W 1958 roku płetwonurkowie z Olsztyna i Warszawy wyciągnęli z jeziora Pluszne wrak niemieckiego bombowca. Później kolejny odkryli poszukiwacze ze Śląska. Sensacja? To mało powiedziane!
Jezioro Pluszne, położone na południowy wschód od Olsztyna, w pobliżu Stawigudy i Plusek, skrywa historię, która przyprawia o ciarki. To tutaj, w 1944 roku, podczas lotu treningowego rozbił się niemiecki bombowiec nurkujący Junkers Ju-87 „Stuka”. Maszyna nie wyszła z pikowania i uderzyła w taflę wody, tonąc na dnie jeziora, gdzie przez 14 lat pozostawała nietknięta. Katastrofę widzieli rybacy, a niemieccy żołnierze z lotniska w Gryźlinach próbowali ratować załogę, lecz bez powodzenia. Lotnicy spoczęli na cmentarzu w Orzechowie. Zapis z księgi kościelnej mówi o nieznanych lotnikach, którzy zginęli w 1944 roku i zostali wydobyci z toni Jeziora Plusznego.

Plama smarów nie pomogła
W sierpniu 1958 roku nurkowie z Olsztyna i Warszawy dokonali czegoś, czego nikt potem nie powtórzył – wydobyli wrak niemieckiego bombowca z czasów II wojny światowej. A później… „wyłowili” rosyjski. Ale o tym później.
- To był przełom w polskim nurkowaniu – podkreśla Paweł Laskowski w artykule „Pluszne Wielkie — jezioro pełne tajemnic” w „Nurkowej Polsce”. I rzeczywiście, Pluszne stało się legendą, a opowieść o nim żyje do dziś.
Wrak Junkersa Ju-87 długo czekał na odkrycie. W 1958 roku Leszek Janowicz, asystent olsztyńskiej Wyższej Szkoły Rolniczej, dowiedział się o nim od jednego ze studentów. Postanowił to sprawdzić i pojechał do Plusk. Okazało się, że nie był pierwszym – wcześniej Niemcy także próbowali wydobyć samolot, jednak ich nurek wrócił na powierzchnię z pustymi rękami. Na wodzie unosiła się jedynie plama smarów i benzyny, ale to nie ułatwiło zadania.
Na dnie lśniące szczątki aluminium
Leszek Janowicz z Ryszardem Bartelem, kolegą z Sekcji Badań Podwodnych z Olsztyna, wypłynęli na jezioro dwiema łodziami i rozpoczęli poszukiwania. Nie mieli dobrego sprzętu – mokre skafandry typu kalesony i stare swetry. Głębokość przekraczała 10 metrów, co było wtedy ryzykiem. A nurkowali dwie godziny w poszukiwaniu wraku.
- Nurkowanie na ponad 10 metrów to była prawdziwa adrenalina, ale nikt wtedy nie zawracał sobie głowy limitami. Liczyła się pasja i odwaga – opowiada Paweł Laskowski. — Woda zimna jak lód, widoczność 6 metrów, a na dnie lśniące szczątki aluminium. Obok rybacy na łodziach, a na kajaku młodzi dziennikarze z „Ekspresu Wieczornego”, Wojciech Gruszewski z żoną, notujący każdy szczegół. Po wszystkim pewnie siedzieli przy ognisku, z termosem w ręku, snując plany na kolejne wyprawy.
Spotkanie białego kruka
Olsztyniacy nie działali jednak sami. A pomógł im… przypadek. Akurat do Mierek na obóz szkoleniowy przyjechała ekipa z Warszawskiego Klubu Płetwonurków PTTK. Ci nurkowie mieli ze sobą lepszy sprzęt – chociażby aparaty tlenowe I.S.A.M. Nie byli amatorami – wśród nich byli doświadczeni instruktorzy, jak Andrzej Zinserling, Sławek Lebecki czy Andrzej Majewski.
- To była forpoczta ludzi żab, gotowych na wszystko – zauważa Paweł Laskowski.
Ich przygoda z olsztyniakami zaczęła się nad jeziorem Stary Dwór, gdzie nurkowali w poszukiwaniu zatopionych poniemieckich czołgów i ciężarówek.
- Takie spotkanie w tamtych czasach, gdy płetwonurków w kraju było kilkudziesięciu, można było porównać do spotkania na żywo białego kruka – przyznaje Paweł Laskowski. — Po nocnym nurkowaniu i rozmowach warszawiacy zaprosili olsztyniaków do Mierek. Pokazali, co potrafią, pożyczyli sprzęt, podzielili się wiedzą i współpraca zaiskrzyła.
Wyciąganie silnika – hardcore
Kiedy Janowicz namierzył wrak Junkersa Ju-87 „Stuka”, warszawiacy weszli do gry. Wypożyczyli olsztyniakom dwa aparaty tlenowe z absorbentem i dołączyli do akcji. 22 sierpnia 1958 roku pomagali w przygotowaniach – od rozstawiania sprzętu w rybaczówce w Pluskach po organizację łodzi rybackich.
Podczas wydobycia to warszawiacy wzięli na siebie większość podwodnej harówki. Mietek Kwapisiewicz wyróżnił się szczególnie – nurkował, mocował liny i walczył z silnikiem zarytym głęboko w dno.
- Najwięcej wysiłku kosztowało płetwonurków wyciągnięcie silnika. Wykorzystano do tego konstrukcję na łodziach niewodowych i trzech podnośników o łącznym udźwigu 3,5 tony — opisuje Paweł Laskowski. — Aby wyjąć silnik z wody i załadować go na przyczepę, musiano go parokrotnie podczas holowania, podnosić i opuszczać ze względu na parometrowy zasięg łańcucha w wyciągarkach. Ostatecznie silnik wylądował na brzegu jeziora, gdzie przy pomocy drzewa i… grupy „kibiców” został załadowany naczepę i przetransportowany do Plusk.

