Napo­le­on Bona­par­te, słyn­ny cesarz Fran­cu­zów, ma na War­mii wyjąt­ko­wo dobre noto­wa­nia. Tu toczył bitwy i pla­no­wał kolej­ne ruchy. W Olsz­ty­nie poświę­cił nawet chwi­lę Koper­ni­ko­wi.

War­mia to dziś kra­ina malow­ni­czych jezior, gęstych lasów i uro­kli­wych mia­ste­czek. Ale ponad dwa wie­ki temu brzmia­ły tu odgło­sy bitew, a szla­kiem dymu i mar­szu wojsk podą­żał sam Napo­le­on Bona­par­te. Ten genial­ny stra­teg i cesarz Fran­cu­zów w XIX wie­ku pod­bił znacz­ną część Euro­py, budząc zarów­no podziw, jak i strach. Choć mie­rzył zale­d­wie 169 cm wzro­stu, jego ambi­cje były gigan­tycz­ne – stwo­rzył impe­rium, któ­re roz­cią­ga­ło się od Hisz­pa­nii po Rosję, a jego kam­pa­nia prze­ciw­ko Pru­som i Rosji odci­snę­ła pięt­no tak­że na War­mii.

Od Olsz­ty­na po Lidz­bark War­miń­ski te zie­mie skry­wa­ją śla­dy bitew, tajem­ni­cze miej­sca posto­ju i opo­wie­ści, któ­re prze­no­szą nas do epo­ki wojen napo­le­oń­skich. To podróż w cza­sie – z cesa­rzem w roli głów­nej.

Por­tret Napo­le­ona I, cesa­rza Fran­cu­zów, autor­stwa Jacques’a‑Louisa Davi­da (1812)/Wikipedia

Wieża i tysiąc guldenów w Gutkowie

Wszyst­ko zaczę­ło się w 1806 roku, gdy Napo­le­on, świe­żo po zwy­cię­stwach nad Pru­sa­mi pod Jeną i Auer­stedt, ruszył na wschód. Jego celem było roz­bi­cie soju­szu pru­sko-rosyj­skie­go. War­mia, wte­dy część Prus Wschod­nich, sta­ła się stra­te­gicz­nym punk­tem na mapie. W stycz­niu 1807 roku fran­cu­skie woj­ska wkro­czy­ły w ten region, a sam cesarz poja­wił się tu na począt­ku lute­go, by oso­bi­ście kie­ro­wać kam­pa­nią. 3 lute­go 1807 roku dotarł do Olsz­ty­na. O świ­cie wje­chał na rynek przez most Jana Nepo­mu­ce­na, a póź­niej, z wie­ży kościel­nej w Gut­ko­wie, obser­wo­wał ruchy wojsk rosyj­skich w oko­li­cach Jon­ko­wa.

- Wieś była mała, liczy­ła 35 domów i oko­ło 200 miesz­kań­ców. Nie było w niej ani dwo­ru, ani ple­ba­nii. Jako, że dzień był sło­necz­ny, na polach był śnieg, widocz­ność była świet­na. Chcąc się zorien­to­wać w ruchach wojsk rosyj­skich wdra­pał się na wie­że kościo­ła w Gut­ko­wie i stam­tąd oglą­dał przed­po­le przez lune­tę - opi­su­je Adam Gąsior na blo­gu „Szu­ka­jąc Napo­le­ona”. — Nie zoba­czył wszyst­kie­go, poje­chał więc dalej do Jon­ko­wa i tam prze­ko­nał się, że przed sobą ma głów­ne siły Ben­nig­se­na (rosyj­ski gene­rał w cza­sie wojen napo­le­oń­skich — red.). Wró­cił więc do Olsz­ty­na, ale po połu­dniu zno­wu przy­je­chał do Gut­ko­wa. Utarcz­ki wojsk trwa­ły do póź­ne­go wie­czo­ra, do wal­nej bitwy jed­nak jesz­cze nie doszło. Cesarz prze­no­co­wał na biwa­ku na pagór­ku pół kilo­me­tra od wsi.

