Biskup war­miń­ski, mistrz sło­wa i „ksią­żę pol­skich poetów”. Jego baj­ki i saty­ry to kla­sy­ka pol­skiej lite­ra­tu­ry. Igna­cy Kra­sic­ki bły­sko­tli­wie wyśmie­wał w nich ludz­kie wady. Swo­je też?

Igna­cy Kra­sic­ki, gdy­by żył dzi­siaj, był­by kró­lem memów i inter­ne­to­wych afo­ry­zmów. Przy­słu­gu­je mu jed­nak mia­no „księ­cia poetów pol­skich”. Bo był nie­zwy­kłą posta­cią – duchow­nym, lite­ra­tem, saty­ry­kiem i jed­nym z naj­bar­dziej bły­sko­tli­wych umy­słów pol­skie­go oświe­ce­nia. To on nauczył nas śmiać się z ludz­kich wad, nie tra­cąc przy tym kla­sy.

- Nie jest on z tych, co mają w ręku grom lub choć­by błysk mar­so­wy we wzro­ku, ale w oczach jego jest błysk inny — deli­kat­nej iro­nii. I tą iro­nią wła­śnie umiał wal­czyć jak nikt przed nim i po nim — zauwa­ża Kon­stan­ty Woj­cie­chow­ski w bio­gra­fii „Igna­cy Kra­sic­ki”. — Poezje jego sta­ły się typem wyra­zu lite­rac­kie­go, w któ­rym ujaw­nia się okre­ślo­ny typ psy­chicz­ny: iro­ni­zu­ją­ce­go humo­ry­sty. Ich żywot­ność nato­miast, nie­wy­ga­sa­ją­ca aktu­al­ność, pły­nie nie z wyra­zu, lecz z tre­ści, z ducha oby­wa­tel­skie­go, któ­ry je prze­ni­ka, z praw­dy wewnętrz­nej, ze zdol­no­ści odnaj­dy­wa­nia pod maską praw­dzi­we­go obli­cza ludz­kie­go.

Pro­jekt ilu­stra­cji do baj­ki „Hipo­kryt” Igna­ce­go Kra­sic­kie­go z 1868 roku autor­stwa Woj­cie­cha Gersona/Polona.pl

Dla grosza i dla chwały Bożej

Igna­cy Kra­sic­ki przy­szedł na świat 3 lute­go 1735 roku w Dubiec­ku nad Sanem w zubo­ża­łej rodzi­nie magnac­kiej, ale z tytu­łem hra­biów Świę­te­go Cesar­stwa Rzym­skie­go. Nie­wie­le to jed­nak zmie­nia­ło. Miał dwie star­sze sio­stry i czte­rech bra­ci, więc rodzi­nie pew­nie nie­ła­two było „wią­zać koniec z koń­cem”. Czy dla­te­go Igna­cy prze­rzu­ca­ny był z miej­sca na miej­sce? Wycho­wy­wał się począt­ko­wo w domu rodzin­nym, potem u mat­ki chrzest­nej, a jesz­cze póź­niej u ciot­ki. Gdzie dokład­nie zde­cy­do­wał, że chce zostać księ­dzem? Trud­no stwier­dzić. W żad­nym z tych miejsc się nie prze­le­wa­ło. Nie dzi­wi więc, że po latach Kra­sic­ki mówił szcze­rze o swo­im powo­ła­niu: „Sze­dłem dla gro­sza i dla chwa­ły Bożej”. Nama­wia­li go do tego też jego rodzi­ce. Bo ksiądz w dom, to Bóg w dom.

Przyjaciel króla z awansem

Kra­sic­ki otrzy­mał sta­ran­ne wykształ­ce­nie. Uczył się w kole­gium jezu­itów we Lwo­wie, a w 1751 wstą­pił do semi­na­rium duchow­ne­go w War­sza­wie. Osiem lat póź­niej otrzy­mał świę­ce­nia kapłań­skie. I wte­dy świat sta­nął przed nim otwo­rem. Do tego miał dar prze­ko­ny­wa­nia i bez pro­ble­mu zjed­ny­wał sobie ludzi. Lgnę­li do nie­go, bo — jak byśmy dziś powie­dzie­li — był faj­nym face­tem.

