W Gietrzwałdzie czekają na turystów prawdziwe skarby – deskale. To malowidła na starych, drewnianych stodołach, które przenoszą w czasie, ożywiając archiwalne zdjęcia mieszkańców wsi. Każdy obraz to kawałek lokalnej historii.
Gietrzwałd to miejsce, które ma w sobie coś więcej niż tylko sanktuarium i maryjne objawienia. To także klimatyczne stodoły ozdobione deskalami – niezwykłymi malowidłami, które przyciągają spojrzenia i dodają wsi uroku. Za tymi dziełami stoi Arkadiusz Andrejkow, artysta z Podkarpacia, który ożywia stare budynki, przenosząc na nie historie ludzi.

Wszystko zaczęło się w 2020 roku, kiedy Gietrzwałd świętował 670. urodziny. Siedem przyjaciółek z grupy Komitet Kulturalny G7 postanowiło zrobić coś nietuzinkowego. Padł pomysł, by na wielkiej stodole naprzeciwko urzędu gminy pojawił się deskal. To miejsce, którego nie da się minąć, więc idealnie nadawało się na artystyczną wizytówkę. Właściciele budynku od razu dali zielone światło, a dziewczyny poszły za ciosem – w Gietrzwałdzie znalazły się jeszcze dwie stodoły, które też aż prosiły się o ozdobienie. I tak ruszyła lawina kreatywności.
Historia jak żywa
Arkadiusz Andrejkow był wyborem oczywistym. Ten mistrz deskali zasłynął na Podkarpaciu, gdzie na starych szopach i stodołach maluje portrety dawnych mieszkańców, tworząc swoisty „Cichy memoriał”. Jego prace wyglądają jak żywe – postaci zdają się niemal wychodzić z desek. Co więcej, potrafi wyczarować taki obraz w jeden dzień. Do tego Andrejkow zakochał się w Warmii. Wcześniej jej nie znał – z Sanoka to przecież wyprawa na drugi koniec świata – ale jak raz przyjechał, to przepadł. Wracał tu z radością, czasem nawet malował „w prezencie”, oczarowany lokalnym klimatem i pasją ludzi. Większość deskali powstała jednak dzięki internetowym zbiórkom. Andrejkow jednak stworzył wiejską galerię, którą można zobaczyć w plenerze, za darmo i o każdej porze.

- Te deskale i murale to swoista atrakcja turystyczna. Dzięki nim można zatrzymać się tu dłużej. Ale są one również po to, aby kontynuować opowieść o Gietrzwałdzie, która nie zatrzymała się przecież na 1945 roku. Wtedy umownie mieszkańcy mówili, że wróciła tu Polska. O tym, co było po wojnie, też warto pamiętać — zwraca uwagę Iza Karpińska, miłośniczka Gietrzwałdu, przewodniczka PTTK i członkini G7. — Gietrzwałd jest dobrym punktem do pokazania wymiany społeczności. Warmiacy i Mazurzy wyjeżdżali przecież licznie do Niemiec. Z jakiego powodu to się działo? Warto też opowiadać o tym, kto tu przyjechał, kim byli osiedleńcy i jak zmieniała się tożsamość lokalnej społeczności.
Marta, Klaus, Rowena
Kogo przedstawiają deskale? Na jednej ze stodół widnieje Marta Samulowska, żona patriotycznego poety Andrzeja Samulowskiego. Przybyła ze Śląska, wspierała męża w jego działalności, prowadziła polską księgarnię i wychowała siedmioro dzieci. Zmarła w 1942 roku, mając 85 lat. Ale jest też sam Andrzej Samulowski. Ma swój mural na jednej ze ścian zespołu szkolno-przedszkolnego w Gietrzwałdzie.
Kolejny deskal to Klaus Jach, kolega ze szkolnej ławy właścicielki stodoły, Anieli Dadun. Mały Klaus chwali się pierwszym dziecięcym rowerem w Gietrzwałdzie. Jego rodzina wyemigrowała do Niemiec w latach 60., ale on zawsze wracał na Warmię.
Inny deskal przedstawia Czesława, brata Stanisława Kondrata – cymbalisty z Wileńszczyzny, który po repatriacji osiadł w Polsce. Czesław jedzie tu wozem z wnukami, a gwiazdą jest koń Kuba – rodzinna legenda.

Na murze szkoły spogląda Benedykt Chechłowski, nauczyciel historii i dyrektor, który w 1949 roku przyjechał tu na odpust, a został na ponad 40 lat. Tworzył szkolną izbę pamięci, zbierając pamiątki od Warmiaków.
Z kolei w murowanej okiennicy widać Rowenę – fotografkę z pasją do ogrodów i aktorstwa. Jej historia zaczęła się od zdjęcia z 1965 roku, a małżeństwo z mężem, poznanym 80 km od Olsztyna, trwa już ponad 50 lat.
Maria Zientara-Malewska, warmińska pisarka i nauczycielka, też ma w Gietrzwałdzie swój deskal. Organizowała polskie przedszkola, przetrwała obóz w Ravensbrück, a po wojnie budowała polskość na Warmii.
Inne dzieło pokazuje dwie dziewczynki w warmińskich strojach, tańczące w latach 60. dzięki lokalnemu nauczycielowi. Jest też Brunon Bleks na koniu – cukiernik z Naglad, który zmarł w 2017 roku oraz Klara z 1875 roku, matka jedenaściorga dzieci, pracująca przy kołowrotku.
W okolicach Gietrzwałdu
Deskale ruszyły w teren, bo w Gietrzwałdzie zaczęło brakować stodół. W Nagladach Józef Białojan, urodzony w 1899 roku, spogląda ze stodoły wnuka. Polak mówiący po niemiecku, wrócił z Syberii, by być sołtysem i radnym. Z kolei w Rentynach mural przedstawia Józefa Karpińskiego, harcerza z Osieka, który w latach 60. trafił na okładkę „Świata Młodych” przy kręceniu majonezu. W Worytach zaś Barbara Samulowska, wizjonerka z 1877 roku, przypomina o duchowej historii regionu.
- Przy każdym malowidle jest tabliczka informacyjna w trzech językach: po polsku, angielsku i niemiecku. Jest też pokazane oryginalne zdjęcie — podkreśla Iza Karpińska. — Można przeczytać historię związaną z danym zdjęciem. Zatrzymujemy ją w czasie. Myślę, że dzięki temu pobudzamy również wyobraźnię.

Każdy deskal to kawałek Warmii – żywy i prawdziwy. Dlatego powstała mapa wszystkich deskali i murali w gminie – jest ich już czternaście. Darmową mapkę można odebrać w informacji turystycznej Gietrzwałdu.
Portal Olsztyn.com.pl odkrywa tajemnice deskali w rozmowie z Izą Karpińską.