W niezwykły sposób oświadczył się żonie, pracował od rana i zatrzymywał… tramwaje. Feliks Nowowiejski skomponował „Rotę” do wiersza Marii Konopnickiej, uznawaną za nieoficjalny drugi hymn Polski. Ale nie byłoby tej pieśni, gdyby nie Warmia w sercu artysty.
Dzień 7 lutego 1877 w Wartemborku (obecnie Barczewo) zapisuje się w historii Warmii. Rodzi się Feliks Nowowiejski, przyszły kompozytor, organista, dyrygent i pedagog. Współcześni znają go jednak przede wszystkim jako autora „Roty”. To do jego melodii śpiewamy do dziś „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród”.
- Nowowiejski był człowiekiem z jednej strony bardzo dbającym o swoje interesy, ale i bujał w obłokach – opowiada w rozmowie z PAP Bogna Nowowiejska-Bielawska, wnuczka kompozytora. — Zdarzało się podobno, że zakładał buty nie do pary albo zabierał parasol w słoneczny dzień, a w deszczowy zostawiał go w domu.

Nawet jeśli mistrz zakładał buty nie do pary, serce miał zawsze na Warmii. Gdy jeździł po świecie, koncertował i komponował, myślał o swojej rodzinnej ziemi. Bo Warmia, gdy się urodził, przechodziła trudny czas. Rok wcześniej sejm, za sprawą Otto von Bismarcka, uchwalił w zaborze pruskim ustawę uznającą język niemiecki za urzędowy. A o Polakach pisał tak: „Bijcie Polaków tak długo, dopóki nie utracą wiary w sens życia; współczuję im ich sytuacji, ale jeśli chcemy przetrwać, nie możemy zrobić nic innego, jak tylko ich wytępić”. Na szczęście Polski z serc Warmiaków nie wymazał. Wybrzmiewała ona w pieśniach, rozmowach i domowych modlitwach. Niestety po cichu, nieoficjalnie. Młody Feliks musiał to wyjątkowo odczuwać, bo jego dom był typowo warmiński i głęboko polski.
- Rodzina i najbliższe środowisko młodego Feliksa były na wskroś polskie, posługiwano się językiem polskim. Już w okresie narzeczeństwa jego ojciec, Franciszek, pisał do przyszłej żony, Katarzyny, listy po polsku, zaś ona posiadała nikłą znajomość języka niemieckiego, która dała o sobie znać w trakcie egzaminu przedślubnego i obowiązku m.in. przetłumaczenia religijnych pozdrowień. Niemieckie pozdrowienie „Es werde Dein Name gelbot” („Niech będzie pochwalone Twoje imię”), przetłumaczyła w następujący sposób: „Nawet konie chwalą Twoje imię” – podkreśla Joanna Maria Garbula w „Obrazie rodziny Feliksa Nowowiejskiego”. — Ojciec Feliksa był właścicielem pracowni krawieckiej. Poza pracą zawodową działał na rzecz polskości, szyjąc biało-czerwone sztandary i odzież dla powstańców styczniowych, którzy zimą na przełomie 1863 i 1864 roku schronili się na Warmii.
W takich okolicznościach dorastał Feliks. I z takim bagażem emocji wyruszył w świat.
Ze Świętej Lipki do Berlina
Nie wiadomo, kto zaczął uczyć małego Feliksa muzyki. Wiemy jednak, że już jako dziesięciolatek skomponował suitę fortepianową „Łatwe tańce klasyczne i współczesne”. Na tej podstawie przyjęto go do prowadzonej przez jezuitów szkoły muzycznej w Świętej Lipce. Tam, oprócz gry na organach i fortepianie, opanował również podstawy gry na fortepianie, skrzypcach, wiolonczeli i waltorni. Skończył szkołę w 1893 roku. Wtedy też z rodzicami przeprowadził się do Olsztyna. Tu grał w orkiestrze pułku grenadierów, ale nie ograniczał się tylko do grania nad Łyną. Talent Feliksa dawał o sobie znać do tego stopnia, że w 1898 roku otrzymał I nagrodę stowarzyszenia The British Musician na konkursie kompozytorskim w Londynie za utwór „Pod sztandarem pokoju”.
W tym samym roku udał się do konserwatorium w Berlinie na półroczne studia, gdzie szlifował kontrapunkt, kompozycję, grę na organach i wiolonczeli. Po powrocie do Olsztyna, od 1898 do 1900 roku, był organistą w kościele św. Jakuba. W tym czasie odbył też trzymiesięczny kurs w Ratyzbonie, gdzie w szkole muzycznej pobierał naukę z zakresu chorału gregoriańskiego i polifonii.
