Cza­sem przy­pa­dek pro­wa­dzi do nie­zwy­kłych odkryć. Mag­da Spi­czak-Brze­ziń­ska połą­czy­ła akwa­re­lę z żywi­cą i stwo­rzy­ła Aqu­arel­ki – biżu­te­rię, w któ­rej zamy­ka bar­wy, emo­cje i magię War­mii.

Biżu­te­ria może być czymś wię­cej niż tyl­ko ozdo­bą. Może stać się małym dzie­łem sztu­ki, któ­re nosi­my na co dzień — bli­sko ser­ca, na uchu lub na pal­cu. Mag­da Spi­czak-Brze­ziń­ska, artyst­ka z War­mii, two­rzy uni­ka­to­we dodat­ki, w któ­rych deli­kat­ność akwa­re­li spo­ty­ka się z trwa­ło­ścią żywi­cy epok­sy­do­wej. Efekt jest zaska­ku­ją­cy: kolo­ro­we, nie­tu­zin­ko­we kom­po­zy­cje, któ­re czer­pią inspi­ra­cję z kra­jo­bra­zów, świa­tła i kli­ma­tu War­mii – regio­nu, któ­ry Mag­da poko­cha­ła.

Mag­da zale­wa swo­je obraz­ki żywi­cą i daję im nowe życie, fot. Ada Roma­now­ska

Z Kaszub nad jeziora

Mag­da nie zawsze była stąd. Ponad dwa­dzie­ścia lat temu musia­ła zde­cy­do­wać, czy iść za gło­sem ser­ca, czy zostać tam, gdzie czu­ła się jak u sie­bie.

– Przy­je­cha­łam na War­mię z miło­ści… do chło­pa­ka. I tu zosta­łam, zako­chu­jąc się jed­no­cze­śnie w samej War­mii – opo­wia­da z uśmie­chem. – Pocho­dzę z Kaszub, z Prze­chle­wa, ale tak moc­no wsią­kłam w to miej­sce, że nawet sprze­da­łam miesz­ka­nie na Kaszu­bach. Myślę więc o War­mii na serio. Nie wyrze­kam się swo­ich korze­ni, ale czu­ję się z nią zwią­za­na. Jeśli ktoś pyta mnie, gdzie miesz­kam, nie ukry­wam, jak fan­ta­stycz­nie jest na War­mii. Dla tutej­szych to oczy­wi­ste, ale dla przy­jezd­nych wie­le rze­czy jest zasko­cze­niem – choć­by to, że zawsze mamy bli­sko do jezio­ra. Niby na Kaszu­bach jest podob­nie, ale jed­nak to War­mia jest dziś moim miej­scem na zie­mi.

Ale War­mia to dla Mag­dy nie tyl­ko malow­ni­cza przy­ro­da – jezio­ra, lasy i pagór­ki. To tak­że uro­kli­we mia­stecz­ka, śla­dy prze­szło­ści i fascy­nu­ją­ca histo­ria, któ­ra wciąż żyje w ludziach i miej­scach. Potrze­bo­wa­ła jed­nak cza­su, żeby do tego doj­rzeć. Przy­je­cha­ła do Olsz­ty­na jako mło­da dziew­czy­na i nie mia­ła pla­nu na przy­szłość. Była za to otwar­ta na to, co przy­nie­sie los. Miłość już zna­la­zła, ale szu­ka­ła cze­goś wię­cej: swo­je­go miej­sca i pomy­słu na życie.

Warmia w ludziach

Na począt­ku pra­cy w lokal­nych mediach Mag­da musia­ła dobrze zgłę­bić War­mię i Mazu­ry. Powierz­chow­ne pisa­nie nie wcho­dzi­ło w grę – to było­by bez­ce­lo­we.

– Musia­łam lepiej poznać region. Pisząc arty­ku­ły histo­rycz­ne czy przy­rod­ni­cze, chcia­łam być rze­tel­na – wspo­mi­na Mag­da. – Pamię­tam, jak opi­sy­wa­łam akcję „Mazu­ry Cud Natu­ry”, któ­rą orga­ni­zo­wał Urząd Mar­szał­kow­ski. Oczy­wi­ście Mazu­ry to nie War­mia, ale są rów­nie wspa­nia­łe. Uwa­żam zresz­tą, że nie powin­ni­śmy się aż tak przej­mo­wać tym, że ludzie mylą War­mię z Mazu­ra­mi. Może zamiast pod­kre­ślać róż­ni­ce, war­to myśleć o sobie jako o jed­nej, wspól­nej cało­ści, a nie dwóch oddziel­nych, cza­sem wręcz rywa­li­zu­ją­cych regio­nach?

