Biskup warmiński, mistrz słowa i „książę polskich poetów”. Jego bajki i satyry to klasyka polskiej literatury. Ignacy Krasicki błyskotliwie wyśmiewał w nich ludzkie wady. Swoje też?
Ignacy Krasicki, gdyby żył dzisiaj, byłby królem memów i internetowych aforyzmów. Przysługuje mu jednak miano „księcia poetów polskich”. Bo był niezwykłą postacią – duchownym, literatem, satyrykiem i jednym z najbardziej błyskotliwych umysłów polskiego oświecenia. To on nauczył nas śmiać się z ludzkich wad, nie tracąc przy tym klasy.
- Nie jest on z tych, co mają w ręku grom lub choćby błysk marsowy we wzroku, ale w oczach jego jest błysk inny — delikatnej ironii. I tą ironią właśnie umiał walczyć jak nikt przed nim i po nim — zauważa Konstanty Wojciechowski w biografii „Ignacy Krasicki”. — Poezje jego stały się typem wyrazu literackiego, w którym ujawnia się określony typ psychiczny: ironizującego humorysty. Ich żywotność natomiast, niewygasająca aktualność, płynie nie z wyrazu, lecz z treści, z ducha obywatelskiego, który je przenika, z prawdy wewnętrznej, ze zdolności odnajdywania pod maską prawdziwego oblicza ludzkiego.

Dla grosza i dla chwały Bożej
Ignacy Krasicki przyszedł na świat 3 lutego 1735 roku w Dubiecku nad Sanem w zubożałej rodzinie magnackiej, ale z tytułem hrabiów Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Niewiele to jednak zmieniało. Miał dwie starsze siostry i czterech braci, więc rodzinie pewnie niełatwo było „wiązać koniec z końcem”. Czy dlatego Ignacy przerzucany był z miejsca na miejsce? Wychowywał się początkowo w domu rodzinnym, potem u matki chrzestnej, a jeszcze później u ciotki. Gdzie dokładnie zdecydował, że chce zostać księdzem? Trudno stwierdzić. W żadnym z tych miejsc się nie przelewało. Nie dziwi więc, że po latach Krasicki mówił szczerze o swoim powołaniu: „Szedłem dla grosza i dla chwały Bożej”. Namawiali go do tego też jego rodzice. Bo ksiądz w dom, to Bóg w dom.
Przyjaciel króla z awansem
Krasicki otrzymał staranne wykształcenie. Uczył się w kolegium jezuitów we Lwowie, a w 1751 wstąpił do seminarium duchownego w Warszawie. Osiem lat później otrzymał święcenia kapłańskie. I wtedy świat stanął przed nim otworem. Do tego miał dar przekonywania i bez problemu zjednywał sobie ludzi. Lgnęli do niego, bo — jak byśmy dziś powiedzieli — był fajnym facetem.

Być może dlatego Krasicki wspinał się po szczeblach kariery duchownej dość szybko. W 1763 roku został sekretarzem prymasa Władysława Aleksandra Łubieńskiego i wówczas zaprzyjaźnił się z młodym Stanisławem Augustem Poniatowskim – przyszłym królem Polski. Byli rówieśnikami, młodymi ludźmi zapatrzonymi w nowoczesność Zachodu i myśli francuskich filozofów. Dlatego Krasicki został też jednym z jego najbliższych współpracowników. Bywał częstym gościem na słynnych „obiadach czwartkowych”, gdzie błyskotliwie komentował sprawy kraju. Był również jego kapelanem, co zaowocowało już w grudniu 1766 roku intratną propozycją. Otrzymał wtedy biskupstwo warmińskie, związany z tym tytuł książęcy i godność senatora Rzeczypospolitej. Pod koniec życia został jeszcze arcybiskupem gnieźnieńskim. Na pewno był jednym z najważniejszych duchownych w Polsce. Jednak to Warmia zatrzymała go najdłużej. I rozwinęła artystycznie.
- Ignacy Krasicki spędził na Warmii dwadzieścia osiem lat, zatem prawie połowę życia przebywał na ziemiach pruskich. Znajomość tych ziem wyniósł ze szkoły, a także z rodzinnej tradycji – opowiada Stanisław Achremczyk w artykule „Ziemia pruskie w oczach Ignacego Krasickiego”. — Nic zatem dziwnego, że gdy w 1766 roku przyszło mu dokonać wyboru: awans na biskupstwo przemyskie z podkanclerstwem koronnym, biskupstwo żmudzkie czy koadiutoria warmińska z prawem następstwa po bp. Grabowskim, wybrał to ostatnie. Stało się tak nie tylko dlatego, że z biskupstwem tym, jak powszechnie wówczas głoszono, łączył się tytuł książęcy, że roczny dochód stawiał biskupa warmińskiego w rzędzie najbogatszych biskupów Rzeczypospolitej, ale i dlatego, że Lidzbark Warmiński leżał w niezbyt dużej odległości od Warszawy. Stąd blisko było do Gdańska, Elbląga, Królewca, a i do Wilna czy Grodna znacznie bliżej niż z Przemyśla. Wreszcie nie obojętną rzeczą dla Krasickiego był fakt, że Królewiec i Gdańsk należały do ważnych ośrodków kultury i nauki, były miastami portowymi, handlowymi. Gdańsk i jego jarmark św. Dominika był sławny w całej Rzeczypospolitej.
Warmia piękna i trudna
Warmia okazała się dla Krasickiego i wygodna, i opłacalna. Pod każdym względem. A Heilsberg, czyli ówczesny Lidzbark Warmiński, idealny do życia. Pałac, w którym zamieszkał, cieszył oko, a okolica pozwalała odetchnąć. Warmia była jak z bajki – spokojna, zielona, inspirująca. Choć na początku wiało chłodem. Kapituła warmińska przyjęła Krasickiego, jako swojego zwierzchnika, niepewnie w obawie przed zmianami. Do tego czasy mu nie sprzyjały. Nowy książę biskup znalazł się w trudnej sytuacji — nasilały się prowokacje i napór Prus zmierzających do zagarnięcia Warmii w ramach rozbioru Polski. Krasicki protestował publicznie przeciw obcej interwencji. Jednak żył nie tylko polityka. Bo właśnie tu, na Warmii, zaczął pisać na dobre.
Pierwszy polski stand-uper?
Krasicki debiutował późno, bo dopiero w wieku 40 lat. Napisał wówczas jeden ze słynniejszych swoich utworów — „Hymn do miłości Ojczyzny” (1774). Na Warmii napisał też pierwszą polską powieść „Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki” (1776). To historia zagubionego szlachcica, który uczy się życia na własnych błędach. Powieść jest niczym XVIII-wieczny odpowiednik filmu drogi. Krasicki celnie wyśmiewał wady polskiego społeczeństwa: próżność, nieuctwo, życie ponad stan. To powieść tak uniwersalna, że spokojnie można by ją zaadaptować na współczesny serial komediowy.