List Igna­ce­go Kra­sic­kie­go, fot. Polona.pl

Być może dla­te­go Kra­sic­ki wspi­nał się po szcze­blach karie­ry duchow­nej dość szyb­ko. W 1763 roku został sekre­ta­rzem pry­ma­sa Wła­dy­sła­wa Alek­san­dra Łubień­skie­go i wów­czas zaprzy­jaź­nił się z mło­dym Sta­ni­sła­wem Augu­stem Ponia­tow­skim – przy­szłym kró­lem Pol­ski. Byli rówie­śni­ka­mi, mło­dy­mi ludź­mi zapa­trzo­ny­mi w nowo­cze­sność Zacho­du i myśli fran­cu­skich filo­zo­fów. Dla­te­go Kra­sic­ki został też jed­nym z jego naj­bliż­szych współ­pra­cow­ni­ków. Bywał czę­stym gościem na słyn­nych „obia­dach czwart­ko­wych”, gdzie bły­sko­tli­wie komen­to­wał spra­wy kra­ju. Był rów­nież jego kape­la­nem, co zaowo­co­wa­ło już w grud­niu 1766 roku intrat­ną pro­po­zy­cją. Otrzy­mał wte­dy biskup­stwo war­miń­skie, zwią­za­ny z tym tytuł ksią­żę­cy i god­ność sena­to­ra Rze­czy­po­spo­li­tej. Pod koniec życia został jesz­cze arcy­bi­sku­pem gnieź­nień­skim. Na pew­no był jed­nym z naj­waż­niej­szych duchow­nych w Pol­sce. Jed­nak to War­mia zatrzy­ma­ła go naj­dłu­żej. I roz­wi­nę­ła arty­stycz­nie.

- Igna­cy Kra­sic­ki spę­dził na War­mii dwa­dzie­ścia osiem lat, zatem pra­wie poło­wę życia prze­by­wał na zie­miach pru­skich. Zna­jo­mość tych ziem wyniósł ze szko­ły, a tak­że z rodzin­nej tra­dy­cji – opo­wia­da Sta­ni­sław Achrem­czyk w arty­ku­le „Zie­mia pru­skie w oczach Igna­ce­go Kra­sic­kie­go”. — Nic zatem dziw­ne­go, że gdy w 1766 roku przy­szło mu doko­nać wybo­ru: awans na biskup­stwo prze­my­skie z pod­kanc­ler­stwem koron­nym, biskup­stwo żmudz­kie czy koadiu­to­ria war­miń­ska z pra­wem następ­stwa po bp. Gra­bow­skim, wybrał to ostat­nie. Sta­ło się tak nie tyl­ko dla­te­go, że z biskup­stwem tym, jak powszech­nie wów­czas gło­szo­no, łączył się tytuł ksią­żę­cy, że rocz­ny dochód sta­wiał bisku­pa war­miń­skie­go w rzę­dzie naj­bo­gat­szych bisku­pów Rze­czy­po­spo­li­tej, ale i dla­te­go, że Lidz­bark War­miń­ski leżał w nie­zbyt dużej odle­gło­ści od War­sza­wy. Stąd bli­sko było do Gdań­ska, Elblą­ga, Kró­lew­ca, a i do Wil­na czy Grod­na znacz­nie bli­żej niż z Prze­my­śla. Wresz­cie nie obo­jęt­ną rze­czą dla Kra­sic­kie­go był fakt, że Kró­le­wiec i Gdańsk nale­ża­ły do waż­nych ośrod­ków kul­tu­ry i nauki, były mia­sta­mi por­to­wy­mi, han­dlo­wy­mi. Gdańsk i jego jar­mark św. Domi­ni­ka był sław­ny w całej Rze­czy­po­spo­li­tej.

Warmia piękna i trudna

War­mia oka­za­ła się dla Kra­sic­kie­go i wygod­na, i opła­cal­na. Pod każ­dym wzglę­dem. A Heils­berg, czy­li ówcze­sny Lidz­bark War­miń­ski, ide­al­ny do życia. Pałac, w któ­rym zamiesz­kał, cie­szył oko, a oko­li­ca pozwa­la­ła ode­tchnąć. War­mia była jak z baj­ki – spo­koj­na, zie­lo­na, inspi­ru­ją­ca. Choć na począt­ku wia­ło chło­dem. Kapi­tu­ła war­miń­ska przy­ję­ła Kra­sic­kie­go, jako swo­je­go zwierzch­ni­ka, nie­pew­nie w oba­wie przed zmia­na­mi. Do tego cza­sy mu nie sprzy­ja­ły. Nowy ksią­żę biskup zna­lazł się w trud­nej sytu­acji — nasi­la­ły się pro­wo­ka­cje i napór Prus zmie­rza­ją­cych do zagar­nię­cia War­mii w ramach roz­bio­ru Pol­ski. Kra­sic­ki pro­te­sto­wał publicz­nie prze­ciw obcej inter­wen­cji. Jed­nak żył nie tyl­ko poli­ty­ka. Bo wła­śnie tu, na War­mii, zaczął pisać na dobre.

