Ferdinand Schulz – pionier szybownictwa i rekordzista świata – zostanie uhonorowany w Pliszewie, skąd pochodził. W centrum wsi stanie tablica upamiętniająca „Ikara z warmińskiego nieba”.
W Piszewie, wsi w gminie Jeziorany na Warmii, stanie tablica upamiętniająca Ferdinanda Schulza. To lokalny bohater, pruski lotnik i konstruktor szybowców. Nazywany był „Ikarem z warmińskiego nieba”.
Tablicę chcą ufundować seniorzy lotnictwa z Pruszcza Gdańskiego. Mieszkańcy Piszewa nie mają nic przeciwko. Inicjatywa ma pełne poparcie mieszkańców. Tablica zostanie zamontowana na dużym kamieniu w centrum wsi.
Wciąż stoi dom, w którym Schulz się urodził. Dziś mieści się tam świetlica wiejska i sklep. Piętro służy jako mieszkanie. Sołtyska Piszewa, Teresa Jarkiewicz, zapewnia, że lokalna społeczność z chęcią włączy się w upamiętnienie swojego znanego krajana.
Ikar z Warmii
Ferdinand Schulz, zwany „Ikarem z warmińskiego nieba”, był pionierem lotnictwa i twórcą szybowców budowanych dosłownie z tego, co miał pod ręką. Do pierwszego modelu wykorzystał świerkowe listewki, papier pergaminowy, drut do kwiatów i blachę z puszek po konserwach. W najsłynniejszym szybowcu FS 2 użył także kijów do szczotek i strun fortepianowych. Tak powstała konstrukcja, która w latach 20. XX wieku pobiła światowe rekordy.
W kolejnej konstrukcji Schulz zrezygnował z papieru. Zastąpił go tkaniną. FS 3 zbudował m.in. z kijów od mioteł, muślinu, sznurka i strun fortepianowych. Całość kosztowała go 100 marek. 11 maja 1924 roku w Rossitten ustanowił na nim rekord świata – przeleciał bez lądowania przez 8 godzin i 42 minuty. Od tego dnia znała go cała lotnicza Europa.
W Muzeum Miasta Malborka można dziś zobaczyć model FS 3 w skali 1:2. Trudno nie zadać sobie pytania: jak Schulz wytrzymał tyle godzin na twardym, drewnianym zydelku? Ręce miał stale zajęte sterami. W starszych modelach nawet tego siedziska nie było.
Samouk, konstruktor, zapalony szybownik
Schulz urodził się w 1892 roku w Piszewie – dziś to niewielka wieś w gminie Jeziorany na Warmii. Od najmłodszych lat interesował się mechaniką i lataniem. Zbudował wiatrak, który zasilał urządzenia w rodzinnym warmińskim domu.
Podczas I wojny światowej służył jako pilot w niemieckiej armii. Ukończył szkolenie w Schwerinie i zdobył stopień podporucznika lotnictwa.
Po wojnie, gdy zakazano Niemcom produkcji samolotów z silnikami, zainteresował się szybownictwem. Z Piszewa ruszył w świat jako samouk, konstruktor, nauczyciel i zapalony szybownik. Jego konstrukcje zdobywały rekordy w Rositten (dzisiejsza Litwa), na Krymie, w Grunau (Jeżów Sudecki).
Bożyszcze kobiet
- Miał twarz muśniętą słońcem i wiatrem, a powagi dodawały mu zmarszczki w kącikach oczu. Pewnie musiał je mrużyć podczas wielogodzinnych lotów, dlatego się ich „dorobił”. (…) Piękny, młody i utytułowany szybownik był bożyszczem kobiet. Pewnie dziś powiedzielibyśmy, że Schulz był starym kawalerem, ale miał duże wzięcie u kobiet, które go uwielbiały, pisały do niego listy. Ale jego wielką miłością było szybownictwo i motocykle – opowiada w rozmowie z portalem malbork.naszemiasto.pl Tomasz Agejczyk, dyrektor Muzeum Miasta Malborka, który od lat zbiera informacje o niezwykłej postaci.
Schulz całkowicie poświęcił się lataniu. Uznał, że nie ma miejsca na rodzinę. Gdy zainteresowanie ze strony kobiet zaczęło go męczyć, sięgnął po sprytny fortel. W Cranz zrobił sobie zdjęcie z trzema identycznie ubranymi chłopcami. Fotografia krążyła z podpisem: „Schulz z dziećmi”. Ten prosty zabieg skutecznie ostudził uczucia wielbicielek.
Rekord za rekordem
W 1925 roku na Krymie Schulz wzniósł się na wysokość 435 metrów i unosił się w powietrzu ponad 12 godzin. Dwa lata później w Rossitten ustanowił trzy kolejne rekordy świata – m.in. przeleciał 455 km w locie wahadłowym ze średnią prędkością ponad 54 km/h. W 1928 roku wzbił się na wysokość 652 metrów.
Nie był jednak tylko sportowcem i konstruktorem. Działał też społecznie – uczył młodzież, szkolił przyszłych lotników, zakładał aerokluby. Był jednym z organizatorów lotnictwa w Malborku, ale zawsze podkreślał swoje warmińskie korzenie.
Tragiczny finał
Schulz był lotnikiem podczas I wojny światowej i nosił stopień podporucznika. Specjaliści naliczyli, że aż 98 razy uniknął śmiertelnego niebezpieczeństwa. Już w pierwszym locie na front jego samolot został ostrzelany, lecz udało mu się awaryjnie wylądować na łące i przeżyć. Zginął już po wojnie 16 czerwca 1929 roku podczas pokazowego lotu pod Sztumem. Zrzucał wieniec z wysokości 50 metrów. Skrzydło jego samolotu się załamało. Lotnik spadł na ziemię i zginął na miejscu. Miał 36 lat.
Został pochowany w Lidzbarku Warmińskim. Na cmentarzu znajduje się jego grób i pomnik. Jego pamięć jest tam wciąż żywa, choć wielu mieszkańców regionu nie zna dziś jego historii.
Warmia też pamięta
W ostatnich latach postać Schulza przypominało Muzeum Miasta Malborka. W tym mieście pracował jako nauczyciel. W 95. rocznicę jego śmierci wspólnie z Ostpreußisches Landesmuseum przygotowali wystawę „Ferdinand Schulz Pruski Ikar”. Na czasowej wystawie w zamku w Lidzbarku Warmińskim można było zobaczyć szybowce zrobione z kijów od szczotek. W roku szkolnym 2005/2006 uczniowie ze Szkoły Podstawowej nr 3 w Malborku, która w latach 1935–1945 nosiła imię Ferdinanda Schulza, realizowali program mający na celu przybliżenie jego sylwetki. Wówczas odsłonięto tablicę na budynku, w którym Schulz mieszkał w latach 1927–1929. Uroczystość odbyła się 16 czerwca 2006 roku, w rocznicę tragicznej śmierci lotnika.
Teraz Schulz zostanie upamiętniony także w rodzinnej wsi.