Najbardziej ceniony jest jednak kunszt bajkopisarski Ignacego Krasickiego. Biskup warmiński doskonale posługiwał się satyrą i nie szczędził krytycznych i ironicznych uwag nawet samemu królowi. Jego „Bajki i przypowieści” (1779) to dzieła ponadczasowe, które uczą, bawią i zmuszają do refleksji. Kto z nas nie zna słynnego cytatu: „Prawdziwa cnota krytyk się nie boi”?
Krasicki w zwięzły i zabawny sposób punktował ludzkie słabości: pychę, chciwość, głupotę. Jednak jego duchowna rola nie przeszkadzała mu w pisaniu ostrych satyr i bawieniu dworzan dowcipem. Legenda głosi, że Krasicki uwielbiał dobrą zabawę i smakowite jedzenie. Podobno nawet przy stole nie mógł powstrzymać się od sypania anegdotami i dowcipami. Mało tego, żartował nawet z księży. Jego satyry, na przykład „Do króla” (1779), krytykowały nie tylko społeczeństwo, ale i duchowieństwo. Krasicki nie oszczędzał nikogo — nawet siebie.
Swój talent do ciętej satyry i humoru pokazał również w „Monachomachii” (1778). Ten poemat heroikomiczny, czyli śmieszna parodia poważnych eposów, szybko zyskał popularność. Już sama nazwa zdradza, że chodzi o walkę mnichów (od greckiego „monachos” – mnich i „mache” — walka). Krasicki przedstawia tu konflikt dwóch zakonów, dominikanów i karmelitów, którzy zamiast duchowej refleksji, wolą toczyć boje o… przewagę w mieście. Krasicki celowo wyolbrzymił i wyśmiał przyziemne sprawy, którymi zajmowali się duchowni, pokazując, jak daleko odeszli od swoich pierwotnych ideałów. Zamiast modlitw i pracy na rzecz wiernych, widzimy mnichów, którzy knują, obrzucają się inwektywami i gotowi są do bijatyki.
W czasach, gdy świat pełen był chaosu, zaborów i zmian, Krasicki potrafił znaleźć w tym wszystkim dystans i humor. Gdyby żył dzisiaj, pewnie pisałby scenariusze do komedii, prowadził kanał na YouTube o satyrycznym spojrzeniu na współczesną Polskę albo byłby rozchwytywanym stand-uperem. Jego twórczość cały czas jest jak lustro — pokazuje, że ludzkie wady i przywary od wieków się nie zmieniają. Cały czas jesteśmy chciwi, próżni i leniwi.
„Jego Przewielebność śnił”
W Lidzbarku Warmińskim Krasicki żył pełnią życia. Rezydował w barokowym pałacu, gdzie pisał bajki, teksty publicystyczne i naukowe. Redagował nawet własną gazetę. Pasjonował się techniką, architekturą oraz kolekcjonował obrazy, ryciny i numizmaty. Przy lidzbarskim zamku założył również park krajobrazowy bogaty w promenady, oranżerie i kolekcje rozmaitych gatunków drzew. Park cieszył nie tylko jego, ale i gości w ciepłe pory roku. Dlatego w pałacu często odbywały się przyjęcia. Krasicki znakomicie tańczył, delektował się dobrą kuchnią i francuskimi winami. We Francji szalała rewolucja, a ze słonecznej Burgundii ciągnęły do Lidzbarka wozy pełne chambertina i montracheta. Krasicki szczególnie zachwalał czerwonego Haut-Bersaca, szampana i holenderskie ostrygi, przywożone w morskiej wodzie.
Książę biskup w Lidzbarku organizował również przedstawienia teatralne, w których sam grywał. W liście do przyjaciela A.H. Lehndorffa z 15 stycznia 1783 roku napisał, że 3 stycznia zaprezentowano w jego teatrze (dawnej piekarni) sztukę amatorską pod tytułem „Patagończycy”. Warto wiedzieć, że sztuki w tym czasie były wystawiane po francusku i mimo że zgromadzona tego dnia publiczność nie rozumiała ani słowa: „oklaskiwali sztukę ponad miarę i Jego Przewielebność śnił, że odbywa wjazd do Babilonu”. Krasicki, co zabawne, pisał do przyjaciela w trzeciej osobie.