Pierwszy polski stand-uper?

Kra­sic­ki debiu­to­wał póź­no, bo dopie­ro w wie­ku 40 lat. Napi­sał wów­czas jeden ze słyn­niej­szych swo­ich utwo­rów — „Hymn do miło­ści Ojczy­zny” (1774). Na War­mii napi­sał też pierw­szą pol­ską powieść „Miko­ła­ja Doświad­czyń­skie­go przy­pad­ki” (1776). To histo­ria zagu­bio­ne­go szlach­ci­ca, któ­ry uczy się życia na wła­snych błę­dach. Powieść jest niczym XVIII-wiecz­ny odpo­wied­nik fil­mu dro­gi. Kra­sic­ki cel­nie wyśmie­wał wady pol­skie­go spo­łe­czeń­stwa: próż­ność, nie­uc­two, życie ponad stan. To powieść tak uni­wer­sal­na, że spo­koj­nie moż­na by ją zaadap­to­wać na współ­cze­sny serial kome­dio­wy.

Igna­cy Kra­sic­ki w wyobraź­ni Agniesz­ki Mar­ko­wicz ©

Naj­bar­dziej cenio­ny jest jed­nak kunszt baj­ko­pi­sar­ski Igna­ce­go Kra­sic­kie­go. Biskup war­miń­ski dosko­na­le posłu­gi­wał się saty­rą i nie szczę­dził kry­tycz­nych i iro­nicz­nych uwag nawet same­mu kró­lo­wi. Jego „Baj­ki i przy­po­wie­ści” (1779) to dzie­ła ponad­cza­so­we, któ­re uczą, bawią i zmu­sza­ją do reflek­sji. Kto z nas nie zna słyn­ne­go cyta­tu: „Praw­dzi­wa cno­ta kry­tyk się nie boi”?

Kra­sic­ki w zwię­zły i zabaw­ny spo­sób punk­to­wał ludz­kie sła­bo­ści: pychę, chci­wość, głu­po­tę. Jed­nak jego duchow­na rola nie prze­szka­dza­ła mu w pisa­niu ostrych satyr i bawie­niu dwo­rzan dow­ci­pem. Legen­da gło­si, że Kra­sic­ki uwiel­biał dobrą zaba­wę i sma­ko­wi­te jedze­nie. Podob­no nawet przy sto­le nie mógł powstrzy­mać się od sypa­nia aneg­do­ta­mi i dow­ci­pa­mi. Mało tego, żar­to­wał nawet z księ­ży. Jego saty­ry, na przy­kład „Do kró­la” (1779), kry­ty­ko­wa­ły nie tyl­ko spo­łe­czeń­stwo, ale i ducho­wień­stwo. Kra­sic­ki nie oszczę­dzał niko­go — nawet sie­bie.

Swój talent do cię­tej saty­ry i humo­ru poka­zał rów­nież w „Mona­cho­ma­chii” (1778). Ten poemat hero­iko­micz­ny, czy­li śmiesz­na paro­dia poważ­nych epo­sów, szyb­ko zyskał popu­lar­ność. Już sama nazwa zdra­dza, że cho­dzi o wal­kę mni­chów (od grec­kie­go „mona­chos” – mnich i „mache” — wal­ka). Kra­sic­ki przed­sta­wia tu kon­flikt dwóch zako­nów, domi­ni­ka­nów i kar­me­li­tów, któ­rzy zamiast ducho­wej reflek­sji, wolą toczyć boje o… prze­wa­gę w mie­ście. Kra­sic­ki celo­wo wyol­brzy­mił i wyśmiał przy­ziem­ne spra­wy, któ­ry­mi zaj­mo­wa­li się duchow­ni, poka­zu­jąc, jak dale­ko ode­szli od swo­ich pier­wot­nych ide­ałów. Zamiast modlitw i pra­cy na rzecz wier­nych, widzi­my mni­chów, któ­rzy knu­ją, obrzu­ca­ją się inwek­ty­wa­mi i goto­wi są do bija­ty­ki.

