W cieniu rewolucyjnego dzieła Kopernika „De revolutionibus” kryje się tajemnica: sfałszowany wstęp, przypisujący mu słowa, których nigdy nie napisał. Czy to akt cenzury, strach uczonego, a może intelektualny spisek?
Pisać do szuflady, gdy chce się zmieniać świat, nie ma sensu. Dlatego dzieło Kopernika „De revolutionibus”, które zostało ukończone we Fromborku, musiało zostać wydrukowane. Padło na odległą o 1035 km drukarnię w Norymberdze. Przewiezienie rękopisu było więc nie lada wyczynem. Wziął to na siebie przyjaciel Kopernika — Jerzy Joachim Retyk.
Druk „Obrotów” rozpoczął się w pierwszej połowie 1542 roku. Zajął się tym drukarz Jan Petreiusz, który — jak na prawdziwego biznesmena przystało — zabiegał o publikację nowej teorii Kopernika. Nie można było jednak zrobić tego od ręki. Rękopis nie był opracowany redakcyjnie, więc trzeba było nad nim jeszcze „posiedzieć”. Ale czy coś mogło pójść nie tak?

Retyk dokonał redakcji tekstu rękopisu swego mistrza, wprowadził poprawki rzeczowe i stylistyczne, a nawet zweryfikował podane w wielu tablicach obliczenia. Resztą miał zająć się wydawca — teolog Andrzej Osiander, luteranin z krwi i kości. Tylko czy był to właściwy człowiek do tego zadania?
„Powściągnąć utalentowaną lekkomyślność”
Luteranie do nauki Kopernika podchodzili, mówiąc delikatnie, ostrożnie. Według nich była sprzeczna z biblijną wizją świata, traktowaną przez nich dosłownie. Dlatego Marcin Luter mówił o Koperniku: „Ten głupiec chce wywrócić całą sztukę astronomii!” Do tego Filip Melanchton, współpracownik Lutra, dodawał, że „niektórzy sądzą, że to znakomite wypracować rzecz tak absurdalną, jak ów sarmacki astronom, który porusza Ziemię i zatrzymuje Słońce. Zaiste, mądrzy władcy powinni by powściągnąć utalentowaną lekkomyślność”. Zatem czy Osiander, który wywodził się z takiego środowiska, był człowiekiem godnym zaufania, żeby pracować nad „De revolutionibus”? Czy może był niczym tykająca bomba?
Osiander żywo interesował się już wcześniej wydaniem „Obrotów”. W 1541 roku namawiał Kopernika, żeby w przedmowie do dzieła nazwał swoją teorię przypuszczeniem. Wierzył, że świat jest już „ułożony”, więc nie ma sensu go burzyć. A słowa Kopernika miały rażenie pioruna. Może więc Osiander chciał złagodzić zbyt śmiałą wymowę dzieła i ataki na odważne myśli Warmiaka? A może chciał chronić własną skórę?

Fałszerstwo bez podpisu
Kopernik odrzucił rady Osiandra. Nie tylko był pewnym swojego odkrycia, ale miał też „ludzi”, którzy zgadzali się z jego postrzeganiem świata. Nie był więc „samotnym wilkiem”.
- Chcąc umocnić obronę swego stanowiska, przesłał Kopernik Osjandrowi w 1542 roku dodatkowo dwa listy: do papieża Pawła III, stanowiący właściwą dedykację, i list kardynała Schonberga, w którym namawia on Kopernika do ogłoszenia swojej teorii – podkreśla Alojzy Tujakowski w książce „Mikołaja Kopernika De revolutionibus. Historia wydań”. — Odwołanie się do najwyższych autorytetów Kościoła było właściwie rozumianą obroną, jaką podjął Kopernik przed możliwymi atakami teologów.
Osiander słowa te zlekceważył. Bo gdy już pracował nad „Obrotami”, zrobił wszystko po swojemu. Co prawda załączył do dzieła dwa powyższe listy, ale przede wszystkim dodał swój wstęp „Ad Lectorem”, który zaprzeczał wszystkiemu, co pojawiało się na kolejnych stronach. Wskazał, że badania Kopernika są tylko hipotezą: „…jest bowiem jasne, że ta nauka całkowicie i po prostu nie zna przyczyn pozornych nierówności ruchów”. Dodał też: „Niech więc nikt nie oczekuje od astronomii niczego pewnego w odniesieniu do hipotez, bo ona niczego pewnego w tym dać nie może”. Nie podpisał się nawet pod tymi słowami. Zamieścił je anonimowo, czyli w domyśle, że napisał je sam Kopernik. I bez żadnych konsultacji, nawet z Retykiem, który czuwał nad publikacją. Dopuścił się więc fałszerstwa. Oszukał wszystkich, z Koperkiem na czele.
300 lat milczenia
Gdy Retyk odebrał wydrukowane egzemplarze „De revolutionibus”, wszystko wyszło na jaw. Wzburzył się do tego stopnia, że przekreślił wstęp Osiandra czerwonym ołówkiem. Do dziś można zobaczyć dwa ocalałe egzemplarze pamiętające ten moment. Jedna księga znajduje się w prywatnej kolekcji Harrisona Horblita w Connecticut, druga w Bibliotece Uniwersyteckiej w Uppsali. Ale dlaczego Retyk nie dopilnował wydania dzieła bez uchybień, do czego się zobowiązał? Osiander był tak przebiegły, czy przyjaciel Kopernika za bardzo mu zaufał?

