Choć wygląda jak spokojna pruska rezydencja, w jego wnętrzach odbija się echo pożarów, wojen i rodzinnych tragedii. Pałac w Łężanach to miejsce, którego przeszłość okazuje się bardziej dramatyczna niż niejeden film.

Łężany leżą zaledwie kilka kilometrów od Reszla. Z drogi niewiele widać. Ot, aleja lipowa, kawałek czerwonej cegły, dachy folwarku. Dopiero gdy skręci się w głąb parku, w oczy rzuca się potężny, jasny, neobarokowy pałac z wieżą, która wygląda… jak latarnia morska. W środku — zaskakująco dobrze zachowany, jakby właściciele wyszli tylko na chwilę. Historia jednak nie była dla tego domu łagodna.

Park wokół pałacu w Łężanach, fot. Ada Romanowska

Wieś o imieniu „Ryś”

Łężany znane były już w XIV wieku. Nosiły pruską nazwę Lusijeins — od rysia, który miał panować w tutejszych lasach. Przez wieki miejsce zmieniało właścicieli i położenie administracyjne, aż w XVIII wieku odłączono je od pobliskich Legin i utworzono samodzielny majątek. Pruska ziemia, ciężka praca, niewielka wieś. Nic nie wskazywało, że w XX wieku stanie tu jedna z najciekawszych rezydencji regionu.

Fischerowie wchodzą na scenę

Prawdziwy przełom przyniósł wiek XIX i pojawienie się rodziny Fischerów. Wilhelm Liebegott Gustav Fischer, właściciel wielu pomniejszych majątków, uczynił z Łężan swoją bazę.

- Z dokumentów wiadomo, że zapłacił za to 88 tys. talarów. Kwota ta obejmowała także zakup majątku leśnego Śpigłówka, którą dziewięć lat później jednak odsprzedał. Od początku starał się dbać o swój majątek — opowiada na łamach uwm.edu.pl Maciej Hołdyński, historyk i pasjonat Łężan. — Kiedy Gustav Fischer zmarł jesienią 1885 roku, jego syn Gustav Siegfried Reinhold miał dopiero 15 lat. Sophie Elfriede Fischer, matka Reinholda, postanowiła zarządzać majątkiem i w przyszłości przekazać go synowi.

To za jej czasów rozwinął się folwark, powstała cegielnia, a wieś zyskała nowy impuls rozwojowy. Wtedy jednak wydarzyła się katastrofa, która mogła przekreślić wszystko. 1 kwietnia 1901 roku wybuchł wielki pożar. Spłonęły budynki i cenne stado krów, które służyło reszelskiej spółdzielni mleczarskiej. Upadł dorobek lat pracy. Na szczęście zaczęto odbudowę, krok po kroku.

- W 1904 roku wybudowano w Łężanach nową szkołę, a w latach 1906–1908 m.in. stajnie, domy mieszkalne, szklarnie i dom gminny — wymienia Maciej Hołdyński. — Wiosną 1907 roku właścicielka Łężan wykupiła prawie cały majątek w Plenowie i znacznie poszerzono też granice Łężan w kierunku wschodnim, mianowicie aż pod samą granicę wsi Widryny. Łączna powierzchnia majątku wynosiła wówczas 2135 mórg.

Pałacowe schody, fot. uwm.edu.pl

Kontradmirał wraca na ląd

Najwięcej dał Łężanom jednak Reinhold Fischer, który dostał go w spadku. Zanim osiadł tu na stałe, zrobił błyskawiczną karierę w Cesarskiej Marynarce Wojennej. Jako nastolatek rzucił szkołę, a w 1888 roku wstąpił do floty. Służył na pancernikach „Deutschland”, „Kaiser Wilhelm II”, krążowniku Niobe, a nawet dowodził torpedowcem. W wieku zaledwie 30 lat został kapitanem-porucznikiem.

Tuż przed I wojną światową zrobił też karierę polityczną – został attaché morskim na kraje nordyckie. W czasie wojny próbował nawet „wepchnąć” Szwecję i Finlandię do konfliktu, ale jego plan z lądowaniem na Wyspach Alandzkich storpedował generał Falkenhayn.

12 lipca 1910 roku rodzina Fischer została podniesiona do godności dziedzicznej szlachty pruskiej przez cesarza Wilhelma II za swoje zasługi. Reinhold przybrał nazwisko von Fischer-Loßainen. Zanim jednak dostąpił tego zaszczytu, odziedziczył Łężany.

Postanowił stworzyć tu rezydencję na miarę swojej pozycji. Nie chodziło o przepych. Pałac miał być domem, w którym będzie czuł się jak u siebie.

Gdy w 1909 roku wziął się za przebudowę majątku, zlecił projekt… sam sobie. „Wymyślił” neobarokowy pałac z elementami marynistycznymi, wieloboczną wieżą i wieżą widokową przypominającą latarnię morską. Jakby brakowało mu Bałtyku.

Nie jest wykluczone, że zamontował w wieży nawet światło, które było widoczne z Jeziora Legińskiego. Z niej miał zresztą widok na taflę wody.

Pałac, który ma charakter

Wnętrza były jak na owe czasy luksusowe: 27 pokoi, sala balowa, balkon z miejscem na orkiestrę, zdobiona stolarka, biblioteka, w pokojach były przesuwane drzwi jak na statku, łazienki, w oknach rolety i ówczesny szczyt luksusu: centralne ogrzewanie i elektryczność. Na klatce schodowej świetlik, w kuchni glazura, w piwniczce malowane herby pruskiej floty (odkryte ponownie dopiero niedawno).

