Jaki był­by świat bez muzy­ki? A jaki był­by bez odkry­cia Koper­ni­ka? W cza­sach, kie­dy żył genial­ny astro­nom, muzy­ka roz­kwi­ta­ła. Nie tyl­ko nada­wa­ła rytm życiu, ale i moty­wo­wa­ła do dzia­łań, któ­re zmie­nia­ły rze­czy­wi­stość. Co więc przy­gry­wa­ło Koper­ni­ko­wi?

Już Pla­ton wie­dział, że „muzy­ka to dusza wszech­świa­ta, skrzy­dła umy­słu, lot wyobraź­ni i całe życie”. Dziś może­my doświad­czać jej nie­mal bez­u­stan­nie – pod­czas spa­ce­ru, sprzą­ta­nia, upra­wia­nia spor­tu, jaz­dy samo­cho­dem. Może­my wybie­rać dźwię­ki zgod­ne z naszym nastro­jem. Prze­cięt­ny czło­wiek, jak wyli­czył maga­zyn „Ceoworld”, słu­cha muzy­ki przez 950 godzin i 30 minut rocz­nie i sły­szy oko­ło 1,2 milio­na pio­se­nek w swo­im życiu.

A kie­dyś? Nie było słu­cha­wek, stre­amin­gu ani radia. Trud­no było nawet śpie­wać pod prysz­ni­cem, bo ten powstał ok. 1820 roku. W cza­sach Koper­ni­ka nie było nawet wody w kra­nie, bo… nie było kra­nów. I tak jak utrud­nio­ny był dostęp do wody, bo sieć kana­li­za­cyj­na dopie­ro racz­ko­wa­ła, tak trud­ny był też dostęp do muzy­ki. Ale była.

W cza­sach Koper­ni­ka, czy­li w rene­san­sie, muzy­cy odkry­wa­ją nowe hory­zon­ty. Śre­dnio­wie­cze zosta­je dale­ko w tyle. Po pierw­sze, muzy­ka sta­je się bar­dziej zróż­ni­co­wa­na, z nowy­mi tech­ni­ka­mi, for­ma­mi i instru­men­ta­mi. Po dru­gie, nabie­ra cech świec­kich, odda­la się od Kościo­ła. Po trze­cie poja­wia się wyraź­ny podział na melo­dię i akom­pa­nia­ment. Po czwar­te, muzy­cy za pomo­cą dźwię­ków zaczy­na­ją opo­wia­dać histo­rie. Jest to więc muzy­ka nowo­cze­sna jak na owe cza­sy, świe­ża i peł­na inno­wa­cji.

- Śle­dząc kole­je życia Miko­ła­ja Koper­ni­ka, może­my przy­pusz­czać, że miał on moż­li­wość sły­szeć muzy­kę bar­dzo róż­no­rod­ną, mimo że jego cza­som dale­ko było do muzycz­ne­go plu­ra­li­zmu naszych cza­sów – zauwa­ża Tomasz Dobrzań­ski, znaw­ca muzy­ki daw­nej na łamach „Gło­su uczel­ni” UMK w Toru­niu. — Musi­my sobie zdać spra­wę, że wów­czas śpie­wa­no tyl­ko to, co w danym momen­cie skom­po­no­wa­no, co w danym momen­cie było potrzeb­ne, nie się­ga­no do muzy­ki sta­rej, już nie­mod­nej, nie szu­ka­no w muzy­ce egzo­ty­ki i nowych brzmień.

Gdzie Kopernik słuchał muzyki?

Zapew­ne muzy­ka towa­rzy­szy Koper­ni­ko­wi od naj­młod­szych lat. W Toru­niu, gdzie uro­dził się w 1473 roku, w kościo­łach nie bra­ku­je cho­ra­łów gre­go­riań­skich, śpie­wa­nych psal­mów po pol­sku i nie­miec­ku. Muzy­ka orga­no­wa też prze­ży­wa swój roz­kwit. Orga­ni­ści lewą ręką gra­ją litur­gicz­ną melo­dię cho­ra­ło­wą, a pra­wą ręką impro­wi­zu­ją. Ale, gdy już msza mija, nie­le­gal­nie gra się „na kościel­nych kla­wi­szach” utwo­ry świec­kie. Czę­sto biją też dzwo­ny. A że Koper­nik nale­ży do poboż­nej rodzi­ny, więc w koście­le bywa czę­sto. Muzy­ka jed­nak powo­li prze­sta­je już słu­żyć tyl­ko Bogu. Zaczy­na być „pry­wat­ną przy­jem­no­ścią”.