W cza­sach, gdy świat pełen był cha­osu, zabo­rów i zmian, Kra­sic­ki potra­fił zna­leźć w tym wszyst­kim dystans i humor. Gdy­by żył dzi­siaj, pew­nie pisał­by sce­na­riu­sze do kome­dii, pro­wa­dził kanał na YouTu­be o saty­rycz­nym spoj­rze­niu na współ­cze­sną Pol­skę albo był­by roz­chwy­ty­wa­nym stand-upe­rem. Jego twór­czość cały czas jest jak lustro — poka­zu­je, że ludz­kie wady i przy­wa­ry od wie­ków się nie zmie­nia­ją. Cały czas jeste­śmy chci­wi, próż­ni i leni­wi.

„Jego Przewielebność śnił”

W Lidz­bar­ku War­miń­skim Kra­sic­ki żył peł­nią życia. Rezy­do­wał w baro­ko­wym pała­cu, gdzie pisał baj­ki, tek­sty publi­cy­stycz­ne i nauko­we. Reda­go­wał nawet wła­sną gaze­tę. Pasjo­no­wał się tech­ni­ką, archi­tek­tu­rą oraz kolek­cjo­no­wał obra­zy, ryci­ny i numi­zma­ty. Przy lidz­bar­skim zam­ku zało­żył rów­nież park kra­jo­bra­zo­wy boga­ty w pro­me­na­dy, oran­że­rie i kolek­cje roz­ma­itych gatun­ków drzew. Park cie­szył nie tyl­ko jego, ale i gości w cie­płe pory roku. Dla­te­go w pała­cu czę­sto odby­wa­ły się przy­ję­cia. Kra­sic­ki zna­ko­mi­cie tań­czył, delek­to­wał się dobrą kuch­nią i fran­cu­ski­mi wina­mi. We Fran­cji sza­la­ła rewo­lu­cja, a ze sło­necz­nej Bur­gun­dii cią­gnę­ły do Lidz­bar­ka wozy peł­ne cham­ber­ti­na i mon­tra­che­ta. Kra­sic­ki szcze­gól­nie zachwa­lał czer­wo­ne­go Haut-Ber­sa­ca, szam­pa­na i holen­der­skie ostry­gi, przy­wo­żo­ne w mor­skiej wodzie.

Ksią­żę biskup w Lidz­bar­ku orga­ni­zo­wał rów­nież przed­sta­wie­nia teatral­ne, w któ­rych sam gry­wał. W liście do przy­ja­cie­la A.H. Lehn­dorf­fa z 15 stycz­nia 1783 roku napi­sał, że 3 stycz­nia zapre­zen­to­wa­no w jego teatrze (daw­nej pie­kar­ni) sztu­kę ama­tor­ską pod tytu­łem „Pata­goń­czy­cy”. War­to wie­dzieć, że sztu­ki w tym cza­sie były wysta­wia­ne po fran­cu­sku i mimo że zgro­ma­dzo­na tego dnia publicz­ność nie rozu­mia­ła ani sło­wa: „okla­ski­wa­li sztu­kę ponad mia­rę i Jego Prze­wie­leb­ność śnił, że odby­wa wjazd do Babi­lo­nu”. Kra­sic­ki, co zabaw­ne, pisał do przy­ja­cie­la w trze­ciej oso­bie.

XIX-wiecz­na lito­gra­fia przed­sta­wia­ją­ca zamek i nie­ist­nie­ją­cy pałac bisku­pa Wydżgi Ver­la­ga E. P. Radt­ke­go. Miesz­kał tu Igna­cy Kra­sic­ki, fot. Wiki­pe­dia

„Opornych bito pałkami”

Mimo boga­te­go życia towa­rzy­skie­go, Kra­sic­ki wyróż­niał się sumien­nym podej­ściem do obo­wiąz­ków bisku­pich — wizy­to­wał para­fie, kon­se­kro­wał kościo­ły i ogła­szał listy paster­skie. To odróż­nia­ło go od wie­lu poprzed­ni­ków. Ale „ksią­żę poetów” miał też swo­je wady.