- Także kafle w łazienkach przedstawiają różne motywy życia nad wodą — zaznacza Maciej Hołdyński. — Pod obrazem przedstawiającym Madonnę, czyli w sali balowej, widnieje z kolei – według legendy – portret admirała Nelsona, który był idolem Fischera.

Sala balowa pamiętająca balowe suknie i orkiestrę Reinholda Fischera, fot. Facebook/Pałac w Łężanach

Wojna odbiera spokój

W 1914 roku Łężany na krótko przejęła armia rosyjska. Część mieszkańców ukryła się na wyspie Jeziora Legińskiego. Zniszczono młyny, gospodarstwo, ale pałac ocalał.

Po wojnie Reinhold wrócił do siebie, lecz jego życie coraz mocniej się komplikuje. W 1922 roku umiera jego pierwsza żona, Edith. W 1931 bierze drugi ślub — z Norą Myller von Rautenfels.

Pięć lat później wybucha kolejna wojna, która okazała się najbardziej tragiczna dla rodziny. Reinhold umiera 12 września 1940 roku, nie dożywa najgorszego. Zostaje pochowany w mauzoleum koło pałacu — obok swej matki i pierwszej żony. Miejscowi mówią o mrocznej ceremonii, podczas której — tuż po jego śmierci — jego ukochany jacht miał zostać obciążony głazami i zatopiony w najgłębszym miejscu jeziora — „żeby nikt nie ważył się po nim pływać”.

Gdy w styczniu 1945 roku front zbliżał się do Łężan, Nora podjęła dramatyczną decyzję. Nie uciekła. Popełniła samobójstwo. Jej historia do dziś pozostaje najbardziej poruszającym epizodem dziejów rezydencji.

Jej pasierbowie, dzieci z pierwszego małżeństwa Reinholda, trafiają pod opiekę krewnych w Niemczech. Córka umiera w wieku 51 lat w wyniku choroby natomiast syn mieszkał z żoną we Włoszech. Dwa lata przed śmiercią w 1989 roku odwiedza on po raz ostatni rodową posiadłość w Łężanach. Umiera w wieku 82 lat nie zostawiając potomków. W ten sposób kończy historia rodu ostatnich właścicieli pałacu.

Łężany zajęła Armia Czerwona, a jej sztab ulokował się w pałacu. Budynek przetrwał bez poważniejszych zniszczeń, choć żołnierze spalili pałac w pobliskich Leginach, dwór w Woli i letnią rezydencję Fischerów, która znajdowała się w lesie przy zachodnim brzegu Jeziora Legińskiego. Straty w pałacu miały charakter rabunkowy — jak w całym regionie. Niestety Rosjanie, żeby się ogrzać, spalili oryginalne meble i drewnianą podłogę. Uratowała się jedynie biblioteka, którą też chciano wrzucić do kominka, ale jej masywna konstrukcja nawet nie drgnęła. Legenda mówi, że Czerwonoarmiści chcieli „wyciągnąć” ją nawet z pomocą koni, a ta nie dała za wygraną.

Latem pałac tonie w zieleni pnączy, fot. Facebook/Pałac w Łężanach

Nowe czasy, nowe funkcje

Pałac po wojnie trafił do Funduszu Wczasów Pracowniczych. Przez kolejne dekady służył jako miejsce wypoczynku i ośrodek szkoleniowy. W 1957 roku stał się częścią majątku Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie. W latach 90. miejsce dzierżawił Tadeusz Matyjek, poseł SLD, który potrafił przyciągać ważnych gości. Bywali tu m.in. prezydent Aleksander Kwaśniewski, prezydent Litwy Algirdas Brazauskas oraz premierzy Leszek Miller i Włodzimierz Cimoszewicz.

Poseł stracił mandat 17 lutego 2000 roku, gdy sąd w zakończonym postępowaniu lustracyjnym uznał go za tzw. kłamcę lustracyjnego. To był pierwszy taki przypadek w polskim parlamencie – sprawa wywołała wówczas ogromne emocje.

Po utracie mandatu rozpoczął się wieloletni spór prawny dotyczący dzierżawy i zwrotu majątku uczelni. UWM dążył do odzyskania pełnej kontroli nad zespołem pałacowo-parkowym, a zakończenie tego procesu wymagało rozstrzygnięć sądowych. Dopiero po nich obiekt wrócił w całości do uczelni.

Dziś pałac należy do Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego i powoli wraca do dawnej świetności. Prowadzi się konserwację, planuje hotelowo-konferencyjne wykorzystanie. Obiekt jest udostępniany raz w miesiącu grupom zwiedzających.

Gwiazda „Kamerdynera”

Gdy ekipa Filipa Bajona szukała miejsca, które wiarygodnie zagra kaszubską siedzibę rodu von Kraussów, wybór padł na Łężany. I trudno się dziwić — wnętrza pasowały jak ulał. Zagrano tu sceny, które wymagały klimatu starej pruskiej rezydencji.

Altana zbudowana na potrzeby filmu, poroża, kredens i niektóre detale nadal tworzą charakter tego miejsca. To tu padł ostatni klaps trzyletnich zdjęć. Film zdobył nagrody, a pałac zyskał nową rozpoznawalność.

Legenda, która krąży po korytarzach

Jak każde stare miejsce, także pałac w Łężanach doczekał się swojej opowieści. Według lokalnej legendy w pałacu mają pojawiać się duchy związane z dawnymi mieszkańcami. Temat podchwyciła ekipa OtherSide, która nagrywała tu jeden z odcinków o zjawiskach niewyjaśnionych. Podczas swojej wizyty opowiadali o atmosferze miejsca i wydarzeniach, które — w ich relacji — miały rzucić inne światło na przeszłość rezydencji. To już jednak część folkloru, nie historii, ale od lat stanowi kolorowy dodatek do dziejów pałacu.