- Śpiew żaków uświet­niał wte­dy nabo­żeń­stwa w toruń­skich świą­ty­niach, m.in. w koście­le Świę­tych Janów (tu ochrzczo­no Koper­ni­ka – red.) pod­czas mszy nie­dziel­nych i świą­tecz­nych, ale rów­nież w dni powsze­dnie – zauwa­ża Bar­tło­miej Kono­pa w publi­ka­cji „Zarys dzie­jów muzy­ki w Toru­niu do 1920 roku”. — Przy farze sta­ro­miej­skiej ist­nia­ła tak­że kape­la muzycz­na, któ­ra wyko­ny­wa­ła muzy­kę poli­fo­nicz­ną, co mia­ło zwięk­szyć atrak­cyj­ność odpra­wia­nych nabo­żeństw. (…) Dru­gi nurt w muzy­ce sta­ro­pol­skie­go Toru­nia moż­na okre­ślić mia­nem świec­kie­go. Nie odgry­wał on już tak zna­mie­ni­tej roli jak muzy­ka kościel­na, jed­nak muzy­ka taka towa­rzy­szy­ła jego miesz­kań­com  zarów­no w życiu codzien­nym, jak i w cza­sie mniej lub bar­dziej waż­nych uro­czy­sto­ści.

- Boga­ci miesz­cza­nie pra­gną podob­ne­go prze­py­chu co ary­sto­kra­ci, na wiel­kie wyda­rze­nia zama­wia­ją wspa­nia­łe utwo­ry i zatrud­nia­ją muzy­ków – doda­je Tomasz Dobrzań­ski. — W mie­ście dzia­ła­ją pro­fe­sjo­nal­ni muzy­cy zrze­sze­ni w cechach, podob­nie jak inni rze­mieśl­ni­cy. Muzy­cy owi gra­li na wszel­kich instru­men­tach, jed­nak przede wszyst­kim na gło­śnych dętych. (…) Dzi­siej­si muzy­ko­lo­dzy nazy­wa­ją taki skład alta cap­pel­la od sło­wa altus wyso­ki, gło­śny. Może­my cza­sa­mi w przed­sta­wie­niach iko­no­gra­ficz­nych zoba­czyć czte­rech muzy­ków, jed­nak wów­czas jeden z nich nie gra. Jest gotów zmie­nić zmę­czo­ne­go kole­gę, ponie­waż gło­śne gra­nie wyma­ga spo­re­go wysił­ku fizycz­ne­go.

Rodzi­na Koper­ni­ków jest zamoż­na, więc może sobie pozwo­lić na god­ne świę­to­wa­nie przy dźwię­kach. Ojciec Koper­ni­ka, też Miko­łaj, jest kup­cem i żeni się z cór­ką jed­ne­go z naj­bo­gat­szych toru­nian. Pol­ska zresz­tą jest wów­czas, co trud­no sobie dziś wyobra­zić, kra­jem boga­tym i, jak na owe cza­sy, nowo­cze­snym. Gdy ma się pie­nią­dze, ma się wła­ści­wie wszyst­ko. Moż­na więc przy­pusz­czać, że mały Miko­łaj słu­cha muzy­ki na żywo, przy każ­dej nada­rza­ją­cej się oka­zji. Dla­te­go, gdy wyjeż­dża póź­niej na stu­dia, z muzy­ką jest „za pan brat”.

Szczególny repertuar Kopernika

- Stu­denc­ki okres życia Miko­ła­ja Koper­ni­ka obfi­to­wał nie­wąt­pli­wie w róż­ne śro­do­wi­sko­we kon­tak­ty zwią­za­ne z życiem towa­rzy­skim, w któ­rym nie bra­ko­wa­ło roz­ry­wek muzycz­nych. Śro­do­wi­ska uni­wer­sy­tec­kie i kle­ry­kal­ne mia­ły swój szcze­gól­ny reper­tu­ar — opo­wia­da Tomasz Dobrzań­ski. — Było to muzy­ko­wa­nie ludzi wykształ­co­nych, posłu­gu­ją­cych się na co dzień języ­kiem łaciń­skim.