I doda­je: — Na ple­ba­nii u pro­bosz­cza Jerze­go Lilien­thal­la zjadł obiad, a gdy gospo­dy­ni pro­bosz­cza poskar­ży­ła się na żoł­nie­rzy fran­cu­skich, któ­rzy plą­dru­jąc nie­co wcze­śniej wieś potur­bo­wa­li ją, obie­cał jej odszko­do­wa­nie. Napi­sał na kar­tecz­ce nazwę wsi, nazwi­sko dziew­czy­ny i kil­ka słów. Kopię tej kart­ki spo­rzą­dzo­ną przez jed­ne­go z adiu­tan­tów, cesarz wrę­czył dziew­czy­nie każąc jej strzec kar­tecz­ki. Powie­dział: „Musisz wie­dzieć, że są oso­by, któ­re napra­wia­ją błę­dy innych.” Gospo­sia chy­ba nie uwie­rzy­ła, bo gdy po dwóch, trzech latach do dziew­czy­ny przy­je­chał urzęd­nik z Olsz­ty­na z tysią­cem gul­de­nów, oka­za­ło się, że kar­tecz­ki już nie ma… A tysiąc gul­de­nów to mniej wię­cej rocz­na pen­sja leśni­cze­go, to cena tysią­ca boch­nów chle­ba.

Dwa tygodnie bez zdejmowania butów

Star­cie pod Jon­ko­wem (nazy­wa­ne też bitwą pod Bar­kwe­dą) poka­za­ło, jak bły­ska­wicz­nie cesarz potra­fił reago­wać na zmie­nia­ją­cą się sytu­ację.

- Fran­cu­zi mie­li zde­cy­do­wa­ną prze­wa­gę, któ­rą jed­nak nie do koń­ca mogli wyko­rzy­stać w sto­sun­ko­wo wąskim gar­dle, to zna­czy na moście bar­kwedz­kim i na pobli­skiej gro­bli. Nato­miast Rosja­nie i Pru­sa­cy świet­nie wyko­rzy­sta­li natu­ral­ne warun­ki w celu obro­ny przej­ścia przez Łynę — pisze Janusz Jasiń­ski w książ­ce „Napo­le­on w Olsz­ty­nie i oko­li­cach”. — Atak roz­po­czę­li Fran­cu­zi o godzi­nie 15. (…) Natar­cie z powo­du cel­ne­go ognia pru­skiej arty­le­rii zała­ma­ło się, rosyj­scy musz­kie­te­rzy nie ustą­pi­li. Wie­czo­rem Fran­cu­zi przy­stą­pi­li do dru­gie­go, bar­dziej gwał­tow­ne­go natar­cia, dzię­ki cze­mu wypar­li nie­przy­ja­cie­la.

W bitwie Rosja­nie stra­ci­li oko­ło 1100 żoł­nie­rzy, sześć dział, a 300 żoł­nie­rzy dosta­ło się do nie­wo­li. 4 lute­go Napo­le­on zajął Jon­ko­wo. Jego oddzia­ły pod wodzą mar­szał­ka Soul­ta kie­ro­wa­ły się w stro­nę Góro­wa Iła­wec­kie­go.

Zimo­wa pogo­da na pew­no nie sprzy­ja­ła Fran­cu­zom. Sam Napo­le­on zresz­tą w swo­ich listach tak oce­niał czas spę­dzo­ny na War­mii: „Sztab, puł­kow­ni­cy, ofi­ce­ro­wie nie zdej­mo­wa­li mun­du­rów przez dwa mie­sią­ce, a nie­kie­dy przez czte­ry. Ja sam spę­dzi­łem dwa tygo­dnie bez zdej­mo­wa­nia butów. Jeste­śmy pośród śnie­gu i bło­ta bez wina, bez bren­dy, bez chle­ba, kar­to­fli i mię­sa, w cią­głych mar­szach i odwro­tach — cytu­je Napo­le­ona Zyg­munt Suche­nek w książ­ce „Dobre Mia­sto. Skra­wek uro­czej War­mii”. — Pobić Rosjan mając chleb będzie dla mnie dzie­cin­ną igrasz­ką. Dziś los Euro­py i najam­bit­niej­sze zamia­ry są uza­leż­nio­ne od inten­den­tu­ry.”

Grób Kopernika w Olsztynie

W olsz­tyń­skim zam­ku cesarz podzi­wiał tabli­cę astro­no­micz­ną Koper­ni­ka. Zain­try­go­wa­ła go na tyle, że po bitwie pod Pru­ską Iła­wą zle­cił poszu­ki­wa­nia gro­bu astro­no­ma. Musiał więc — w prze­rwach mię­dzy bitwa­mi — roz­my­ślać o geniu­szu Koper­nia. Zada­nia miał pod­jąć się fran­cu­ski ofi­cer Gerard Gley.

