W 1958 roku płe­two­nur­ko­wie z Olsz­ty­na i War­sza­wy wycią­gnę­li z jezio­ra Plusz­ne wrak nie­miec­kie­go bom­bow­ca. Póź­niej kolej­ny odkry­li poszu­ki­wa­cze ze Ślą­ska. Sen­sa­cja? To mało powie­dzia­ne!

Jezio­ro Plusz­ne, poło­żo­ne na połu­dnio­wy wschód od Olsz­ty­na, w pobli­żu Sta­wi­gu­dy i Plu­sek, skry­wa histo­rię, któ­ra przy­pra­wia o ciar­ki. To tutaj, w 1944 roku, pod­czas lotu tre­nin­go­we­go roz­bił się nie­miec­ki bom­bo­wiec nur­ku­ją­cy Jun­kers Ju-87 „Stu­ka”. Maszy­na nie wyszła z piko­wa­nia i ude­rzy­ła w taflę wody, tonąc na dnie jezio­ra, gdzie przez 14 lat pozo­sta­wa­ła nie­tknię­ta. Kata­stro­fę widzie­li ryba­cy, a nie­miec­cy żoł­nie­rze z lot­ni­ska w Gryź­li­nach pró­bo­wa­li rato­wać zało­gę, lecz bez powo­dze­nia. Lot­ni­cy spo­czę­li na cmen­ta­rzu w Orze­cho­wie. Zapis z księ­gi kościel­nej mówi o nie­zna­nych lot­ni­kach, któ­rzy zgi­nę­li w 1944 roku i zosta­li wydo­by­ci z toni Jezio­ra Plusz­ne­go.

Ju-87 nad Pol­ską, wrze­sień-paź­dzier­nik 1939 roku, fot. Bun­de­sar­chiv Bild/Wikipedia

Plama smarów nie pomogła

W sierp­niu 1958 roku nur­ko­wie z Olsz­ty­na i War­sza­wy doko­na­li cze­goś, cze­go nikt potem nie powtó­rzył – wydo­by­li wrak nie­miec­kie­go bom­bow­ca z cza­sów II woj­ny świa­to­wej. A póź­niej… „wyło­wi­li” rosyj­ski. Ale o tym póź­niej.

- To był prze­łom w pol­skim nur­ko­wa­niu – pod­kre­śla Paweł Laskow­ski w arty­ku­le „Plusz­ne Wiel­kie — jezio­ro peł­ne tajem­nic” w „Nur­ko­wej Pol­sce”. I rze­czy­wi­ście, Plusz­ne sta­ło się legen­dą, a opo­wieść o nim żyje do dziś.

Wrak Jun­ker­sa Ju-87 dłu­go cze­kał na odkry­cie. W 1958 roku Leszek Jano­wicz, asy­stent olsz­tyń­skiej Wyż­szej Szko­ły Rol­ni­czej, dowie­dział się o nim od jed­ne­go ze stu­den­tów. Posta­no­wił to spraw­dzić i poje­chał do Plusk. Oka­za­ło się, że nie był pierw­szym – wcze­śniej Niem­cy tak­że pró­bo­wa­li wydo­być samo­lot, jed­nak ich nurek wró­cił na powierzch­nię z pusty­mi ręka­mi. Na wodzie uno­si­ła się jedy­nie pla­ma sma­rów i ben­zy­ny, ale to nie uła­twi­ło zada­nia.

Na dnie lśniące szczątki aluminium

Leszek Jano­wicz z Ryszar­dem Bar­te­lem, kole­gą z Sek­cji Badań Pod­wod­nych z Olsz­ty­na, wypły­nę­li na jezio­ro dwie­ma łodzia­mi i roz­po­czę­li poszu­ki­wa­nia. Nie mie­li dobre­go sprzę­tu – mokre ska­fan­dry typu kale­so­ny i sta­re swe­try. Głę­bo­kość prze­kra­cza­ła 10 metrów, co było wte­dy ryzy­kiem. A nur­ko­wa­li dwie godzi­ny w poszu­ki­wa­niu wra­ku.

- Nur­ko­wa­nie na ponad 10 metrów to była praw­dzi­wa adre­na­li­na, ale nikt wte­dy nie zawra­cał sobie gło­wy limi­ta­mi. Liczy­ła się pasja i odwa­ga – opo­wia­da Paweł Laskow­ski. — Woda zim­na jak lód, widocz­ność 6 metrów, a na dnie lśnią­ce szcząt­ki alu­mi­nium. Obok ryba­cy na łodziach, a na kaja­ku mło­dzi dzien­ni­ka­rze z „Eks­pre­su Wie­czor­ne­go”, Woj­ciech Gru­szew­ski z żoną, notu­ją­cy każ­dy szcze­gół. Po wszyst­kim pew­nie sie­dzie­li przy ogni­sku, z ter­mo­sem w ręku, snu­jąc pla­ny na kolej­ne wypra­wy.

