Tuż przy gra­ni­cy War­mii, nie­opo­dal From­bor­ka, znaj­du­je się Świę­ty Kamień. To miej­sce, gdzie koń­czy się War­mia. Albo zaczy­na opo­wieść o niej.

Nie każ­da gra­ni­ca musi być kre­ską na mapie. Cza­sem wystar­czy jeden głaz. Świę­ty Kamień przez wie­ki uwa­ża­no za punkt gra­nicz­ny War­mii. To wła­śnie tu koń­czył się dostęp tej histo­rycz­nej kra­iny do Zale­wu Wiśla­ne­go i – sze­rzej – do Morza Bał­tyc­kie­go. Dalej zaczy­na­ła się już Poge­za­nia.

Dla War­mii te kil­ka­na­ście kilo­me­trów brze­gu mia­ło ogrom­ne zna­cze­nie. Przez port w pobli­skim Bra­nie­wie pro­wa­dzi­ły kie­dyś waż­ne szla­ki han­dlo­we. Łączy­ły War­mię z mia­sta­mi Han­zy, Skan­dy­na­wią i nawet z Anglią. A Świę­ty Kamień stał tu, nie­zmien­ny, od tysię­cy lat.

Lodowiec zostawił po sobie pamiątkę

Ten głaz narzu­to­wy nie zna­lazł się tu przy­pad­kiem. Oko­ło 15 tysię­cy lat temu przy­niósł go lodo­wiec. Ma 14,25 metra obwo­du i ponad dwa metry wyso­ko­ści. Leży w wodzie, kil­ka-kil­ka­dzie­siąt metrów od brze­gu — zależ­nie od pozio­mu Zale­wu Wiśla­ne­go. Gdy woda jest niska, doj­ście do nie­go nie sta­no­wi pro­ble­mu. Dla wie­lu to lokal­na atrak­cja — moż­na się tam prze­spa­ce­ro­wać, zro­bić zdję­cie, a nawet usiąść na samym kamie­niu.

Świę­ty Kamień. Od tego miej­sca aż do ujścia Pasłę­ki mia­ła War­mia dostęp do Zale­wu, fot. Alek­san­der Durkiewicz/Wikipedia

Olbrzym rzucił kamieniem

Ze Świę­tym Kamie­niem zwią­za­na jest cie­ka­wa legen­da spi­sa­na w latach sześć­dzie­sią­tych XIX wie­ku przez Frie­dri­cha Ben­tle­ra.

- Otóż w bar­dzo odle­głych cza­sach, kie­dy nie było tu jesz­cze ludzi, teren ten zamiesz­ki­wa­ły olbrzy­my. W oko­li­cy było dwóch takich gigan­tów, któ­rzy rywa­li­zo­wa­li ze sobą. Jeden z nich miesz­kał w lesie Wic­ke, dru­gi zaś na Mie­rzei Wiśla­nej, w zam­ku Naito — opo­wia­da Robert Kli­mek w tek­ście „O Świę­tym Kamie­niu spod Tolk­mic­ka, zam­ku Naito i krwa­wych wal­kach olbrzy­mów — czy­li ile praw­dy o Pru­sach moż­na zna­leźć w legen­dach. — Pew­ne­go razu olbrzym z Mie­rzei rzu­cił w kie­run­ku lasu Wic­ke wiel­ki kamień, lecz ten nie dole­ciał do celu i spadł na pły­ci­znę nie­da­le­ko brze­gu. W odwe­cie olbrzym z Wic­ke tra­fił dużym gła­zem prze­ciw­ni­ka z zam­ku Naito i zabił go. Ude­rzo­ny olbrzym upadł na pia­sek wydm, a tam, gdzie na zie­mi sączy­ła się jego krew, wyro­sły borów­ki. (…) Ów kamień, któ­ry nie został dorzu­co­ny do lasu Wic­ke, był poświę­co­ny bóstwu Kur­ke (Kur­cho) i słu­żył Pru­som za ołtarz ofiar­ny. Przy ołta­rzu znaj­do­wa­ła się żerdź, na któ­rej był zawie­szo­ny wize­ru­nek Kur­ke chro­nio­ny przed wia­trem i wodą skó­ra­mi zwie­rzę­cy­mi. Na ołta­rzu skła­da­no „pier­wo­ci­ny”, a były to naj­czę­ściej pierw­sze zło­wio­ne ryby, pierw­sze wio­sen­ne kwia­ty i inne ofia­ry, któ­re póź­niej tra­wił świę­ty ogień.