- Dys­ku­syj­na jest oce­na Kra­sic­kie­go jako admi­ni­stra­to­ra die­ce­zji – zwra­ca uwa­gę Sta­ni­sław Achrem­czyk. — Powszech­nie uwa­ża się Kra­sic­kie­go za nie­naj­lep­sze­go admi­ni­stra­to­ra, dostrze­ga­jąc rów­no­cze­śnie jego dba­łość o zamek lidz­bar­ski. Przed laty toczy­ła się dys­ku­sja o roli Kra­sic­kie­go w refor­mie gospo­dar­czej na War­mii. Pierw­sze lata rzą­dów bisku­pa cecho­wał roz­mach reform i wzrost napięć spo­łecz­nych. W wyni­ku refor­my pogor­szy­ła się bowiem sytu­acja mate­rial­na lud­no­ści. Dążo­no do zamia­ny świad­czeń w natu­rze na czynsz, a były to — o czym trze­ba pamię­tać — wyjąt­ko­wo trud­ne lata kry­zy­su mone­tar­ne­go i poli­tycz­ne­go.

Por­tret Igna­ce­go Kra­sic­kie­go pędz­la Per Kraf­fta (star­sze­go) z ok. 1767 roku, fot. Wiki­pe­dia

- Nowa ordy­na­cja zwięk­sza­ła świad­cze­nia chłop­skie o 100 proc., a cza­sem i znacz­nie wię­cej. Chło­pi odma­wia­li pła­ce­nia nie­spra­wie­dli­wie wymie­rzo­nych danin, sła­li supli­ki (pisem­na proś­ba, skar­ga lub zapy­ta­nie kie­ro­wa­ne do wła­ści­cie­la dóbr ziem­skich — red.) i bun­to­wa­li się. Nie bacząc na to, biskup i kapi­tu­ła w cza­sie żniw 1769 roku ścią­ga­li dani­ny według nowej ordy­na­cji środ­ka­mi przy­mu­su fizycz­ne­go. Chło­pi się opie­ra­li. Na War­mii zapa­no­wał ter­ror. „Kon­ne zbi­ry“ bisku­pa Kra­sic­kie­go sie­kły chło­pów rózga­mi, opor­nych bito pał­ka­mi, a nawet zabi­ja­no – zwra­ca uwa­gę Roman Woło­szań­ski w tek­ście „O rewe­la­cjach na temat Igna­ce­go Kra­sic­kie­go”.  — Kra­sic­ki zapre­zen­to­wał się lud­no­ści War­mii jako dra­pież­ny wiel­ki feu­dał, sko­ry do wyci­śnię­cia dosłow­nie „ostat­nie­go potu“ z pod­da­nych chło­pów. (…) Poma­ga­ła mu w tym dra­pież­na i zachłan­na na chłop­ską krwa­wi­cę kapi­tu­ła from­bor­ska.

- Nie­wąt­pli­wą zasłu­gą Kra­sic­kie­go było zor­ga­ni­zo­wa­nie pocz­ty war­miń­skiej utrzy­my­wa­nej z docho­dów bisku­pich. Ta bez­płat­na pocz­ta ist­nia­ła zale­d­wie czte­ry lata – doda­je Sta­ni­sław Achrem­czyk. — Nie wyka­zał nato­miast biskup nale­ży­tej tro­ski o war­miń­skie szkol­nic­two ele­men­tar­ne i nie wsparł wysił­ków ks. Toma­sza Gre­ma, doma­ga­ją­ce­go się szkół z pol­skim języ­kiem wykła­do­wym w połu­dnio­wej War­mii. Ten­że sam Kra­sic­ki wysta­rał się jed­nak przy pomo­cy Karo­la von Hohen­zol­ler­na o dwa miej­sca dla stu­den­tów die­ce­zji war­miń­skiej w rzym­skim Col­le­gium Ger­ma­ni­cum.

Igna­cy Kra­sic­ki opu­ścił Lidz­bark War­miń­ski w 1795 roku. Przez pięć lat był arcy­bi­sku­pem gnieź­nień­skim. Po trze­cim roz­bio­rze Pol­ski i włą­cze­niu War­mii do Prus prze­niósł się do Ber­li­na na zapro­sze­nie kró­la pru­skie­go Fry­de­ry­ka Wil­hel­ma II. Mimo wyjaz­du z Lidz­bar­ka for­mal­nie pozo­stał bisku­pem war­miń­skim — aż do swo­jej śmier­ci w 1801 roku w Ber­li­nie. Kra­sic­ki był też ostat­nim pol­skim bisku­pem war­miń­skim przed roz­bio­ra­mi.

Jest pocho­wa­ny w pod­zie­miach Kate­dry gnieź­nień­skiej.

Dariusz Wik­to­ro­wicz na swo­im kana­le YouTu­be czy­ta baj­kę Kra­sic­kie­go „Czło­wiek i zdro­wie”.