Spotkanie białego kruka

Olsz­ty­nia­cy nie dzia­ła­li jed­nak sami. A pomógł im… przy­pa­dek. Aku­rat do Mie­rek na obóz szko­le­nio­wy przy­je­cha­ła eki­pa z War­szaw­skie­go Klu­bu Płe­two­nur­ków PTTK. Ci nur­ko­wie mie­li ze sobą lep­szy sprzęt – cho­ciaż­by apa­ra­ty tle­no­we I.S.A.M. Nie byli ama­to­ra­mi – wśród nich byli doświad­cze­ni instruk­to­rzy, jak Andrzej Zin­ser­ling, Sła­wek Lebec­ki czy Andrzej Majew­ski.

- To była for­pocz­ta ludzi żab, goto­wych na wszyst­ko – zauwa­ża Paweł Laskow­ski.

Ich przy­go­da z olsz­ty­nia­ka­mi zaczę­ła się nad jezio­rem Sta­ry Dwór, gdzie nur­ko­wa­li w poszu­ki­wa­niu zato­pio­nych ponie­miec­kich czoł­gów i cię­ża­ró­wek.

- Takie spo­tka­nie w tam­tych cza­sach, gdy płe­two­nur­ków w kra­ju było kil­ku­dzie­się­ciu, moż­na było porów­nać do spo­tka­nia na żywo bia­łe­go kru­ka – przy­zna­je Paweł Laskow­ski. — Po noc­nym nur­ko­wa­niu i roz­mo­wach war­sza­wia­cy zapro­si­li olsz­ty­nia­ków do Mie­rek. Poka­za­li, co potra­fią, poży­czy­li sprzęt, podzie­li­li się wie­dzą i współ­pra­ca zaiskrzy­ła.

Wyciąganie silnika – hardcore

Kie­dy Jano­wicz namie­rzył wrak Jun­ker­sa Ju-87 „Stu­ka”, war­sza­wia­cy weszli do gry. Wypo­ży­czy­li olsz­ty­nia­kom dwa apa­ra­ty tle­no­we z absor­ben­tem i dołą­czy­li do akcji. 22 sierp­nia 1958 roku poma­ga­li w przy­go­to­wa­niach – od roz­sta­wia­nia sprzę­tu w ryba­czów­ce w Plu­skach po orga­ni­za­cję łodzi rybac­kich.

Pod­czas wydo­by­cia to war­sza­wia­cy wzię­li na sie­bie więk­szość pod­wod­nej harów­ki. Mie­tek Kwa­pi­sie­wicz wyróż­nił się szcze­gól­nie – nur­ko­wał, moco­wał liny i wal­czył z sil­ni­kiem zary­tym głę­bo­ko w dno.

- Naj­wię­cej wysił­ku kosz­to­wa­ło płe­two­nur­ków wycią­gnię­cie sil­ni­ka. Wyko­rzy­sta­no do tego kon­struk­cję na łodziach nie­wo­do­wych i trzech pod­no­śni­ków o łącz­nym udźwi­gu 3,5 tony — opi­su­je Paweł Laskow­ski. — Aby wyjąć sil­nik z wody i zała­do­wać go na przy­cze­pę, musia­no go paro­krot­nie pod­czas holo­wa­nia, pod­no­sić i opusz­czać ze wzglę­du na paro­me­tro­wy zasięg łań­cu­cha w wycią­gar­kach. Osta­tecz­nie sil­nik wylą­do­wał na brze­gu jezio­ra, gdzie przy pomo­cy drze­wa i… gru­py „kibi­ców” został zała­do­wa­ny nacze­pę i prze­trans­por­to­wa­ny do Plusk.

Sil­nik Jumo 211Da zamon­to­wa­ny w Ju-87, fot. Bun­de­sar­chiv Bild/Wikipedia

Wydo­by­cie bom­bow­ca było wów­czas pio­nier­ską ope­ra­cją w ska­li kra­ju. Dosko­na­le zacho­wa­ny sil­nik nie­miec­kiej maszy­ny tra­fił do Muzeum Nur­ko­wa­nia w War­sza­wie.

Po wydo­by­ciu Jun­ker­sa, 29 sierp­nia war­sza­wia­cy prze­nie­śli się nad jezio­ro Łań­skie. Poszli za cio­sem. Zlo­ka­li­zo­wa­li wrak radziec­kie­go Ił‑2. Znów nur­ko­wa­li, tra­ło­wa­li, ale wydo­by­li sil­nik. Resz­tę wra­ku wycią­gnę­li w 1959 roku.

