Jak w scenie z kryminalnego thrillera – w olsztyńskim muzeum wystarczyła chwila, by zniknęło 29 ikon. Sprawcy wynieśli je przez okno… i rozpłynęli się bez śladu. Do dziś odzyskano tylko trzy z cennych dzieł.

Siedem minut. Tyle czasu potrzeba na ugotowanie jajka na śniadanie. Albo na wyniesienie z muzeum kilku bezcennych klejnotów. W październiku 2025 roku z Luwru skradziono francuskie klejnoty koronne o wartości 88 mln euro. Świat mówił wtedy o największej muzealnej kradzieży XXI wieku. Czterech mężczyzn w strojach techników dostało się na balkon przy użyciu podnośnika i ukradło osiem skarbów, a dziewiąty – korona cesarzowej Eugenii – został porzucony podczas ucieczki.

Tymczasem Olsztyn tę lekcję przerobił już dawno temu.

Wernisaż wystawy „Ikona rosyjska. Dawne rzemiosło artystyczne. Nabytki z lat 1970–1989”, fot. Muzeum Warmii i Mazur ©

Płótno było przecięte

Wydawało się, że to „mission imposible”, czyli misja niemożliwa. Ale w grudniu 1990 roku z Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie skradziono drogocenne ikony. Złodzieje na salę wstawową weszli przez okno.

Zbiory ikon w muzeum należały do jednych z najciekawszych w Polsce. Z ponad 240 dzieł znajdujących się w kolekcji, na wystawie prezentowano 100 najcenniejszych, pochodzących z XVI-XIX w., głównie ze szkoły moskiewskiej i nowogrodzkiej. Wystawa dobiegła końca i od 3 grudnia była już niedostępna dla publiczności.

- 7 grudnia 1990 roku muzeum odwiedził gość z Ermitażu, specjalista od ikon. Początek zwiedzania nie zapodawał niczego specjalnego. Drzwi zamknięte, plomby nienaruszone, ale tylko to było tak jak zwykle. Widok, jaki ujrzeli po wejściu do sali, odbiegał od normy — opisywał kradzież Piotr Ogrodzki w czasopiśmie „Cenne Bezcenne Utracone”. — Płótno zasłaniające okno było przecięte, na wielu tablicach ekspozycyjnych pozostały tylko ślady po ikonach. Natychmiast wszczęto alarm.

Godziny na ucieczkę

Z wystawy skradziono 29 ikon, w tym najstarsze dzieła. Przestępcy dostali się do muzeum oknem, ale zanim weszli, musieli wspiąć się po murach zamkowych, pokonując około 10 metrów wysokości. Prawdopodobnie użyli składanej drabinki. Gdy dotarli do okna, wycięli siatkę zabezpieczającą, wypchnęli fragment okna witrażowego, zbili wewnętrzną szybę i otworzyli okno od środka. Nie uruchomił się żaden alarm. Można nawet żartobliwie powiedzieć, że złodzieje zdobyli średniowieczny zamek średniowiecznymi metodami.

Olsztyński zamek nocą, fot. Mintaka/Wikipedia

- Kradzieży dokonano w nocy z 5 na 6 grudnia 1990 roku. Odnaleziono świadków, którzy widzieli przy murze zamkowym, od strony północnej, parkujący samochód. Było to między godz. 22 a 23. Świadek widział dwóch mężczyzn, którzy załadowali do samochodu dwa worki. Zauważywszy, że są obserwowani, szybko ruszyli jednokierunkową ulicą pod prąd. Ten fakt wyjątkowo dobrze utkwił świadkowi w pamięci — tłumaczył Piotr Ogrodzki. — Dzięki temu, że muzeum było zamknięte, sprawcy uzyskali dodatkowe, bezcenne godziny na ucieczkę z miejsca zdarzenia. Nie sądzę jednak, by rzeczywiście złodzieje przeprowadzali aż takie rozumowanie. To, że muzeum jest zamknięte dla zwiedzających, nie oznacza, że po salach nie porusza się personel. Dla osób z zewnątrz nie jest możliwe do przewidzenia, jakie zadania będą mieli kolejnego dnia do wykonania pracownicy muzeum. Tak więc opóźnienie wykrycia kradzieży było raczej szczęśliwym zbiegiem okoliczności, a nie w pełni zaplanowanym działaniem.

