„Koper­nik była kobie­tą” — mówi kul­to­wa sce­na z „Sek­smi­sji”. Jeśli była­by to praw­da, jego suk­ces nie był­by pisa­ny pió­rem, lecz szmin­ką. Na ile astro­nom z War­mii mógł­by wypły­nąć na sze­ro­kie wody swo­ich cza­sów? 

Dziś będzie o dam­sko-męskich spra­wach. I spo­rach. Pamię­ta­cie kul­to­wą sce­nę z „Sek­smi­sji”? Bez­rad­ni męż­czyź­ni nie mają nic na swo­ją obro­nę, a rada kobiet zapew­nia ich, że wszel­kie osią­gnię­cia nale­żą do płci pięk­nej. Kto nie zano­sił się wte­dy śmie­chem: Koper­nik była kobie­tą, Ein­ste­in była kobie­tą, o dzi­wo Skło­dow­ska-Curie też! Endro­zyj Anders przed­sta­wia ten kul­to­wy frag­ment fil­mu.

Fakt, naj­więk­sze osią­gnię­cia w histo­rii mają płeć. Męską. Kobie­ty w histo­rii doko­nań nauko­wych poja­wia­ją się rzad­ko. Im głę­biej się­ga­my w prze­szłość, tym trud­niej wyszu­kać zasłu­żo­nych dla nauki kobie­cych nazwisk. Przez wie­ki panie były bowiem sku­tecz­nie wyklu­cza­ne z dostę­pu do szkol­nic­twa wyż­sze­go. Ten „szla­ban” zwią­zy­wał im ręce. Do tego docho­dził „sys­tem”, któ­ry na dobre zamy­kał je w domach. Jak więc zdo­by­wać nauko­we szczy­ty w takich warun­kach? Pierw­szy w histo­rii sto­pień dok­tor­ski przy­zna­no kobie­cie dopie­ro w 1678 roku, czy­li 135 lat po śmier­ci Koper­ni­ka.

Matylda i zasługi mężczyzn

Brak obec­no­ści kobiet w histo­rii tłu­ma­czy się zja­wi­skiem Matyl­dy. Ten efekt został po raz pierw­szy opi­sa­ny w 1883 roku przez ame­ry­kań­ską sufra­żyst­kę i abo­li­cjo­nist­kę Matyl­dę Joslyn Gage. Jej esej zaty­tu­ło­wa­ny „Kobie­ta wyna­laz­ca” opu­bli­ko­wał wte­dy „North Ame­ri­can Review”. W swo­im tek­ście Gage sku­pi­ła się na wymie­nie­niu wyna­laz­czyń, któ­rych sła­wa nie prze­trwa­ła do koń­ca XIX wie­ku. Przy­po­mnia­ła o Sarah Mather — wyna­laz­czy­ni tele­sko­pu pod­wod­ne­go, Ange­li­que de Cour­dray, któ­ra zapro­jek­to­wa­ła mane­kin kobie­ty wyko­rzy­sty­wa­ny do nauki położ­nic­twa i Bar­ba­rę Uth­mann, któ­ra stwo­rzy­ła meto­dę koron­ki kloc­ko­wej. Ich pomy­sły zosta­ły przy­pi­sa­ne komu inne­mu, zwy­kle ich męskim współ­pra­cow­ni­kom, kole­gom i mężom.

Kobiety w blasku stosów

Kobie­ty nawet w cza­sach Koper­ni­ka nie sie­dzia­ły z zało­żo­ny­mi ręka­mi, choć mia­ły ogra­ni­czo­ny dostęp do uni­wer­sy­te­tów. Na taki przy­wi­lej, jeśli już, mogły liczyć nie­mal wyłącz­nie szla­chet­nie uro­dzo­ne damy. Pierw­szym uni­wer­sy­te­tem, któ­ry umoż­li­wił kobie­tom stu­dio­wa­nie, był Uni­wer­sy­tet Boloń­ski. W XV wie­ku Doro­tea Buc­ca pro­wa­dzi­ła tam kate­drę medy­cy­ny. Koper­nik uro­dził się 37 lat po jej śmier­ci. Gdy stu­dio­wał w Bolo­nii pra­wo kano­nicz­ne i rzym­skie, musiał zapew­ne o niej sły­szeć (medy­cy­nę stu­dio­wał od 1501 roku na uni­wer­sy­te­cie w Padwie). Ale w świe­cie, w któ­rym rzą­dzi­li męż­czyź­ni, był to wyją­tek potwier­dza­ją­cy regu­łę. Kobie­ty mia­ły dbać o ogni­sko domo­we i wspie­rać mężów, a nie zdo­by­wać tytu­ły nauko­we. Te, któ­re chcia­ły cze­goś wię­cej, były posą­dza­ne o naj­gor­sze. Trze­ba zauwa­żyć, że to były spe­cy­ficz­ne cza­sy dla kobiet. 

