Jak prze­szłość wpły­wa na przy­szłość? Gdy­by Miko­łaj Koper­nik uro­dził się w innej rodzi­nie, zapew­ne nie zmie­nił­by na War­mii obli­cza świa­ta. Ale miał szczę­ście. I pie­nią­dze. I… Krzy­ża­ków po swo­jej stro­nie?

Czym sko­rup­ka za mło­du nasiąk­nie, tym na sta­rość trą­ci. Albo ina­czej – to, co wle­jesz do sło­ika, już w nim zosta­nie. W życiu tak wła­śnie jest — co daje nam rodzi­na w mło­do­ści, pro­cen­tu­je w przy­szło­ści, w doro­słym życiu. I doty­czy to każ­de­go. Koper­nik, któ­ry żył 500 lat temu, miał tak samo. To, w jakiej rodzi­nie się uro­dził, mia­ło kolo­sal­ny wpływ na jego życie.

Gdy­by Miko­łaj przy­szedł na świat w chłop­skiej rodzi­nie, pew­nie zaj­mo­wał­by się rolą. Pod koniec śre­dnio­wie­cza to było nor­mą na wsi. Być może łowił­by ryby w Wiśle, a może hodo­wał­by zwie­rzę­ta. I to już od małe­go. Na szko­łę nie było­by cza­su, pra­ca wyma­ga­ła­by nie­ustan­ne­go zaan­ga­żo­wa­nia. Trud­no wyobra­zić sobie, że wiel­ki astro­nom, któ­ry „wstrzy­mał Słoń­ce, ruszył Zie­mię”, mógł­by żyć wedle ryt­mu przy­ro­dy i kalen­da­rza prac polo­wych. Że być może nie miał­by siły patrzeć w nie­bo, bo zmę­cze­nie odbie­ra­ło­by mu tę przy­jem­ność. Nie umiał­by pisać i z tru­dem liczył­by na pal­cach. Nawet jeśli przy­śni­ło­by mu się, że Zie­mia okrą­ża Słoń­ce, nie potra­fił­by tego wytłu­ma­czyć. Jak miał­by więc doko­nać prze­wro­tu w postrze­ga­niu kosmo­su?

Narodziny w domu towarowym?

Miko­łaj Koper­nik ma wię­cej szczę­ścia, bo rodzi się w miesz­czań­skiej rodzi­nie. Daje mu to lep­szy start już na dzień dobry. Na świat przy­cho­dzi 19 lute­go 1473 roku nie w wiej­skiej izbie, ale w kamie­ni­cy z cen­trum Toru­nia, przy ul. Koper­ni­ka 15/17 (daw­niej ul. św. Anny), któ­ra nazy­wa­na jest dziś Domem Koper­ni­ka. Ale bada­cze wska­zu­ją też inny adres naro­dzin — kamie­ni­cę Pod Lwem. Ta do koń­ca XIX wie­ku sta­ła w Ryn­ku Sta­ro­miej­skim 36, póź­niej w jej miej­scu sta­nął dom towa­ro­wy. Bada­cze do dziś się nad tym gło­wią, gdzie mały Miko­łaj po raz pierw­szy zapła­kał. Być może wła­śnie w Ryn­ku, bo ta kamie­ni­ca była oka­zal­sza od tej przy ul. św. Anny i pod­kre­śla­ła sta­tut rodzi­ny. Zresz­tą astro­nom miesz­kał w niej, gdy dora­stał. Tyl­ko czy tam się prze­pro­wa­dził, czy uro­dził? Dom Koper­ni­ka nato­miast stoi w swo­im miej­scu do dziś. Dla­te­go to tu przy­pi­su­je się naro­dzi­ny astro­no­ma, któ­ry póź­niej na War­mii zmie­nił obli­cze świa­ta.