Kolejny samolot w okolicy

Samo­lo­ty Ju-87 od lat budzą zain­te­re­so­wa­nie poszu­ki­wa­czy. W paź­dzier­ni­ku 2021 roku na tere­nie Nad­le­śnic­twa Nowe Ramu­ki, na połu­dnie od jezio­ra Plusz­ne, gru­pa eks­plo­ra­to­rów z Gór­ne­go Ślą­ska doko­na­ła kolej­ne­go sen­sa­cyj­ne­go odkry­cia szcząt­ków „stu­ka­sa”.

Odna­le­zio­no frag­men­ty poszy­cia samo­lo­tu, taśm amu­ni­cyj­nych, tabli­czek zna­mio­no­wych oraz trze­wi­ka woj­sko­we­go, mogą­ce­go suge­ro­wać obec­ność ludz­kich szcząt­ków. Odkry­to rów­nież goleń pod­wo­zia, zbior­nik pali­wa, ele­men­ty zam­ka kara­bi­nu maszy­no­we­go oraz frag­ment szy­by pan­cer­nej.

Odna­le­zio­ne szcząt­ki Ju-87, oko­ło pół tony czę­ści, tra­fi­ły do Muzeum Ślą­skie­go Wrze­śnia 1939 roku w Tychach. Osta­tecz­nie nie odna­le­zio­no ludz­kich szcząt­ków, co może wska­zy­wać, że zało­ga albo prze­ży­ła kata­stro­fę albo zosta­ła ewa­ku­owa­na przez Niem­ców tuż po wypad­ku.

„Trąby Jerycha” z Gryźlin

Jun­kers Ju-87 „Stu­ka” to nie­miec­ki bom­bo­wiec nur­ku­ją­cy, któ­ry stał się sym­bo­lem Blitz­krie­gu. Siał strach i znisz­cze­nie, zwłasz­cza na począt­ku II woj­ny świa­to­wej. Cha­rak­te­ry­stycz­ne syre­ny, tzw. „trą­by Jery­cha”, wyły pod­czas ata­ku, potę­gu­jąc pani­kę wśród wro­gów. Dzię­ki pre­cy­zyj­ne­mu nur­ko­wa­niu Ju-87 sku­tecz­nie nisz­czył cele naziem­ne. Do koń­ca woj­ny pozo­sta­wał w uży­ciu, zwłasz­cza na fron­cie wschod­nim.

Sche­mat pro­ce­du­ry nur­ko­wa­nia Ju 87, fot. Alek­sej fon Grozni/Wikipedia

Pod­czas kam­pa­nii wrze­śnio­wej w 1939 roku nad Pol­ską „pra­co­wa­ło” oko­ło 335 bom­bow­ców Ju-87. Sta­no­wi­ły trzon nie­miec­kie­go wspar­cia powietrz­ne­go, ata­ku­jąc kolum­ny wojsk, mosty i infra­struk­tu­rę. Ju-87 1 wrze­śnia bom­bar­do­wa­ły Wester­plat­te i most w Tcze­wie.

Jed­nym z miejsc, gdzie sta­cjo­no­wa­ły Ju-87, było lot­ni­sko polo­we w Gryź­li­nach, poło­żo­ne na połu­dnie od Olsz­ty­na. Niem­cy wyko­rzy­sty­wa­li je jako bazę wypa­do­wą dla nalo­tów na Pol­skę i póź­niej­sze ope­ra­cje na fron­cie wschod­nim. Po woj­nie lot­ni­sko popa­dło w zapo­mnie­nie, a dziś jego pozo­sta­ło­ści moż­na odna­leźć wśród lasów. To wła­śnie z Gryź­lin naj­praw­do­po­dob­niej wystar­to­wał Stu­ka, któ­ry w 1944 roku roz­bił się w jezio­rze Plusz­ne.

Co jeszcze kryje jezioro?

Plusz­ne wciąż kry­je tajem­ni­ce, a jego mro­ki prze­szło­ści cze­ka­ją na kolej­nych odkryw­ców. Jezio­ro odda­ło bom­bo­wiec, ale kto wie, co jesz­cze cho­wa w swo­ich głę­bi­nach? Nur­ko­wie bez­u­stan­nie szu­ka­ją wojen­nych skar­bów na dnie. Znaj­du­ją na przy­kład beto­no­we bom­by, któ­re słu­ży­ły lot­ni­kom Luft­waf­fe do ćwi­czeń poprze­dza­ją­cych kam­pa­nię wrze­śnio­wą. Naj­więk­sze, jakie odkry­to na dnie Jezio­ra Plusz­ne­go ważą nawet 250 kg. Na nie­któ­rych z bomb zacho­wa­ły się jesz­cze nie­miec­kie napi­sy. Znaj­du­je się ich tam nawet kil­ka­set. Te w naj­lep­szym sta­nie, razem ze sta­lo­wy­mi lot­ka­mi moż­na było zna­leźć głę­biej, na co naj­mniej 16 metrach…

Głę­bi­ny Jezio­ra Plusz­ne­go poka­zu­je na swo­im kana­le Youtu­be Ale­xan­dre Poirieux.