Wydobycie bombowca było wówczas pionierską operacją w skali kraju. Doskonale zachowany silnik niemieckiej maszyny trafił do Muzeum Nurkowania w Warszawie.
Po wydobyciu Junkersa, 29 sierpnia warszawiacy przenieśli się nad jezioro Łańskie. Poszli za ciosem. Zlokalizowali wrak radzieckiego Ił‑2. Znów nurkowali, trałowali, ale wydobyli silnik. Resztę wraku wyciągnęli w 1959 roku.
Kolejny samolot w okolicy
Samoloty Ju-87 od lat budzą zainteresowanie poszukiwaczy. W październiku 2021 roku na terenie Nadleśnictwa Nowe Ramuki, na południe od jeziora Pluszne, grupa eksploratorów z Górnego Śląska dokonała kolejnego sensacyjnego odkrycia szczątków „stukasa”.
Odnaleziono fragmenty poszycia samolotu, taśm amunicyjnych, tabliczek znamionowych oraz trzewika wojskowego, mogącego sugerować obecność ludzkich szczątków. Odkryto również goleń podwozia, zbiornik paliwa, elementy zamka karabinu maszynowego oraz fragment szyby pancernej.
Odnalezione szczątki Ju-87, około pół tony części, trafiły do Muzeum Śląskiego Września 1939 roku w Tychach. Ostatecznie nie odnaleziono ludzkich szczątków, co może wskazywać, że załoga albo przeżyła katastrofę albo została ewakuowana przez Niemców tuż po wypadku.
„Trąby Jerycha” z Gryźlin
Junkers Ju-87 „Stuka” to niemiecki bombowiec nurkujący, który stał się symbolem Blitzkriegu. Siał strach i zniszczenie, zwłaszcza na początku II wojny światowej. Charakterystyczne syreny, tzw. „trąby Jerycha”, wyły podczas ataku, potęgując panikę wśród wrogów. Dzięki precyzyjnemu nurkowaniu Ju-87 skutecznie niszczył cele naziemne. Do końca wojny pozostawał w użyciu, zwłaszcza na froncie wschodnim.

Podczas kampanii wrześniowej w 1939 roku nad Polską „pracowało” około 335 bombowców Ju-87. Stanowiły trzon niemieckiego wsparcia powietrznego, atakując kolumny wojsk, mosty i infrastrukturę. Ju-87 1 września bombardowały Westerplatte i most w Tczewie.
Jednym z miejsc, gdzie stacjonowały Ju-87, było lotnisko polowe w Gryźlinach, położone na południe od Olsztyna. Niemcy wykorzystywali je jako bazę wypadową dla nalotów na Polskę i późniejsze operacje na froncie wschodnim. Po wojnie lotnisko popadło w zapomnienie, a dziś jego pozostałości można odnaleźć wśród lasów. To właśnie z Gryźlin najprawdopodobniej wystartował Stuka, który w 1944 roku rozbił się w jeziorze Pluszne.
Co jeszcze kryje jezioro?
Pluszne wciąż kryje tajemnice, a jego mroki przeszłości czekają na kolejnych odkrywców. Jezioro oddało bombowiec, ale kto wie, co jeszcze chowa w swoich głębinach? Nurkowie bezustannie szukają wojennych skarbów na dnie. Znajdują na przykład betonowe bomby, które służyły lotnikom Luftwaffe do ćwiczeń poprzedzających kampanię wrześniową. Największe, jakie odkryto na dnie Jeziora Plusznego ważą nawet 250 kg. Na niektórych z bomb zachowały się jeszcze niemieckie napisy. Znajduje się ich tam nawet kilkaset. Te w najlepszym stanie, razem ze stalowymi lotkami można było znaleźć głębiej, na co najmniej 16 metrach…
Głębiny Jeziora Plusznego pokazuje na swoim kanale Youtube Alexandre Poirieux.