Dom Koper­ni­ka w Toru­niu, fot. Ada Roma­now­ska

Miedź we krwi

Miko­łaj Koper­nik senior, ojciec geniu­sza, nosi to samo imię co syn. Przy­jeż­dża do Toru­nia z Kra­ko­wa. Pocho­dze­nie jego rodzi­ny bada­cze łączą jed­nak z wsią Koper­ni­ki nie­opo­dal Nysy. Rodzi­na jed­nak nie wią­że się z tym adre­sem na sta­łe. Roz­jeż­dża się, mię­dzy inny­mi do mia­sta kró­lów. Tam też Koper­nik senior roz­wi­ja się jako śre­dnio­wiecz­ny biz­nes­men. Ot, ma na wystaw­ne życie, ale nie­wie­le odkła­da. Gdy przy­jeż­dża do Toru­nia, wynaj­mu­je poło­żo­ny na ubo­czu dom przy Szew­skiej, pła­ci 6 szy­lin­gów czyn­szu – za sie­bie i dwóch słu­żą­cych. Czy moż­na go nazwać boga­czem?

- Kim­kol­wiek był Nic­los Kop­per­nik, może­my powie­dzieć, że był praw­do­po­dob­nie pierw­szym kup­cem w rodzi­nie, któ­ra wcze­śniej sta­ła jesz­cze niżej w hie­rar­chii śre­dnio­wiecz­ne­go miesz­czań­stwa. Zapew­ne para­ła się pospo­li­tym rze­mio­słem – pod­kre­śla Woj­ciech Orliń­ski w swo­jej książ­ce „Koper­nik. Rewo­lu­cje” i wymie­nia wśród przod­ków astro­no­ma płat­ne­rza i kamie­nia­rza. Ojciec han­dlo­wał nato­miast mie­dzią. Nazwi­sko Koper­nik zosta­ło naj­praw­do­po­dob­niej utwo­rzo­ne od funk­cjo­nu­ją­ce­go wów­czas zawo­du. Koper­nik to oso­ba zaj­mu­ją­ca się wydo­by­ciem i wyta­pia­niem wła­śnie tego meta­lu.

Gdyby nie Krzyżacy…

Gdy Koper­nik senior przy­jeż­dża do Toru­nia, zako­chu­je się w Bar­ba­rze Wat­zen­ro­de. Jest to wów­czas naj­lep­sza par­tia w mie­ście. Trud­no się dzi­wić, że Bar­ba­ra zwra­ca jego uwa­gę. Nie to, że pięk­na, to jesz­cze majęt­na. Jej ojciec, Łukasz, ma kil­ka kamie­nic, sprze­da­je wosk i spro­wa­dza suk­no z Flan­drii. Wcze­śniej wal­czy prze­ciw Krzy­ża­kom i jest nawet ran­ny pod Łasi­nem. O tym, że ma peł­ny skar­biec, świad­czą nie tyl­ko posia­da­ne przez nie­go kamie­ni­ce, ale też to, że poży­cza mia­stu Toruń w 1460 roku ogrom­ną kwo­tę 269 flo­re­nów na cele wojen­ne. Mało kogo wów­czas stać na taki gest. Mia­sto spła­ca rodzi­nie tę kwo­tę jesz­cze przez kil­ka­na­ście lat. Miko­łaj senior wcho­dzi więc w dobrze pro­spe­ru­ją­cą rodzi­nę. Do tego los mu sprzy­ja. Bo może i ma gło­wę do inte­re­sów, ale jego oczkiem w gło­wie jest też nie­na­wiść do Krzy­ża­ków, czym zaskar­bia sobie ser­ce teścia Łuka­sza. Rów­nież gor­li­wie wspie­ra wal­kę zbroj­ną z Zako­nem. Moż­na więc zażar­to­wać, że astro­nom z War­mii w pew­nym sen­sie zawdzię­cza Krzy­ża­kom swo­je życie. I póź­niej­szy suk­ces. Bo gdy­by nie wspól­ne wojen­ne zain­te­re­so­wa­nie Łuka­sza i Miko­ła­ja, Bar­ba­ra wyszła­by pew­nie za kogoś bar­dziej intrat­ne­go. A tak wpa­dła w ramio­na Koper­ni­ka.

Miko­łaj senior jest star­szy od Bar­ba­ry o kil­ka­na­ście lat. Na kobier­cu sta­je więc ona dwu­dzie­sto­let­nia, a on bli­sko czter­dziest­ki. W tam­tych cza­sach róż­ni­ca jest zauwa­żal­na.