Podob­nie jest na stu­diach we Wło­szech – Bolo­nii, Padwie i Fer­ra­rze. Tam naj­bar­dziej z muzy­ką zwią­za­ne są inter­me­dia dwor­skie, któ­re orga­ni­zu­ją panu­ją­cy we wło­skich mia­stach ksią­żę­ta. Poja­wia­ją się zawo­do­wi kom­po­zy­to­rzy, a domi­nu­ją­cą tre­ścią w utwo­rach sta­je się oczy­wi­ście tema­ty­ka miło­sna. Jed­nak Wło­si tak­że upra­wia­ją pieśń o tema­ty­ce żar­to­bli­wej, saty­rycz­nej, a nawet filo­zo­ficz­nej. 

Jak czę­sto i czy w ogó­le Koper­nik bywa na muzycz­nych wyda­rze­niach? Jeśli jest cie­ka­wy świa­ta, może być też zain­spi­ro­wa­ny muzy­ką. Jak każ­dy mło­dy czło­wiek. Dziś to oczy­wi­ste, że stu­denc­kie życie prze­siąk­nię­te jest muzy­ką, a juwe­na­lia to tyl­ko pod­su­mo­wu­ją.

- W każ­dym mie­ście jeden i ten sam utwór muzycz­ny, a były takie, któ­re zna­no wszę­dzie, mógł brzmieć zupeł­nie ina­czej – pod­kre­śla Tomasz Dobrzań­ski. — W porów­na­niu do naszych cza­sów prze­ży­cie i per­cep­cja muzy­ki były odmien­ne, gdyż mia­ły głę­bo­ki zwią­zek z życiem. Nie były tak spły­co­ne naszym współ­cze­snym, wie­lo­krot­nym powta­rza­niem takich samych, czę­sto iden­tycz­nych nagrań, podob­ny­mi do sie­bie wyko­na­nia­mi na zawsze tych samych instru­men­tach, zawsze tak samo nastro­jo­nych, w podob­nych do sie­bie warun­kach sal kon­cer­to­wych.

Dźwięki Świętej Warmii

Koper­nik jest świad­kiem rene­san­so­we­go roz­kwi­tu muzy­ki. Nasiąk­nię­ty tym dźwię­ko­wym doświad­cze­niem przy­jeż­dża na War­mię, któ­ra jest kra­iną histo­rycz­ną z boga­tą prze­szło­ścią i tra­dy­cja­mi. Jako część pań­stwa pol­skie­go od 1466 roku zacho­wu­je auto­no­mię poli­tycz­ną na cze­le z bisku­pem war­miń­skim jako jej księ­ciem.

Zaraz po stu­diach Koper­nik tra­fia do Lidz­bar­ka War­miń­skie­go, gdzie rezy­du­je jego wuj Łukasz Wat­zen­ro­de, któ­ry jest bisku­pem war­miń­skim.

- Jego wuj, przy wszyst­kich swo­ich wadach i despo­ty­zmie, był czło­wie­kiem rene­san­su: w tym sen­sie, że bar­dzo inte­re­so­wa­ła go Ita­lia i jej kul­tu­ra. Na pew­no roz­ma­wiał z nim o poezji czy malar­stwie – twier­dzi Woj­ciech Orliń­ski w wywia­dzie dla por­ta­lu culture.pl. Praw­do­po­dob­nie mówi­li też o muzy­ce, któ­rą Koper­nik chło­nął we Wło­szech. Być może i muzy­cy poja­wia­li się w rezy­den­cji Wat­zen­ro­de­go, żeby umi­lać wie­czo­ry.

Tu muzy­ka nie­wie­le róż­ni się od tej, któ­rą Koper­nik sły­szał w Toru­niu. Choć Lidz­bark to mniej­sze mia­sto i z Łyną zamiast Wisły, to i tu muzy­ka towa­rzy­szy codzien­no­ści. Ale Koper­nik, jako kano­nik, poświę­ca się pra­cy. Czy poja­wia się w karcz­mach, gdzie prym wie­dzie muzy­ka świec­ka? Raczej to wąt­pli­we. Jawi się prze­cież jako czło­wiek poboż­ny i sza­le­nie zapra­co­wa­ny. Zosta­je leka­rzem i sekre­ta­rzem kapi­tu­ły war­miń­skiej. Po godzi­nach patrzy w nie­bo i roz­my­śla nad teo­rią helio­cen­trycz­ną.