Sce­na pale­nia cza­row­ni­cy ze szwaj­car­skie­go Wil­li­sau w 1447 roku, fot. Wiki­pe­dia

- Teo­lo­gia chrze­ści­jań­ska wie­ków śred­nich od swych począt­ków dość nisko oce­nia­ła rolę kobiet w spo­łe­czeń­stwie. Biblij­na Ewa, któ­ra ule­gła dia­bel­skim pod­szep­tom sza­ta­na, dała począ­tek poglą­do­wi uzna­ją­ce­mu kobie­ty jako isto­ty sła­be, zdra­dli­we i nie­wier­ne — pod­kre­śla w roz­mo­wie z Pol­skim Radiem histo­rycz­ka Kata­rzy­na Kakiet. - W latach 30. XV w. nie­ja­ki John Nider twier­dził, że wśród cza­row­ni­ków prze­wa­ża­ją kobie­ty, gdyż obda­rzo­ne są dłu­gim języ­kiem i z lubo­ścią opo­wia­da­ją innym nie­wia­stom o wszyst­kim, cze­go się dowie­dzia­ły. Rów­nież jeden z naj­bar­dziej zna­nych pod­ręcz­ni­ków dla inkwi­zy­to­rów i łow­ców cza­row­nic “Mal­leus Male­fi­ca­rum” z 1486 roku, autor­stwa Hen­ry­ka Insti­to­ri­sa i Jaku­ba Sprin­ge­ra, mówił, że kobie­ty mia­ły więk­sze pre­dys­po­zy­cje do bycia wiedź­ma­mi ze wzglę­du na swo­ją głu­po­tę, sła­bość, prze­sąd­ność i zmy­sło­wość, a wia­ra w nie była istot­nym ele­men­tem wia­ry kato­lic­kiej.

- Naukow­cy sza­cu­ją, że kobie­ty sta­no­wi­ły 80 proc. nie­szczę­snych osób, któ­re ponio­sły śmierć w wyni­ku polo­wa­nia na cza­row­ni­ce — przy­zna­je Michał Rogal­ski na łamach hrabiatytus.pl.Za cza­row­ni­ce uzna­wa­no czę­sto star­sze, samot­ne kobie­ty, któ­re nie posia­da­ły męskie­go pro­tek­to­ra. Za okres, w któ­rym mia­ło miej­sce naj­wię­cej pro­ce­sów o cza­ry, bada­cze uwa­ża­ją lata 1560–1630. Rene­sans miał szan­se roz­świe­tlić (nie tak zno­wu głę­bo­kie) mro­ki śre­dnio­wie­cza, nie­ste­ty jed­nak, na świa­tło oświe­ce­nia przy­szło jesz­cze pocze­kać kil­ka stu­le­ci. Jedy­ne świa­tło, jakie przy­niósł kobie­tom rene­sans, to blask sto­sów, na któ­rych pło­nę­ły domnie­ma­ne cza­row­ni­ce.

- Szał pale­nia cza­row­nic pano­wał w świa­tłej epo­ce odro­dze­nia, cza­sach wiel­kich huma­ni­stów i myśli­cie­li. Nie­wie­lu jed­nak z nich star­czy­ło na tyle odwa­gi, aby zapro­te­sto­wać prze­ciw nie­słusz­ne­mu tor­tu­ro­wa­niu i mor­do­wa­niu „w imię wia­ry chrze­ści­jań­skiej” wie­lu tysię­cy kobiet, nie mają­cych nic wspól­ne­go z magią — doda­je Kata­rzy­na Kakiet. — Pod­da­wa­no je pró­bom ognia, wody, roz­cią­ga­niu, miaż­dże­niu, wle­wa­niu do ust roz­to­pio­ne­go żela­za, wyci­na­niu języ­ka, odrą­by­wa­niu rąk czy nóg, biczo­wa­niu, przy­pa­la­niu. Zmu­sza­no je do przy­zna­nia się do nie­po­peł­nio­nych czy­nów, a potem wie­sza­no, palo­no na sto­sie bądź topio­no, nie­licz­ne zaś ska­zy­wa­no na chło­stę i bani­cję lub kary pie­nięż­ne. Zastra­szo­ne spo­łe­czeń­stwo bez­wol­nie pod­da­wa­ło się samo­na­pę­dza­ją­cej mach­nie, gdzie każ­dy przez każ­de­go mógł zostać oskar­żo­ny o cza­ry.