- Rodzi­ce Miko­ła­ja Koper­ni­ka, zawie­ra­jąc zwią­zek mał­żeń­ski, nie­świa­do­mie więc zmie­ni­li dzie­je świa­ta. Tyl­ko że sam ten zwią­zek wyglą­da dziw­nie: był to kla­sycz­ny meza­lians. Ona (Bar­ba­ra Wat­zen­ro­de) pocho­dzi­ła z jed­nej z naj­bo­gat­szych rodzin w Toru­niu. On (Miko­łaj Koper­nik senior) był chu­do­pa­choł­kiem, nie­za­moż­nym kup­cem, któ­ry obra­cał cudzy­mi pie­niędz­mi, sam jed­nak nie miał żad­ne­go mająt­ku – zauwa­ża Woj­ciech Orliń­ski. — Pierw­sze porząd­ne pie­nią­dze w jego życiu to posag Wat­zen­ro­dów.

Miko­łaj Koper­nik Star­szy, ojciec wiel­kie­go astro­no­ma, ma tu typo­we sło­wiań­skie rysy twa­rzy, wystę­pu­je w boga­tym stro­ju miesz­czań­skim z XV wie­ku, w rogach umiesz­czo­no her­by rodzin­ne, fot. obraz olej­ny z Biblio­te­ki Jagiellońskiej/Wikipedia

Skromny bagaż intelektualny

Koper­ni­ko­wie są ze sobą dwie deka­dy. Docze­ku­ją się czwór­ki dzie­ci. Kil­ka lat po ślu­bie umie­ra jed­nak ojciec Bar­ba­ry. Za chwi­lę dzie­ci idą do szko­ły, a dobre wykształ­ce­nie jest prio­ry­te­tem. A to kosz­tu­je. Na szczę­ście sta­ry Wat­zen­ro­de zapi­su­je zię­cio­wi w testa­men­cie część mająt­ku, w tym tak­że dom przy uli­cy św. Anny.

- (…) mały Koper­nik cho­dził do szko­ły u św. Jana w Toru­niu zanim udał się na Uni­wer­sy­tet Kra­kow­ski. Tu uczył się począt­ków astro­no­mii, a z dachu domu ojczy­ste­go, naprze­ciw ratu­sza ze smu­kłą wie­żą, mógł oglą­dać o zapa­da­ją­cym zmierz­chu gwiaz­dy na nie­bie, rzad­ko nie­zam­glo­nym — opo­wia­da Karol Gór­ski w książ­ce „Dom i śro­do­wi­sko rodzin­ne Miko­ła­ja Koper­ni­ka”.

A Marian Biskup w książ­ce “Miko­łaj Koper­nik: uczo­ny i oby­wa­tel” doda­je: — To był ten skrom­ny, ale pod­sta­wo­wy bagaż inte­lek­tu­al­ny, któ­ry dała Koper­ni­ko­wi miej­ska szko­ła toruń­ska i śro­do­wi­sko rodzin­ne: umie­jęt­ność czy­ta­nia, pisa­nia i racho­wa­nia, zna­jo­mość trzech języ­ków, przede wszyst­kim łaci­ny, co stwa­rza­ło pod­sta­wy nie tyl­ko do dzia­łal­no­ści prak­tycz­nej na co dzień, ale i dal­szej nauki.

Sławne wino w Prusach

Przy­szły astro­nom ma cie­ka­we dzie­ciń­stwo. I w mie­ście, któ­re tęt­ni życiem, i poza nim. To go rów­nież budu­je.

- Wio­sną, latem, jesie­nią rodzi­na zapew­ne wyru­sza­ła poza mury mia­sta, na przed­mie­ścia prze­cię­te ogro­da­mi i łąka­mi, gdzie miesz­cza­nie mie­li swe dwor­ki. Odwie­dza­no wuja Alle­na w jego mająt­ku w Sław­ko­wie — zwra­ca uwa­gę Karol Gór­ski. — Cho­dzo­no do win­ni­cy, któ­rą rodzi­na mia­ła w Kasz­czor­ku, by jesie­nią zbie­rać wino­gro­na i robić z nich kwa­sko­wa­te wino toruń­skie, sław­ne w Pru­sach.