Koper­nik na War­mii jest kano­ni­kiem. Nie jest jed­nak wyświę­co­ny na kapła­na.

- Koper­nik był jed­nym z ok. 240 duchow­nych świec­kich dzia­ła­ją­cych ówcze­śnie w biskup­stwie war­miń­skim. Obok nich ist­nia­ło tak­że ok. 200 zakon­ni­ków i zakon­nic – zwra­ca uwa­gę histo­ryk Andrzej Radzi­miń­ski w arty­ku­le „Miko­łaj Koper­nik – duchow­ny w cza­sach prze­ło­mu” w „Zapi­skach histo­rycz­nych”. — Łącz­nie więc kler tej die­ce­zji mógł sta­no­wić ok. 5 proc. lud­no­ści całe­go domi­nium.

Kościół kato­lic­ki wywie­ra w cza­sach Koper­ni­ka ogrom­ny wpływ na wszyst­ko, co wokół. Nawet w sztu­ce. Muzy­ka jest uży­wa­na jako narzę­dzie uwiel­bie­nia i czci. Roz­kwi­ta muzy­ka wokal­na. Powsta­ją coraz bar­dziej roz­bu­do­wa­ne msze i mote­ty wie­lo­gło­so­we. A wraz z wyna­le­zie­niem dru­ku nut, muzy­ka zaczy­na szyb­ko się roz­prze­strze­niać.

Reprint mapy Świę­tej War­mii autor­stwa Johan­na Frie­dri­cha Ender­scha z 1755 roku, fot. Wiki­pe­dia

- Spe­cy­fi­ka praw­no­ustro­jo­wa i spo­łecz­no-gospo­dar­cza War­mii mia­ła rów­nież nie­ma­ły wpływ na obraz kul­tu­ry tego pru­skie­go „kra­iku”. Przy sła­bej pozy­cji miast i szlach­ty to wła­śnie biskup i kapi­tu­ła z From­bor­ka decy­do­wa­li o cha­rak­te­rze kul­tu­ry i sztu­ki, a ich sie­dzi­by ucho­dzi­ły nie­zmien­nie za naj­bar­dziej zna­czą­ce sku­pi­ska wykształ­co­nych osób oraz pomni­ków archi­tek­tu­ry i sztu­ki — zauwa­ża Tere­sa Boraw­ska w książ­ce “Życie umy­sło­we na War­mii w cza­sach Koper­ni­ka”.

Pan na zamku

War­mia, jaką widzi Koper­nik, obfi­tu­je w zam­ki bisku­pie. Ale to wła­śnie kościo­ły war­miń­skie z czer­wo­nej cegły świad­czą o toż­sa­mo­ści regio­nu. W nich oczy­wi­ście roz­brzmie­wa muzy­ka litur­gicz­na. Rów­nież orga­no­wa. Na przy­kład we from­bor­skiej kate­drze 23 grud­nia 1506 roku z organ­mi­strzem Janem z Choj­nic pod­pi­sa­no umo­wę na budo­wę orga­nów. Koper­nik zapew­ne jest świad­kiem ich powsta­wa­nia. Musi też ich słu­chać. Orga­ny prze­trwa­ły ponad 100 lat, kie­dy w latach 1623–1629 zosta­ły złu­pio­ne przez Szwe­dów. Wywie­zio­ny zosta­je rów­nież boga­ty księ­go­zbiór Koper­ni­ka.

Kolej­ny etap swo­je­go życia Koper­nik spę­dza wła­śnie we From­bor­ku. Zamiesz­ku­je na wzgó­rzu kate­dral­nym. Z From­bor­kiem jest zwią­za­ny do koń­ca życia, z kil­ku­let­ni­mi prze­rwa­mi na pobyt w Olsz­ty­nie, gdzie jest „sze­fem”.

