Czy przy­szły geniusz z War­mii był dobrym uczniem? Czy od małe­go pochła­nia­ła go mate­ma­ty­ka? Czy odra­biał wszyst­kie pra­ce domo­we na czas? Dosta­wał piąt­ki, a może… baty?

Dzwo­nek w szko­le? Zapo­mnij. Prze­rwa, w cza­sie któ­rej dzie­cia­ki bawią się i bie­ga­ją? Też raczej nie. Szko­ła z cza­sów Koper­ni­ka nie tęt­ni­ła dzie­cię­cą rado­ścią. Było… Ponu­ro?

O ile w sta­ro­żyt­no­ści nauka kształ­to­wa­ła dobre­go oby­wa­te­la i przy­go­to­wa­ła go do zawo­du, o tyle w śre­dnio­wie­czu for­mo­wa­no dobre­go chrze­ści­ja­ni­na. Nie­wie­le zmie­nia­ło się na prze­strze­ni lat. Gdy do drzwi pukał już rene­sans, księ­ża cały czas wie­dli prym w edu­ka­cji. Dla­te­go Miko­łaj ukoń­czył w 1491 roku naukę w szko­le para­fial­nej przy bazy­li­ce Świę­tych Janów Chrzci­cie­la i Ewan­ge­li­sty w Toru­niu.

Nauczy­ciel i jego ucznio­wie, drze­wo­ryt z XVI w., fot. Wiki­pe­dia

W cza­sach Koper­ni­ka do szko­ły uczęsz­cza­li tyl­ko chłop­cy. I to z zamoż­nych rodzin. Dziew­czyn­ki mia­ły mniej szczę­ścia. Te bogat­sze co praw­da też mogły pobie­rać nauki w szko­łach przy­klasz­tor­nych, ale ich pozy­cja była zupeł­nie inna niż męż­czyzn. Każ­da ze szkół mia­ła jed­nak podob­ny rygor.

- Jaki był naj­waż­niej­szy przed­miot w szko­le Koper­ni­ka? — pytał w radio­wej „Jedyn­ce dzie­ciom” Mar­cin Prze­woź­nik, autor książ­ki dla dzie­ci „Miko­łaj Koper­nik. Chło­pak, któ­ry się­gnął do gwiazd”. – To rózga. To nią wbi­ja­no wie­dzę do gło­wy, ale od dru­giej stro­ny. Trze­ba było wykuć na bla­chę, nauczyć na pamięć na przy­kład jakie­goś psal­mu, czy frag­men­tu tek­stu. Gdy uczeń nie nauczył się, rózga szła w ruch. Na następ­nej lek­cji już musiał umieć. Bo była­by powtór­ka. 

- Pod­sta­wo­wą cechą, jaką sta­ra­no się wpo­ić uczniom, była poko­ra, a narzę­dzia­mi ku temu były (…) dotkli­we kary fizycz­ne. Te ostat­nie były pod­sta­wo­wą meto­dą peda­go­gicz­ną, a rózgi pozo­sta­wa­ły sym­bo­lem nauczy­ciel­skiej wła­dzy nad ucznia­mi jesz­cze w XIX wie­ku – potwier­dza Karol Wons w arty­ku­le „Szkol­nic­two naro­dzi­ło się w klasz­to­rze” . — Wyso­ka cena ksią­żek i ogra­ni­czo­ne moż­li­wo­ści piśmien­ni­cze powo­do­wa­ły domi­na­cję pamię­cio­we­go ucze­nia się. Nauczy­ciel, któ­ry jako jedy­ny miał dostęp do ksiąg, czy­tał tek­sty, któ­re były powta­rza­ne aż do zapa­mię­ta­nia.

Dzie­cia­ki nie mia­ły łatwo. Ale to, cze­go nauczy­ły się za mło­du, pro­cen­to­wa­ło w przy­szło­ści. To wła­śnie XVI wiek zapo­cząt­ko­wał roz­wój pol­skiej myśli peda­go­gicz­nej. Zaczę­li poja­wiać się myśli­cie­le, inte­lek­tu­ali­ści, pisa­rze, filo­zo­fo­wie, teo­lo­go­wie i peda­go­dzy, któ­rzy two­rzy­li i nie­rzad­ko wpro­wa­dza­li w życie nowe kon­cep­cje wycho­waw­cze i dydak­tycz­ne. Szko­ła zaczę­ła się zmie­niać. Widać to było przede wszyst­kim na uni­wer­sy­te­tach. Gdy Miko­łaj Koper­nik roz­po­czął stu­dia w Kra­ko­wie, tra­fił na wie­lu mistrzów, któ­rzy roz­pa­li­li w nim miłość do nauki. „W Kra­ko­wie jest słyn­ny uni­wer­sy­tet, boga­ty w wie­lu zna­ko­mi­tych i bar­dzo uczo­nych mężów, w któ­rym upra­wia­ne są wszel­kie umie­jęt­no­ści (…). Naj­wy­żej stoi tam nauka astro­no­mii. (…) nie ma szko­ły sław­niej­szej” pisał Hart­mann Sche­del w „Kro­ni­ce świa­ta” w 1493 roku.

Na Uni­wer­sy­te­cie Jagiel­loń­skim mistrza z War­mii uczył m.in. lekarz i astro­nom Miko­łaj Wod­ka z Kwi­dzy­na. Czy to on roz­ko­chał Koper­ni­ka w gwiaz­dach?