Praw­dzi­we ocza­ro­wa­nie War­mią przy­szło, gdy Mag­da zaczę­ła pisać o ludziach – przy­by­szach z dużych miast, któ­rzy — podob­nie jak ona — zako­cha­li się w tym miej­scu i posta­no­wi­li tu zostać. Wte­dy pozna­ła cho­ciaż­by histo­rię sto­wa­rzy­sze­nia „Ręką Dzie­ło” i plan­ta­cję lawen­dy w Nowym Kaw­ko­wie.

Mag­da Spi­czak-Brze­ziń­ska: „Gdy wyj­mu­jesz coś z kon­tek­stu, nada­jesz temu nowe zna­cze­nie”, fot. Ada Roma­now­ska

– Nazy­wa­ło się ich alian­ta­mi, bo oni nie byli stąd, ale w tej chwi­li żyje tu już któ­reś poko­le­nie i ta nazwa zapew­ne teraz nie funk­cjo­nu­je — pod­kre­śla Mag­da. — Patrzy­łam, jak ci ludzie trak­tu­ją War­mię, co ona im daje i jakie rze­czy potra­fią tutaj zro­bić. Otwo­rzy­ło mi to oczy.

Upłynęło trochę wody w Łynie…

Z cza­sem Mag­da porzu­ci­ła etat, by szu­kać sie­bie. Czu­ła, że pra­ca w mediach dała jej nie tyl­ko doświad­cze­nie, ale i inspi­ra­cję, więc chcia­ła to wyko­rzy­stać. Z przy­ja­cół­ką stwo­rzy­ła por­tal „W Szu­wa­rach — ludzie two­rzą cuda” sku­pia­ją­cy arty­stów z War­mii i Mazur. W ten spo­sób zaczę­ła pro­mo­wać lokal­ną sztu­kę i opo­wia­dać o ludziach, któ­rzy ją two­rzą.

– Klu­czo­we było miej­sce, gdzie powsta­ją pięk­ne rze­czy. Dzię­ki temu pozna­łam wie­lu cie­ka­wych ludzi, ale jesz­cze wte­dy nie myśla­łam, że mogę robić to, co oni — pod­kre­śla Mag­da. — Musia­ło upły­nąć jed­nak tro­chę wody w Łynie, żebym zro­zu­mia­ła i zna­la­zła swo­ją dro­gę. Cią­gnę­ło mnie do twór­czych rze­czy.

Dla­te­go w Olsz­ty­nie zało­ży­ła Koło Gospo­dyń Pro­win­cjo­nal­nych – prze­strzeń dla kobiet z mia­sta i oko­licz­nych wsi, gdzie mogły się spo­tkać, poroz­ma­wiać i two­rzyć.

– Czu­łam, że potrzeb­ne jest takie miej­sce, gdzie moż­na twór­czo nie­zo­bo­wią­zu­ją­co poga­dać przy tak zwa­nym dar­ciu pie­rza. Nie było to wte­dy jesz­cze tak popu­lar­ne jak dzi­siaj — zauwa­ża Mag­da. — Póź­niej dołą­czy­łam do klu­bu pla­sty­ka-ama­to­ra „Pale­ta” w Dywi­tach. Tam połknę­łam bak­cy­la i zaczę­łam malo­wać na poważ­nie. Zda­rza­ło się nawet, że zdo­by­wa­łam nagro­dy w kon­kur­sach. Jed­ną z nich był bon do skle­pu pla­stycz­ne­go – wymie­ni­łam go na żywi­cę epok­sy­do­wą. I tak zaczę­ła się moja przy­go­da z biżu­te­rią.