Gra­fi­ka z ulot­ki z 1555 roku infor­mu­ją­ca o spa­le­niu na sto­sie trzech cza­ro­dzie­jek, fot. Wiki­pe­dia

Teoria grzechu

Patriar­chal­ne spo­łe­czeń­stwo w cza­sach Koper­ni­ka wręcz oba­wia­ło się kobiet. W tam­tym cza­sie oby­cza­jo­wość była dyk­to­wa­na przez Kościół kato­lic­ki. To w dużej mie­rze decy­do­wa­ło o tym, jak postrze­ga­no kobie­tę.

- Zarów­no szlach­cian­ki, jak i miesz­czan­ki cho­wa­ne były na isto­ty ule­głe i bier­ne, któ­rych życio­wą aspi­ra­cją mia­ła być wyłącz­nie rola posłusz­nej żony, zapo­bie­gli­wej gospo­dy­ni i opie­kuń­czej mat­ki. W tym celu nale­ża­ło zawsze mieć cór­ki na oku i do mini­mum ogra­ni­czyć ich wyj­ścia z domu — opo­wia­da Rado­sław Grześ­ko­wiak w arty­ku­le „Zło­ta klat­ka. Pozy­cja kobie­ty w cza­sach nowo­żyt­nych”. — W realiach XVI i XVII w. dopie­ro wdo­wa zyski­wa­ła finan­so­wą nie­za­leż­ność i peł­ną moż­li­wość samo­sta­no­wie­nia. Ale i w jej przy­pad­ku naci­ski śro­do­wi­sko­we na rychłe kolej­ne zamąż­pój­ście były bar­dzo sil­ne. Żyją­ca samot­nie zamoż­na nie­wia­sta, oto­czo­na służ­bą i pachoł­ka­mi, zaraz była bra­na na języ­ki.

Kopernik miał szczęście?

Zatem gdy­by Koper­nik uro­dził się kobie­tą, miał­by szan­sę zapi­sać się na kar­tach histo­rii? Czy może spło­nął­by na sto­sie? Dzie­ło Miko­ła­ja Koper­ni­ka „De revo­lu­tio­ni­bus orbium coele­stium” zna­la­zło się w indek­sie ksiąg zaka­za­nych. Jego teo­ria „fał­szo­wa­ła prze­cież praw­dzi­wy obraz świa­ta”. Dzie­ło tra­fi­ło na listę z dopi­skiem, że nie powin­no być czy­ta­ne, dopó­ki nie zosta­nie ocen­zu­ro­wa­ne. Kil­ka lat póź­niej spi­sa­no kwe­stie, któ­re w dzie­le nale­ży popra­wić. Eks­per­ci — nie­ma­ją­cy odpo­wied­nie­go wykształ­ce­nia ści­słe­go — stwier­dzi­li, że teo­ria Koper­ni­ka zaprze­cza licz­nym ustę­pom z Pisma Świę­te­go. Poja­wi­ło się nawet twier­dze­nie, że Koper­nik jest synem „ojca kłam­stwa”, któ­ry zwiódł pierw­szych ludzi. Tak mawiał mię­dzy inny­mi lekarz Tobiasz Kohn (1652–1729).

Auto­graf „De revo­lu­tio­ni­bus” Miko­ła­ja Koper­ni­ka, fot. Biblio­te­ka Jagiel­loń­ska

- Zro­zu­mie­nie dzie­ła Koper­ni­ka nawet dziś jest nie­zmier­nie trud­ne. Posłu­gu­je się on języ­kiem mate­ma­ty­ki. Wyobra­żam sobie, że w tam­tych cza­sach tyl­ko nie­licz­ni mogli pojąć, w jaki spo­sób Koper­nik dowo­dzi swo­jej tezy — mówił pro­fe­sor Andrzej Kus w roz­mo­wie z Han­ną Marią Gizą pod­czas audy­cji Pol­skie­go Radia „Nauko­wy here­tyk. Dzie­ło Koper­ni­ka „»O obro­tach sfer nie­bie­skich«”. — Cen­zu­ra nie powstrzy­ma­ła kolej­ne­go wyda­nia dzie­ła, któ­re uka­za­ło się pod zmie­nio­nym tytu­łem już rok póź­niej w Amster­da­mie. Tak­że i naukow­cy wciąż chęt­nie się­ga­li po książ­kę, cho­ciaż kato­li­cy robi­li to raczej w ukry­ciu. Cie­ka­wość leży w natu­rze czło­wie­ka, a oso­by uczo­ne były dodat­ko­wo moty­wo­wa­ne chę­cią roz­sze­rze­nia swo­jej wie­dzy i odkry­cia cze­goś nowe­go.