Ale ciągle było mu mało nauki. Dlatego pojechał do Berlina, gdzie do 1902 roku studiował kompozycję i muzykologię. Sporo też już komponował. Jako młody student otrzymał Nagrodę im. Giacomo Meyerbeera — Prix de Rome za oratorium „Powrót syna marnotrawnego” i „Uwerturę romantyczną”. Za pieniądze z nagrody odbył dwuletnią podróż artystyczną przez Niemcy, Czechy, Austrię, Włochy, Afrykę, Francję, Belgię, w czasie której spotkał się z Antoninem Dvořákiem, Gustavem Mahlerem, Camillem Saint-Saënsem, Pietro Mascagnim i Ruggero Leoncavallo.
Język polski na nowo
Jednak nie tylko spotkania z wielkimi muzykami go wzbogacały. Sam dużo tworzył, zbierał liczne nagrody i wyróżnienia. Stał się mistrzem w swojej klasie.
- Kompozytor brał wybitny udział w życiu śpiewactwa berlińskiego, a jego utwory cieszyły się tak wielką wśród rodaków popularnością, że nie było koła, które by nie wykonało chociaż jednej z tych pięknych pieśni – czytamy w „Polacy w Berlinie” autorstwa Antoniego Gołąbka i Jana Kaźmierczaka. — Nowowiejski znany był wówczas jako jeden z największych kompozytorów polskich, poważany nie tylko przez polski świat muzyczny, ale i przez obcych.
Za sprawą bliskich kontaktów z Polakami w Niemczech — zwłaszcza z Ludomirem Różyckim i Mieczysławem Karłowiczem — Feliks dogłębnie zapoznał się z historią Polski i z metodami germanizacji w zaborze pruskim. A pod wpływem Czesława Meissnera, działacza Towarzystwa Czytelni Ludowych, na nowo nauczył się języka polskiego i opanował jego formę literacką. Wpływ na polską tożsamość kompozytora miał też wyznawany katolicyzm, który odróżniał Warmiaków od reszty mieszkańców Prus.

Mąż, ojciec, kompozytor
W 1909 roku Nowowiejski powrócił do kraju i osiadł w Krakowie. Pełnił tu funkcję dyrektora artystycznego Towarzystwa Muzycznego, występował jako dyrygent na koncertach symfonicznych oraz jako organista. W Krakowie poznał też Elżbietę Mironow-Mirocką, w której się zakochał. Nie poprosił jej jednak o rękę jak na dżentelmena przystało. Zrobił to w swoim stylu. Stanowczo zakomunikował, że ona — jako jego przyszła żona — nie może iść na bal, na który wkrótce się wybierała, bo on nie umie tańczyć, a jej samej iść nie wypada. Został przyjęty.
- Feliks Nowowiejski miał dużą rodzinę, pięcioro dzieci. Jego córeczka Wanda zmarła w wieku 3 lat, ale pozostało mu na utrzymaniu czterech synów i żona. Musiał więc komponować nie tylko bardzo ambitne dzieła wykonywane w wielkich salach koncertowych, ale i takie dla orkiestr amatorskich czy chórów – zwraca uwagę Bogna Nowowiejska-Bielawska. — Jedną z najbardziej znanych anegdot jest ta związana z utworem dla orkiestry wojskowej. Zamawiający ustalił z kompozytorem, że wojsko przyśle wóz gnoju do ogrodu, do użyźnienia ziemi. Nowowiejski przesłał im kompozycję, ale okazało się, że mają pretensje, bo jest za krótka. Na to kompozytor wykrzyknął wzburzony: „Za kupę gnoju mam im całą symfonię skomponować?!” Nowowiejski stworzył wiele utworów dla takich właśnie zespołów amatorskich, głównie dla pieniędzy, żeby mieć za co żyć. To jednak powoduje, że te naprawdę ambitne kompozycje są trochę zapomniane i sam Nowowiejski stał się zapomnianym kompozytorem.
„Rota” na kartce z kieszeni
Po wybuchu I wojny światowej, przez cały okres jej trwania, Feliks Nowowiejski chronił się przed frontem w orkiestrze berlińskiej. Po wojnie osiadł w Poznaniu i czynnie włączył się w nurt odradzającego się życia kulturalnego miasta.
- Feliks Nowowiejski szukał ośrodka, w którym mógłby najlepiej się rozwijać jako kompozytor. Kraków był specyficzny, nie za bardzo go tam lubiano (…) Poznań natomiast był jednym z najprężniej działających ośrodków. Tutaj Feliks otrzymał propozycje objęcia klasy organów w Akademii Muzycznej. Tu też działało kilka dobrych orkiestr, chórów i miał nadzieję na wykonywanie przez nie jego utworów. Lata poznańskie wiążą się też chyba z najszczęśliwszym okresem w życiu rodzinnym Feliksa Nowowiejskiego. – podkreśla wnuczka kompozytora. – Nowowiejski był nie tylko bardzo znaną postacią, ale i niezwykle barwną i lubianą osobą w Poznaniu. Na widok przechadzającego się aleją Feliksa Nowowiejskiego maszyniści zatrzymywali tramwaje i wołali: „Cześć mistrzu! Cześć pieśni!”. Nieraz, mimo tego że nie było przystanku w danym miejscu, otwierały się drzwi i mógł wejść do tramwaju. Nie był też związany jako organista z żadnym kościołem, natomiast lubił bywać w różnych miejscach na niedzielnych mszach. Zazwyczaj zawiedziony grą organisty w kościele potrafił go zepchnąć z ławki i sam improwizował. Osobą, która stała na straży jego kariery i rozwoju była jego żona, która nie tylko zajmowała się domem, ale była też jego sekretarką: przepisywała nuty i pisała listy.