- Życie na zam­ku w Olsz­ty­nie było nie­wie­le mniej wystaw­ne od tego, któ­re­go Koper­nik zaznał, pra­cu­jąc dla swo­je­go wuja w Lidz­bar­ku. Tyl­ko że teraz to on był „der Herr” i to on usta­lał regu­ły – pisze Woj­ciech Orliń­ski w książ­ce „Koper­nik. Rewo­lu­cje.” — Miał cały zamek i słu­żą­cych do dys­po­zy­cji. (…) Koper­nik tym­cza­sem wpraw­dzie cie­szył się wystaw­nym życiem feu­dal­ne­go pana na zam­ku, ale był miesz­cza­ni­nem z krwi i kości.

Olsz­tyń­ski zamek, w któ­rym miesz­kał Koper­nik, fot. pixabay.com

Jeśli więc Koper­nik lubi słu­chać muzy­ki, może zapra­szać do sie­bie graj­ków przy­gry­wa­ją­cych mu do roz­my­ślań. Albo dla roz­ryw­ki. Tym bar­dziej, że poja­wia­ją się nowe instru­men­ty takie jak lut­nia, har­fa, skrzyp­ce, altów­ka, czy flet poprzecz­ny. Takich dźwię­ków po pro­stu chce się słu­chać.

A czego słuchała Anna Schilling?

Podob­no Koper­nik się zako­chu­je. A muzy­ka sprzy­ja roman­som. Albo roman­se muzy­ce. Może w rene­san­sie, kie­dy nie było przy­jem­nych dla ucha dźwię­ków na wycią­gnię­cie ręki, jest ina­czej? Jed­nak sko­ro w utwo­rach z XVI wie­ku góru­je tema­ty­ka miło­sna, więc moż­na przy­pusz­czać, że taka jest też chęt­nie słu­cha­na.

W lip­cu 1531 roku ktoś dono­si bisku­po­wi war­miń­skie­mu, że Miko­łaj Koper­nik współ­ży­je ze swo­ją gospo­dy­nią. Co wię­cej, kano­nik miał przy­czy­nić się do roz­bi­cia jej mał­żeń­stwa.

- Z dono­sów wyła­nia się obraz kobie­ty samo­dziel­nej, świa­to­wej, jak­by nie­pa­su­ją­cej do from­bor­skich oby­cza­jów. Biskup i kapi­tu­ła w 1543 roku zgod­nie uwa­ża­ją, że nale­ży ją wygo­nić z mia­sta, a dru­ga taka się już w nim nie znaj­dzie – zauwa­ża Woj­ciech Orliń­ski w „Koper­ni­ku. Rewo­lu­cje”.

Anna Schil­ling poja­wia się we From­bor­ku, w domu Miko­ła­ja oko­ło 1525 roku. Jest dużo młod­sza od Koper­ni­ka, dzie­li ich róż­ni­ca co naj­mniej 25 lat. Pro­wa­dzi jego dom, ponie­waż kano­ni­ko­wi sta­tu­to­wo nale­ży się służ­ba. Rola gospo­dy­ni jest bar­dzo zna­czą­ca, bo to wła­ści­wie ona zarzą­dza domem Koper­ni­ka, kie­ru­je róż­ny­mi pra­ca­mi w domu, wyda­jąc pole­ce­nia pod­wład­nym. Ma nawet swo­ją służ­bę. 

Anna Schil­ling pocho­dzi z Gdań­ska. Tu zresz­tą praw­do­po­dob­nie pozna­ła genial­ne­go astro­no­ma z War­mii. To mia­sto jest wów­czas naj­bo­gat­szym mia­stem Rze­czy­po­spo­li­tej i jed­nym z naj­po­tęż­niej­szych ośrod­ków han­dlo­wych w Euro­pie.

- Do boga­te­go, potęż­ne­go ośrod­ka han­dlo­we­go jak do „swe­go rodza­ju mate­ria­li­stycz­nej Mek­ki” zjeż­dża­li arty­ści, tak­że wła­śnie i muzy­cy z róż­nych, nie­raz odle­głych stron Euro­py, by swój talent oddać na usłu­gi mia­sta, któ­re życz­li­wo­ści i przy­jaź­ni nigdy im nie ską­pi­ło – pisze Janusz Kras­sow­ski na stro­nie Aka­de­mii Muzycz­nej w Gdań­sku. — Z dru­giej stro­ny wiel­cy mistrzo­wie, człon­ko­wie cechów muzycz­nych, kan­to­rzy słyn­ne­go Gim­na­zjum Aka­de­mic­kie­go i szkół przy­ko­ściel­nych zapew­nia­li mło­dzie­ży gdań­skiej odpo­wied­nią edu­ka­cję, któ­rej pozy­tyw­ne rezul­ta­ty w posta­ci tęt­nią­ce­go ener­gią śro­do­wi­ska muzycz­ne­go, dopeł­nio­ne­go muzycz­ny­mi zain­te­re­so­wa­nia­mi miesz­czan, postrze­ga­my tak dobrze na prze­strze­ni wie­ków.