Dopiero 107 lat później

Kto wie, być może, gdy­by Koper­nik był kobie­tą, rów­nież zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wał­by świat, zmie­nia­jąc tor eman­cy­pa­cji? O ile, jako kobie­ta, doszedł­by w ogó­le do gło­su…

Pierw­szą kobie­tą, któ­ra zasłu­ży­ła się astro­no­mii, była Maria Cunitz ze Ślą­ska. Była abso­lut­nie nie­zwy­kłą kobie­tą, geniu­szem. Świet­nie wpa­so­wa­ła się w zapo­trze­bo­wa­nie swo­ich cza­sów. Uro­dzi­ła się w 1610 roku, 67 lat po śmier­ci Koper­ni­ka. Otrzy­ma­ła sta­ran­ne wykształ­ce­nie, mia­ła mnó­stwo zain­te­re­so­wań. W wie­ku 13 lat wyszła za mąż za praw­ni­ka Davi­da von Ger­st­man­na, ale szy­bo zosta­ła wdo­wą. W wie­ku 19 lat spo­tka­ła mate­ma­ty­ka i astro­no­ma Elia­sa Kretz­sch­mey­era, któ­ry za swo­je dzie­ło „Horo­lo­gium Zodia­ca­le” uzy­skał tytuł szla­chec­ki. Dzię­ki tej zna­jo­mo­ści zaczę­ła fascy­no­wać się astro­no­mią.

Kie­dy Maria Cunitz wyda­ła „Ura­nię”, mia­ła czter­dzie­ści lat. W publi­ka­cji uda­ło się jej sko­ry­go­wać kil­ka błę­dów w tabli­cach Keple­ra. Moż­na stwier­dzić, że dzię­ki tym obli­cze­niom wnio­sła swój wkład w póź­niej­sze podró­że kosmicz­ne stat­ków bez­za­ło­go­wych na Mar­sa i Wenus oraz zało­go­wych na Księ­życ. 

Caro­li­ne Her­schel i jej brat w nocy 13 mar­ca 1781 roku pod­czas odkry­cia Ura­na, fot. Wiki­pe­dia

Komety i mgławice

Kolej­ną kobie­tą, któ­ra zasły­nę­ła w astro­no­mii, była Karo­li­na Lukre­cja Her­schel, któ­ra uro­dzi­ła się 207 lat po śmier­ci Koper­ni­ka, w 1750 roku. Była młod­szą sio­strą słyn­ne­go angiel­skie­go astro­no­ma i opty­ka Wil­lia­ma Her­sche­la — bada­cza, któ­ry odkrył pla­ne­tę Uran, choć począt­ko­wo pomy­lił ją z kome­tą. Karo­li­na chęt­nie poma­ga­ła mu w obser­wa­cjach i pro­wa­dzi­ła notat­ki. W wol­nym cza­sie samo­dziel­nie prze­pro­wa­dza­ła obser­wa­cje nie­ba. Pierw­szy suk­ces odno­to­wa­ła, gdy w 1783 roku zaczę­ła zapi­sy­wać pozy­cje nowych ciał nie­bie­skich we wła­snym dzien­ni­ku. To wła­śnie dzię­ki tej pra­cy odkry­ła kil­ka komet i mgła­wic. Po opu­bli­ko­wa­niu tego odkry­cia śro­do­wi­sko pro­fe­sjo­nal­nych astro­no­mów z uwa­gą śle­dzi­ło jej kolej­ne publi­ka­cje. A było ich spo­ro. Wspól­nie z bra­tem ogło­si­ła odkry­cie ośmiu komet (z któ­rych jed­na nosi obec­nie jej imię) i 14 mgła­wic.

Nie­ste­ty mimo zna­czą­cych odkryć więk­szość zasług przy­pi­sa­no jej bra­tu, a jej postać nie docze­ka­ła się należ­ne­go uzna­nia. Co praw­da za swo­je doko­na­nia zosta­ła odzna­czo­na Zło­tym Meda­lem Kró­lew­skie­go Towa­rzy­stwa Astro­no­micz­ne­go, jako pierw­sza kobie­ta, ale do dziś nie­wie­le osób wie, czym się zasłu­ży­ła.