I dodaje: — W Poznaniu dziadek miał przede wszystkim ściśle określony rytm dnia. Wstawał wcześnie rano, komponowanie rozpoczynał punktualnie o 9 i pracował do 12. Później wychodził do tzw. miasta, czyli do centrum, na spotkania w kawiarni przy ul. Fredry. Bardzo lubił rozmawiać, spotykać się z dyrygentami, artystami, dziennikarzami i omawiać kolejne koncerty. Zabiegał też, żeby istnieć w prasie — był nie tylko kompozytorem, ale i swoim własnym menadżerem. Około godziny 14 wracał do domu na obiad i od 16 do wieczora ponownie komponował. Mimo tego ściśle ustalonego harmonogramu zdarzało się jednak, że w jakimś przypływie chwili wyciągał z kieszeni kartkę i pisał na niej pięciolinię, po czym zapisywał na niej utwór — tak było choćby z muzyką do „Roty” Marii Konopnickiej.
Drugi hymn narodowy
W 1910 roku Feliks Nowowiejski skomponował muzykę „Roty”. Wybrzmiewa w nim miłość do Warmii i do trudnej historii, jakiej artysta był świadkiem. Pierwsze wykonanie pieśni odbyło się 15 lipca podczas odsłonięcia Pomnika Grunwaldzkiego, w czasie obchodów 500. rocznicy Bitwy pod Grunwaldem. Krzepiąca duch polski pieśń uważana za drugi hymn narodowy, wielokrotnie towarzyszyła narodowi polskiemu podczas walki o wyzwolenie. Do chwili obecnej to jedna z najczęściej śpiewanych polskich pieśni patriotycznych.

Nowowiejski namiętnie komponował utwory, które miały w rodakach umacniać polskość. Włączył się też w walkę o polskość na Warmii. Jako uczestnik prac plebiscytowych na Warmii, Mazurach i Powiślu, w maju 1920 roku skomponował „Hymn Warmiński”, który po raz pierwszy został wykonany 2 czerwca 1920 roku w Olsztynie. Patriotyczna pieśń odegrała ważną rolę w okresie plebiscytu i później w walce Warmiaków przeciw germanizacji.
Sygnały wywoławcze i hejnał
Jednym z najbardziej znanych utworów kompozytora jest również opera „Legenda Bałtyku”. Wykonana w Poznaniu 28 listopada 1924 roku szybko zyskała miano polskiej opery narodowej. Oparta jest na starosłowiańskim micie o zatopionym mieście Wineta. Jej akcja rozgrywa się na słowiańskim wybrzeżu Bałtyku w czasach przedhistorycznych. Bogactwo wątków ludowych, baśniowych i mitologicznych we wspaniałej oprawie muzycznej sprawiło, że opera ta w dniu swej premiery okazała się wielkim sukcesem i wystawiana była setki razy na wielu scenach. To właśnie na cześć głównej bohaterki tego utworu wnuczka Feliksa otrzymała na imię Bogna.
Po wybuchu II wojny światowej Nowowiejski ukrywał się w szpitalu sióstr elżbietanek w Poznaniu, następnie wyjechał do Krakowa. Do Poznania powrócił w sierpniu 1945 roku. Zmarł 18 stycznia 1946 roku.
Za życia, choć popularny, bywał niedoceniany przez krytyków. Po wojnie pamiętany w zasadzie jako autor muzyki do „Roty”, choć dwa ośrodki telewizyjne i jeden radiowy obrały sobie fragmenty jego utworów jako sygnały wywoławcze. Oddział poznańskiej telewizji wybrał „Rotę”, a rozgłośnia radiowa w Olsztynie pieśń „O Warmio moja miła”, która jest obecnie oficjalnym hymnem i hejnałem Olsztyna, natomiast „Hymn Pomorza” był oficjalnym sygnałem telewizji gdańskiej.

Pogrzeb artysty, który odbył się w Poznaniu 22 stycznia, stał się manifestacją narodową. Przed ratuszem wykonano m.in. psalm Mikołaja Gomółki, motet autorstwa Orlanda di Lasso i hymn „Ufajcie” Nowowiejskiego. Tłumy zaintonowały „Rotę”.
Feliks Nowowiejski był patronem 2016 roku. „Zawsze stał po stronie polskości i polskiej kultury” — głosiła uchwała przyjęta przez Sejm.