„Opornych bito pałkami”
Mimo bogatego życia towarzyskiego, Krasicki wyróżniał się sumiennym podejściem do obowiązków biskupich — wizytował parafie, konsekrował kościoły i ogłaszał listy pasterskie. To odróżniało go od wielu poprzedników. Ale „książę poetów” miał też swoje wady.
- Dyskusyjna jest ocena Krasickiego jako administratora diecezji – zwraca uwagę Stanisław Achremczyk. — Powszechnie uważa się Krasickiego za nienajlepszego administratora, dostrzegając równocześnie jego dbałość o zamek lidzbarski. Przed laty toczyła się dyskusja o roli Krasickiego w reformie gospodarczej na Warmii. Pierwsze lata rządów biskupa cechował rozmach reform i wzrost napięć społecznych. W wyniku reformy pogorszyła się bowiem sytuacja materialna ludności. Dążono do zamiany świadczeń w naturze na czynsz, a były to — o czym trzeba pamiętać — wyjątkowo trudne lata kryzysu monetarnego i politycznego.

- Nowa ordynacja zwiększała świadczenia chłopskie o 100 proc., a czasem i znacznie więcej. Chłopi odmawiali płacenia niesprawiedliwie wymierzonych danin, słali supliki (pisemna prośba, skarga lub zapytanie kierowane do właściciela dóbr ziemskich — red.) i buntowali się. Nie bacząc na to, biskup i kapituła w czasie żniw 1769 roku ściągali daniny według nowej ordynacji środkami przymusu fizycznego. Chłopi się opierali. Na Warmii zapanował terror. „Konne zbiry“ biskupa Krasickiego siekły chłopów rózgami, opornych bito pałkami, a nawet zabijano – zwraca uwagę Roman Wołoszański w tekście „O rewelacjach na temat Ignacego Krasickiego”. — Krasicki zaprezentował się ludności Warmii jako drapieżny wielki feudał, skory do wyciśnięcia dosłownie „ostatniego potu“ z poddanych chłopów. (…) Pomagała mu w tym drapieżna i zachłanna na chłopską krwawicę kapituła fromborska.
- Niewątpliwą zasługą Krasickiego było zorganizowanie poczty warmińskiej utrzymywanej z dochodów biskupich. Ta bezpłatna poczta istniała zaledwie cztery lata – dodaje Stanisław Achremczyk. — Nie wykazał natomiast biskup należytej troski o warmińskie szkolnictwo elementarne i nie wsparł wysiłków ks. Tomasza Grema, domagającego się szkół z polskim językiem wykładowym w południowej Warmii. Tenże sam Krasicki wystarał się jednak przy pomocy Karola von Hohenzollerna o dwa miejsca dla studentów diecezji warmińskiej w rzymskim Collegium Germanicum.
Ignacy Krasicki opuścił Lidzbark Warmiński w 1795 roku. Przez pięć lat był arcybiskupem gnieźnieńskim. Po trzecim rozbiorze Polski i włączeniu Warmii do Prus przeniósł się do Berlina na zaproszenie króla pruskiego Fryderyka Wilhelma II. Mimo wyjazdu z Lidzbarka formalnie pozostał biskupem warmińskim — aż do swojej śmierci w 1801 roku w Berlinie. Krasicki był też ostatnim polskim biskupem warmińskim przed rozbiorami.
Jest pochowany w podziemiach Katedry gnieźnieńskiej.
Dariusz Wiktorowicz na swoim kanale YouTube czyta bajkę Krasickiego „Człowiek i zdrowie”.