Najwspanialszy owoc Kopernika

Sie­lan­ka nie może trwać wiecz­nie. Oko­ło sześć­dzie­siąt­ki umie­ra ojciec Miko­ła­ja, Koper­nik senior. Chło­piec ma zale­d­wie 10 lat, gdy tra­ci ojca. Bar­ba­rze też nie jest łatwo. Od teraz musi radzić sobie sama. Ma dach nad gło­wą, ale z pie­niędz­mi bywa róż­nie.

- Śmierć Miko­ła­ja nie przy­nio­sła rodzi­nie bie­dy, ale na pew­no warun­ki życio­we musia­ły być o wie­le skrom­niej­sze. Dopie­ro pomoc wuja Łuka­sza Wat­zen­ro­de­go, któ­ry został w 1489 roku bisku­pem war­miń­skim, umoż­li­wić mia­ła w przy­szło­ści wyjazd synów na stu­dia – zwra­ca uwa­gę Karol Gór­ski.

- Łukasz Wat­zen­ro­de (…) oka­zać się miał jed­ną z wybit­niej­szych indy­wi­du­al­no­ści w pano­ra­mie poli­tycz­nej Pol­ski owych cza­sów — doda­je Marian Biskup. — Jed­nak przede wszyst­kim Łukasz Wat­zen­ro­de piął się wytrwa­le po szcze­blach karie­ry kościel­no-poli­tycz­nej. Był to czło­wiek wykształ­co­ny, zdol­ny i nie­zwy­kle ambit­ny.

Łukasz Wat­zen­ro­de, por­tret autor­stwa nie­zna­ne­go mala­rza, fot. Wiki­pe­dia

I rze­czy­wi­ście, gdy­by nie opie­ka wuja, a bra­ta Bar­ba­ry — Łuka­sza junio­ra (rów­nież otrzy­mał imię po ojcu), mło­dy Koper­nik wyrósł­by po pro­stu na zwy­kłe­go toruń­skie­go miesz­cza­ni­na. A że Wat­zen­ro­de ma nawet pla­ny wobec nie­go – trak­tu­je go jak syna i widzi w nim swo­je­go zastęp­cę. Dla­te­go nie szczę­dzi pie­nię­dzy na jego stu­dia w Kra­ko­wie i we Wło­szech. Póź­niej zapra­sza go na swój dwór do Lidz­bar­ka War­miń­skie­go, gdzie Miko­łaj zosta­je jego oso­bi­stym sekre­ta­rzem i leka­rzem. Tu opra­co­wu­je zarys teo­rii helio­cen­trycz­nej, któ­rą zawie­ra w tzw. „Małym Komen­ta­rzy­ku”. Dzię­ki wujo­wi prze­by­wa też w Olsz­ty­nie, a póź­niej we From­bor­ku. To 40 lat na War­mii.

- Śro­do­wi­sko spo­łecz­ne, do któ­re­go nale­żał Koper­nik, dało mu tedy warun­ki mate­rial­ne, któ­re umoż­li­wi­ły mu dłu­gie stu­dia za gra­ni­cą, a póź­niej zapew­ni­ło astro­no­mo­wi spo­koj­ny byt, odda­ny nauce. Dało mu też przy­kła­dy męstwa i wytrwa­ło­ści, któ­re były zachę­tą w jego poszu­ki­wa­niach. Moż­na tedy twier­dzić, że śro­do­wi­sko sprzy­ja­ło powsta­niu i roz­wo­jo­wi nauki Koper­ni­ka i nie sta­wia­ło jej wiel­kich prze­szkód. Dodaj­my, że sprzy­ja­ły jej też sto­sun­ki panu­ją­ce w Pol­sce — doda­je Karol Gór­ski. — Koper­nik żył w cza­sach, w któ­rych w spo­koj­nej Pol­sce cza­sów zyg­mun­tow­skich doj­rzeć mogła jego myśl i wydać owoc naj­wspa­nial­szy.