Zatem, czy Koper­nik, natchnio­ny wło­ską muzy­ką i Anna, mają­ca gdań­skie doświad­cze­nia, mogą żyć w ciszy? From­bork, któ­ry dziś jawi tro­chę niczym koniec świa­ta, kie­dyś pro­wa­dził odręb­ne życie admi­ni­stra­cyj­ne i gospo­dar­cze. W XVI wie­ku na Zale­wie Wiśla­nym funk­cjo­nu­je port, któ­ry ścią­ga do From­bor­ka ryba­ków, piwo­wa­rów, szew­ców, złot­ni­ków i pie­ka­rzy. Przy­by­wa­ją tu też podróż­ni­cy i goście róż­ne­go rodza­ju. Ci ludzie w dzień pra­cu­ją i zała­twia­ją swo­je spra­wy, a po godzi­nach chcą cie­szyć się życiem.

From­bork w cza­sach rene­san­su, ryci­na Krzysz­to­fa Hartk­no­cha, fot. Wiki­pe­dia

- Waż­niej­si goście podró­żo­wa­li z orsza­kiem, w któ­rym nie bra­ko­wa­ło dorad­ców, praw­ni­ków, ludzi uczo­nych czy muzy­ków uświet­nia­ją­cych wie­czor­ne spo­tka­nia. Mia­ło to oczy­wi­ście wpływ na cha­rak­ter życia towa­rzy­sko-kul­tu­ral­ne­go kano­ni­ków i wika­riu­szy, ale nie­kie­dy rów­nież miesz­kań­ców pobli­skie­go From­bor­ka, wśród któ­rych znaj­do­wa­li się tak­że krew­ni i naj­bliż­sza rodzi­na człon­ków kapi­tu­ły — zwra­ca uwa­gę Tere­sa Boraw­ska.

Ale czy dźwię­ki docho­dzą też do uszu Koper­ni­ka?

- Kano­ni­cy rzad­ko dawa­li pió­rem wyraz swo­im zain­te­re­so­wa­niom i pro­ble­mom ota­cza­ją­ce­go świa­ta. Wie­lu czer­pa­ło radość ze słu­cha­nia muzy­ki i czy­ta­nia poezji — nie ukry­wa Tere­sa Boraw­ska. A Koper­nik, też kano­nik, jest czło­wie­kiem z krwi i kości. Trud­no nie lubić muzy­ki, któ­ra nie tyl­ko bawi, ale uspo­ka­ja i koi. Tym bar­dziej, że dostęp do muzy­ki nie zapew­nia tyl­ko bawią­cy się wie­czo­ra­mi From­bork. Roz­brzmie­wa ona rów­nież za kate­dral­ny­mi mura­mi.

- Na wzgó­rzu kate­dral­nym nie zre­zy­gno­wa­no nigdy z utrzy­my­wa­nia gru­py chłop­ców przy­ucza­nych do służ­by litur­gicz­nej, a zwłasz­cza chó­ral­nych śpie­wów. Potwier­dza to fakt ist­nie­nia urzę­du szkol­ne­go offi­cium scho­la­rium, zasi­la­ne­go finan­so­wo w cza­sach Koper­ni­ka m.in. z czyn­szów ze wsi Baży­ny — doda­je Boraw­ska.

Chłop­cy być może śpie­wa­li nie tyl­ko pod­czas mszy, ale i umi­la­li codzien­ność. Wystar­czy­ło cho­ciaż­by przy­słu­chi­wać się lek­cjom śpie­wu… Dzię­ki temu moż­na było być bli­żej gwiazd. Bo prze­cież, jak mawiał Pla­ton, “muzy­ka to dusza wszech­świa­ta”…