Mag­da Spi­czak-Brze­ziń­ska: „W Aqu­arel­kach jest dużo odcie­nia nie­bie­skie­go. Bo to mój ulu­bio­ny kolor”, fot. Ada Roma­now­ska

Aquarelki – sztuka z przypadku

– Ludzie zale­wa­ją mnó­stwo rze­czy żywi­cą. Kwia­ty, ser­wet­ki… Też zaczę­łam zale­wać wszyst­ko, co wpa­dło mi w ręce, ale oka­za­ło się, że jed­nak akwa­re­le zale­wa­ne żywi­cą dają naj­lep­szy efekt. I sta­ło się to wła­ści­wie przez przy­pa­dek. Wyla­łam żywi­cę na moje akwa­re­lo­we pra­ce. I wte­dy oka­za­ło się, że to wyglą­da genial­nie! – śmie­je się Mag­da. – Ale Aqu­arel­ki powsta­ły też z nad­mia­ru nie­zbyt uda­nych prac malar­skich. Cięż­ko było mi wyrzu­cić nie­któ­re akwa­re­le, bo cho­ciaż jako całość pre­zen­to­wa­ły się prze­cięt­nie, to mia­ły frag­men­ty bar­dzo przy­jem­ne. Bez żalu więc je pocię­łam i zro­bi­łam z nich Aqu­arel­ki. Praw­dę mówiąc nie spo­dzie­wa­łam się, że będą aż tak efek­tow­ne. Dziś zale­wam tyl­ko wła­sne rysun­ki. To jest tech­ni­ka, któ­rą wymy­śli­łam sama, nikt tego nie robił przede mną. I tak powsta­ły Aqu­arel­ki. To biżu­te­ria z akwa­re­li. Z War­mii oczy­wi­ście.

Mag­da malu­je akwa­re­lo­we obraz­ki – pta­ki, koty, pej­za­że, a raz nawet poku­si­ła się o Układ Sło­necz­ny Koper­ni­ka.

- Nie pocię­łam ory­gi­na­łu, ale skru­pu­lat­nie go odtwo­rzy­łam! Aqu­arel­ki z dzie­łem Koper­ni­ka wyglą­da­ły jed­nak ory­gi­nal­nie, jak na war­miń­ski pro­dukt przy­sta­ło – pod­kre­śla Mag­da. – Chy­ba wszyst­ko, co zale­wam żywi­cą, przy­cią­ga spoj­rze­nie. Sama też nie mogę się na nie napa­trzeć. Może dla­te­go, że łączę przy­jem­ne z poży­tecz­nym? Bo naj­bar­dziej lubię malo­wać obraz­ki, więc nie żału­ję sobie. Rysu­ję, malu­ję. Póź­niej zale­wam je żywi­cą i daję im nowe życie.

Każ­da Aqu­arel­ka to inna histo­ria, fot. Ada Roma­now­ska

W pra­cow­ni Mag­dy pię­trzą się pra­ce cze­ka­ją­ce na meta­mor­fo­zę.

– Cza­sa­mi szko­da mi je ciąć. Ale taka jest kolej rze­czy — pod­kre­śla artyst­ka. — Ludziom cza­sem też szko­da zro­bić kom­pot z wiśni. Bo wiśnie takie dobre i takie pięk­ne. Ale żeby były uży­tecz­ne, trze­ba zro­bić z nich kom­pot, praw­da? Ja zamiast kom­po­tu robię Aqu­arel­ki.

Nowe znaczenie fragmentu

Każ­da Aqu­arel­ka to dla Mag­dy pro­jekt arty­stycz­ny, a nie tyl­ko ręko­dzie­ło.

– Wzór nigdy się nie powtó­rzy, bo nie ma dwóch takich samych obraz­ków, jak dwóch podob­nych nocy. I nawet jeże­li mam ogra­ni­czo­ną pale­tę barw, to każ­de­mu rysun­ko­wi towa­rzy­szą inne emo­cje i nastrój. I za każ­dym razem, jak oglą­dam już skoń­czo­ną Aqu­arel­kę, to ona czę­sto mnie zadzi­wia: jak się zmie­ni­ła w momen­cie, kie­dy zosta­ła pocię­ta! Gdy wyj­mu­jesz coś z kon­tek­stu, to nada­jesz temu nowe zna­cze­nie. I wte­dy fak­tycz­nie wycho­dzi mi war­miń­ski pej­zaż, cho­ciaż na małym frag­men­cie.

Ale czy ta frag­men­ta­rycz­na ma wię­cej zie­le­ni, czy może nie­ba? A może to głę­bia tutej­szych jezior?