Zamek kapituły warmińskiej, sklepienie kryształowe refektarza, fot. F‑11 Studio/zabytek.pl

Czy można było przewidzieć kradzież?

Być może. Złodzieje dwa miesiące wcześniej zapowiedzieli swoje przyjście. W jaki sposób? Pracownicy zamku znaleźli w krzakach drabinkę. Zawiadomiono nawet policję, która stwierdziła, że to specjalistyczna drabinka służąca do wspinania się po murach. Przez kilka tygodni obserwowano nawet miejsce, w którym ukryto drabinkę. Nikt jednak się nie pojawił. Gdy obserwacji zaprzestano, złodzieje wrócili.

- Po pierwszych odkryciach dyrekcja Muzeum Warmii i Mazur wzmocniła obronę. Dotychczas strzegące obiektu kobiety zastąpili mężczyźni. Niestety, przy tak rozległym i skomplikowanym architektonicznie obiekcie takie posunięcia nie mogły przynieść oczekiwanego efektu. Żaden dozorca nie byłby w stanie czegoś zauważyć czy usłyszeć. W muzeum zabrakło nowoczesnego systemu sygnalizacji włamania i napadu (podobno stary system zainstalowany w latach 70. działał zaledwie kilka dni) — podkreślał Piotr Ogrodzki. — Dzisiaj utracone zbiory byłyby już bardziej bezpieczne.

Skradziona w Olsztynie ikona ukazująca „Trzy Marie u grobu” datowana na XVI wiek, fot. gov.pl

Dla zobrazowania skali tej kradzieży warto przyjrzeć się wartości skradzionych dzieł z wystawy. 29 ikon wyceniono wówczas na 912 milionów złotych, co w dzisiejszych realiach odpowiada około 10 milionom złotych według przelicznika inflacji. Trzeba jednak pamiętać, że jako unikatowe dzieła sztuki — i jeszcze z taką historią — mogłyby dziś osiągnąć znacznie wyższą cenę, sięgającą nawet kilkudziesięciu milionów złotych. Pomimo ogłoszenia nagrody w wysokości 40 milionów złotych w ówczesnej walucie, sprawców nigdy nie udało się schwytać.

Powrót ikon po latach

Po ponad trzech dekadach od głośnej kradzieży 29 ikon z olsztyńskiego zamku do Muzeum Warmii i Mazur wróciły na razie tylko trzy z nich.

„Archanioł Michał”, datowany na XVI wiek, to jedna z najcenniejszych ikon kolekcji: monumentalna, malowana temperą na desce, przedstawia potężnego wojownika w zbroi, typowego dla dawnej sztuki ruskiej. Odzyskano ją w 2021 roku z prywatnej kolekcji w Niemczech, po międzynarodowej procedurze restytucyjnej.

Odzyskana ikona „Nierukotwornyj obraz Chrystusa”, fot. Łukasz Kulicki/Muzeum Warmii i Mazur

Rok później do muzeum trafiły „Trzy Marie u grobu” — XVI-wieczna ikona świąteczna z dawnego ikonostasu, ceniona za rzadką kompozycję i świetnie zachowaną kolorystykę. Rozpoznano ją na katalogu aukcji w Düsseldorfie i zwrócono Polsce.

Najnowszym sukcesem jest odzyskanie w 2025 roku Mandylionu, przedstawienia niezwykle istotnego w tradycji prawosławnej „Nierukotwornego obrazu Chrystusa”. Ta XVII-XVIII-wieczna ikona, ukazująme Zbawiciela na białej chuście, również ma wysoką wartość muzealną i symboliczną.

Czy paryskie klejnoty będą miały tyle szczęścia co ikony z Olsztyna?
Z olsztyńskiej kradzieży udało się odzyskać jedynie trzy ikony — kroplę w morzu strat. Sprawców nigdy nie namierzono, a śledztwo z czasem obrosło legendą. W Paryżu złodzieje mieli mniej szczęścia: szybko wpadli, choć same klejnoty… jakby zapadły się pod ziemię. Ale historia pokazuje, że czas potrafi przynieść niespodziewane powroty.