Na manipulację Osiandra trudno było przymknąć oko. Na szczęście, wbrew legendzie, Kopernik nie ujrzał księgi za życia. Ciężko chory po udarze, stracił czucie i pamięć. Nie był więc świadomy fałszerstwa, jakiego dokonał Osiander w Norymberdze. Jego bliscy przeżywali jednak to fałszerstwo wyjątkowo mocno. Biskup warmiński Tiedemann Giese pisał w liście do Retyka 26 lipca 1543 roku o „norymberskich machinacyach” związanych z „perfidią wydawców”.
- Żadna inna przedmowa do książki nie spotkała się z taką krytyką – zauważa Marek Sołtysiak w artykule „Problematyczność przedmowy Ad Lectorem Andrzeja Osiandra do De revolutionibus Mikołaja Kopernika”. A Alojzy Tujakowski dodaje: — Przedmowa Osiandra była zaprzeczeniem istotnej treści dzieła, co wypadło tym gorzej, że ukryta przedmowa Kopernika była nieznana przez lat trzysta i po raz pierwszy została ogłoszona drukiem dopiero w wydaniu warszawskim z 1854 roku — dodaje Alojzy Tujakowski.
Bez winy i kary
Niestety nie wydrukowano ponownie pierwszych arkuszy „De revolutionibus”. Osiander, jako że napisał tekst anonimowo, czuł się bezkarny. Zaskarżono jedynie Petreiusa, bo jedynie jego, jako podpisanego na dziele, można było pociągnąć do odpowiedzialności. Drukarz był jednak tylko narzędziem Osiandra. Petreius wybronił się i właściwie na tym sprawa się skończyła. Musiał jedynie wydać erratę, co zrobił niedbale. Dołączył ją do pozostałych egzemplarzy „De revolutionibus”, stąd niektóre z pierwszego wydania były bez, a inne z kartami erraty. Tych ostatnich zachowało się bardzo mało.
O obrotach świata
Osiander nie poprzestał tylko na wprowadzeniu własnego wstępu. Zmienił również tytuł dzieła, który używamy do dzisiaj — „De revolutionibus orbium coelestium”.
- Jaki tytuł dał Kopernik swemu dziełu — nie wiadomo, ponieważ nie zachowała się karta tytułowa rękopisu — twierdzi Honorata Korpikiewicz w artykule „Jak brzmiał tytuł dzieła Kopernika?” – Sam Kopernik w przedmowie do papieża Pawła III pisze o księgach: „De revolutionibus sphaerarum mundi” (O obrotach sfer świata), a często używa skróconej nazwy: „De revolutionibus”, względnie „Revolutionibus” (Obroty). Trudno jednak stwierdzić, czy taki był rzeczywiście tytuł dzieła. (…) Wydaje się bardzo prawdopodobne, że autor, zakładając ruch Ziemi (świata) nadał swej pracy taki właśnie tytuł. Słowa „orbium coelestium” dodane przez Osiandra miały natomiast sugerować, że obroty dotyczą nie Ziemi — która pozostaje nieruchoma — lecz nieba, i sprowadzać wszechświat Kopernika do tradycyjnego systemu Arystotelesa.
O „De rovolutionibus” opowiada również film Astronarium.