I doda­je — Nie­da­le­ko gła­zu wzno­si­ła się wyso­ka żerdź o dłu­go­ści co naj­mniej 8 sąż­ni. Na nią nacią­gnię­ta była skó­ra kozła, a nad łbem zwie­rzę­cia umiesz­czo­no duży wie­niec uple­cio­ny z róż­ne­go rodza­ju zbóż i ziół. Po zakoń­cze­niu cere­mo­nii kawał­ki wień­ca były roz­dzie­la­ne mię­dzy uczest­ni­ków, zaś skó­rę zabie­rał waj­de­lo­ta.

Grunau, bóstwa i święty ogień

Świę­ty Kamień poja­wia się w źró­dłach już w XVI wie­ku. Wspo­mi­nał o nim Szy­mon Gru­nau, domi­ni­ka­nin i kro­ni­karz. Nazy­wał go „Heili­ger Ste­in” – Świę­ty Kamień. Jego opis to jeden z naj­star­szych zapi­sów o tym miej­scu.

- Opi­su­jąc pru­skie bóstwa, kil­ka zdań poświę­cił tak­że Kur­ke (Cur­cho). Mia­ło być ono szó­ste pod wzglę­dem ran­gi w pan­te­onie Pru­sów — pod­kre­śla Robert Kli­mek. — Głów­nym miej­scem jego kul­tu była miej­sco­wość Heili­gen­be­il (Świę­ta Sie­kier­ka, obec­nie Mamo­no­wo), gdzie znaj­do­wał się dąb, przy któ­rym pło­nął świę­ty ogień. Spa­la­no na nim ofia­ry, głów­nie w posta­ci wymłó­co­ne­go zbo­ża, ale też innej żyw­no­ści, jak miód i mle­ko.

Spokojna plaża z widokiem

Tuż przy gła­zie znaj­du­je się dzi­ka, nie­wiel­ka pla­ża. Bez infra­struk­tu­ry, ale z dużym kli­ma­tem. Ide­al­na na krót­ki wypad, szcze­gól­nie poza sezo­nem. Widok? W stro­nę From­bor­ka – zabu­do­wa­nia wzgó­rza kate­dral­ne­go. W dru­gą stro­nę – otwar­ty Zalew. Teren raczej nie­za­tło­czo­ny, w sam raz dla tych, któ­rzy wolą natu­rę zamiast dep­ta­ku.

W pobli­żu też prze­bie­ga daw­na linia Kolei Nadza­le­wo­wej, zbu­do­wa­na pod koniec XIX wie­ku. Łączy­ła Elbląg z Kró­lew­cem. Ostat­ni pociąg prze­je­chał tędy w 2013 roku, ale nasyp kole­jo­wy nadal prze­ci­na teren nie­opo­dal pla­ży. W 2015 roku uru­cho­mio­no w tym miej­scu odci­nek rowe­ro­we­go szla­ku Gre­en Velo. Dzia­ła tu też Nadza­le­wo­wa Kolej Dre­zy­no­wa kur­su­ją­ca na tra­sie Tolk­mic­ko — From­bork. Jed­nym z przy­stan­ków jest wła­śnie Świę­ty Kamień.

Świę­ty Kamień nad brze­giem Zale­wu Wiśla­ne­go, fot. Alek­san­der Durkiewicz/Wikipedia

Dobre miejsce na mapie

Świę­ty Kamień to miej­sce z histo­rią, pomnik przy­ro­dy nie­oży­wio­nej, ale nie muzeum. Moż­na tu przy­je­chać rowe­rem, zro­bić spa­cer, zatrzy­mać się na chwi­lę i ruszyć dalej. W tle — War­mia, któ­ra koń­czy się wła­śnie tutaj. Wyraź­nie, twar­do i bez dwóch zdań.

Ale jak tu tra­fić? Do Świę­te­go Kamie­nia pro­wa­dzi kil­ka dróg. Oso­by zmo­to­ry­zo­wa­ne mogą dotrzeć dro­gą z Tolk­mic­ka do leśni­czów­ki Nowy Wiek (prze­dłu­że­nie ul. Mor­skiej); oko­ło 700 metrów za nią znaj­du­je się nie­wiel­ki par­king z dro­go­wska­zem nama­lo­wa­nym na drze­wie. Dalej tra­sa wie­dzie pie­szo przez malow­ni­czy wąwóz – cha­rak­te­ry­stycz­ny ele­ment kra­jo­bra­zu Wyso­czy­zny Elblą­skiej. Po dro­dze mija się okaz buka pospo­li­te­go – pomnik przy­ro­dy o obwo­dzie 336 cm i wyso­ko­ści 31 m. Następ­nie docho­dzi się do torów kole­jo­wych, przy któ­rych nale­ży skrę­cić w lewo. Po oko­ło 100 metrach widocz­na jest tabli­ca z opi­sem Świę­te­go Kamie­nia. Z oko­lic gła­zu roz­ta­cza­ją się malow­ni­cze wido­ki na Zalew Wiśla­ny oraz pobli­ski From­bork.