwa wypływały nade wszystko z doświadczeń matki, z jej religijności i kultu do mowy ojczystej – podsumowuje Swietłana Kruk. — Poeci zazwyczaj zaczynają swoją twórczość od liryków. Tymczasem Alojzy Śliwa, przez lata pochłonięty działaniem społecznym, pisaniem wierszowanych apeli i odezw, twórczość liryczną rozpoczął nadzwyczaj późno, bo dopiero po drugiej wojnie światowej, a więc wówczas, gdy ukończył już sześćdziesiąt lat swego pracowitego życia. (…) W jednym z tych liryków napisał dyskretnie i jakże prawdziwie: „Ma jesień życia przetrwała wszelkie burze, szrony i chłody”.
14 grudnia 1952 roku Alojzego Śliwę przyjęto do Związku Literatów Polskich razem z Marią Zientarą-Malewską, Michałem Lengowskim, Teofilem Ruczyńskim i Fryderykiem Leykiem. Akt przyjęcia dokonał
się nad grobem Michała Kajki we wsi Ogródek.
Alojzy Śliwa zmarł 24 listopada 1969 roku. Jest pochowany na cmentarzu kościoła św. Wawrzyńca w Olsztynie-Gutkowie. Jego imieniem nazwano ulicę w centrum Olsztyna oraz pieszy szlak turystyczny. To zresztą najdłuższy szlak pieszy w granicach miasta, liczący 18,5 km. Oznaczony jest kolorem czarnym, rozpoczyna się przy Wysokiej Bramie, wiedzie w stronę jeziora Tyrsko i Gutkowa, a kończy nad Zatoką Miłą.