- W Aqu­arel­kach jest dużo odcie­nia nie­bie­skie­go. Bo to mój ulu­bio­ny kolor — zdra­dza Mag­da. — Cza­sa­mi nakła­dam sobie szla­ban na nie­bie­skie farb­ki, a potem i tak przy­ła­pu­ję się z błę­kit­nym pędz­lem w dło­ni.

„Łączę je w pary”

Mag­da zaczy­na­ła od poje­dyn­czych sztuk – jed­nej pary kol­czy­ków, jed­nej brosz­ki. Dziś two­rzy ich tysią­ce.

– Doszłam do takie­go pro­fe­sjo­na­li­zmu, że aż samej miło mi się patrzy na to, co robię. Ale cały czas jest to ręcz­na robo­ta – pod­kre­śla artyst­ka. — Ludzie cza­sem mnie pyta­ją: jak dłu­go robi pani jed­ne kol­czy­ki? Odpo­wia­dam, że dwa tygo­dnie. I widzę zdzi­wie­nie w oczach. Zaczy­nam od tego, że naj­pierw malu­ję obra­zek, potem go wyci­nam, następ­nie przy­kle­jam na dre­wien­ka, potem łączę w pary, doda­ję kro­ple żywi­cy, przy­kle­jam szty­fty. No i tak mniej wię­cej od obraz­ka do koń­co­we­go dzie­ła mija­ją dwa tygo­dnie. Ale w tym cza­sie nie robię tyl­ko jed­nej pary. Jest ich nie­raz nawet 200 par na raz! Moż­na je kupić na tar­gach, w skle­pach w całej Pol­sce, w księ­gar­niach, skan­se­nach, muze­ach. Mam też sklep inter­ne­to­wy, więc wystar­czy klik­nąć. Ale naj­le­piej jest, gdy moż­na je obej­rzeć, wziąć w pal­ce i dostrzec to, co mają do opo­wie­dze­nia.

Mag­da Spi­czak-Brze­ziń­ska: „Aqu­arel­ki to cały czas jest to ręcz­na robo­ta”, fot. Ada Roma­now­ska

Z Warmii do Hollywood

Pra­ce Mag­dy dotar­ły nawet do Hol­ly­wo­od – dwie pary kol­czy­ków kupił Peter Din­kla­ge, zna­ny z roli Tyrio­na Lan­ni­ste­ra w „Grze o tron”.

– Wyda­je mi się, że nie kupił ich dla sie­bie, raczej dla kogoś w pre­zen­cie – mówi Mag­da z dumą. — o miłe, że mu się spodo­ba­ły i że pole­cia­ły z nim do Sta­nów Zjed­no­czo­nych.

Mag­da nie­daw­no stwo­rzy­ła kol­czy­ki z solą z kopal­ni w Wie­licz­ce.

– Byłam w Wie­licz­ce z mężem i synem na wyciecz­ce. Przy­wio­złam sobie sól stam­tąd. Pomy­śla­łam, że war­to spraw­dzić, jak zacho­wa­ją się posy­pa­ne nią akwa­re­le — opo­wia­da artyst­ka. — Bar­dzo mi się spodo­bał efekt! Wysła­łam kol­czy­ki do Wie­licz­ki, żeby im je poka­zać. Teraz moje pra­ce z wyko­rzy­sta­niem ich soli moż­na kupić jako pamiąt­ki w skle­pie pod zie­mią.

Bo dla Mag­dy Aqu­arel­ki to wię­cej niż biżu­te­ria – to spo­sób na zatrzy­ma­nie wspo­mnień.

– Bo ile moż­na przy­wo­zić magne­sów na lodów­kę? Czy nie lepiej kupić sobie coś, co będzie się nosić? — pod­kre­śla artyst­ka. — Bar­dzo się cie­szę, że frag­men­ty z War­mii moż­na kupić z jed­nej z naj­cie­kaw­szych kopal­ni w Pol­sce.

W ten spo­sób Mag­da Spi­czak-Brze­ziń­ska prze­kształ­ca War­mię w sztu­kę – kawa­łek po kawał­ku, z emo­cji, kolo­rów i odro­bi­ny żywi­cy. Ale każ­da Aqu­arel­ka to też dowód na to, że w naj­mniej­szych deta­lach może kryć się wiel­ka histo­ria.

Jakie nowo­ści stwo­rzy­ła Mag­da? Moż­na je zna­leźć na stro­nie aquarelki.pl albo na Face­bo­oku, Insta­gra­mieTik­To­ku.