Tabli­ca astro­no­micz­na stwo­rzo­na ręką Koper­ni­ka. To jedy­ny instru­ment astro­no­ma, któ­ry zacho­wał się do naszych cza­sów, fot. Ada Roma­now­ska

- Gley, omi­ja­jąc From­bork, wów­czas znaj­du­ją­cy się w rękach wojsk nie­przy­ja­ciel­skich, przez Lidz­bark i Dobre Mia­sto dotarł do Olsz­ty­na. Nie wie­my, kto mu poka­zy­wał pamiąt­ki koper­ni­kow­skie, może bur­mistrz Mar­cin Rogal­li, bo wów­czas na zam­ku nie było żad­ne­go pasto­ra, nato­miast urzą­dzo­no tam laza­ret woj­sko­wy – zwra­ca uwa­gę Janusz Jasiń­ski w „Tra­dy­cjach koper­ni­kań­skich w Olsz­ty­nie w XIX wie­ku”. — Oto frag­ment wspo­mnień Gleya, spi­sa­nych trzy lata póź­niej: „miesz­kań­cy poka­zy­wa­li mi z uczu­ciem usza­no­wa­nia jeden z pawi­lo­nów daw­ne­go zam­ku, w któ­rym Koper­nik przez lat kil­ka miesz­kał jako kano­nik war­miń­ski i admi­ni­stra­tor docze­sny (…). Mię­dzy inny­mi rze­cza­mi poka­zy­wa­no mi pokój na wznie­sio­nym miej­scu, któ­ry mu słu­żył za obser­wa­to­rium, w murze, któ­re­go zro­bił wyłom, jak się zda­je, dla wpusz­cze­nia tam pro­mie­ni sło­necz­nych i czy­nie­nia innych spo­strze­żeń.”

Co cie­ka­we, w Olsz­ty­nie krą­ży legen­da o pru­skim strzel­cu Rydzew­skim, któ­ry miał rze­ko­mo szy­ko­wać zamach na Napo­le­ona pod­czas prze­glą­du wojsk. Histo­ria ta, choć nie­po­twier­dzo­na, doda­je sma­ku lokal­nym opo­wie­ściom. A pobyt Napo­le­ona w Olsz­ty­nie upa­mięt­nia Kamień Napo­le­ona — stoi w pobli­żu mostu św. Jana.

Bitwa pod Heilsbergiem

Praw­dzi­wym wido­wi­skiem oka­za­ła się bitwa pod Lidz­bar­kiem War­miń­skim, zna­na tak­że jako bitwa pod Heils­ber­giem. Roze­gra­ła się 10 czerw­ca 1807 roku. Na polach wokół mia­sta doszło do star­cia, któ­re sta­ło się naj­więk­szą bitwą napo­le­oń­ską na zie­miach współ­cze­snej Pol­ski. 55 tysię­cy Fran­cu­zów sto­czy­ło wal­kę z nie­mal 100-tysięcz­ną armią rosyj­sko-pru­ską. Stra­ty po obu stro­nach liczo­ne były w tysią­cach.

Napo­le­on, choć for­mal­nie dowo­dził, powie­rzył klu­czo­we decy­zje swo­im mar­szał­kom: Joachi­mo­wi Mura­to­wi, Nico­la­so­wi Soul­to­wi i Jeano­wi Lan­ne­so­wi. Prze­ciw­ko nim sta­nął doświad­czo­ny gene­rał Levin August von Ben­nig­sen, któ­ry wyko­rzy­stał natu­ral­ne prze­szko­dy – wzgó­rza i rze­kę Łynę – by mak­sy­mal­nie utrud­nić atak Fran­cu­zom.

Lidz­bark War­miń­ski, pałac bisku­pa Gra­bow­skie­go, fot. Makalu/pixabay.com

Cho­ciaż bitwa pod Heils­ber­giem nie zakoń­czy­ła się jed­no­znacz­nym roz­strzy­gnię­ciem, mia­ła ogrom­ne zna­cze­nie. To wła­śnie ona osła­bi­ła armię rosyj­ską siły i zmu­si­ła ją do wyco­fa­nia się spod Lidz­bar­ka. Ta poraż­ka otwo­rzy­ła Napo­le­ono­wi dro­gę do dal­szych zwy­cięstw, a zwłasz­cza do decy­du­ją­ce­go trium­fu pod Fry­dlan­dem. Ten suk­ces wkrót­ce dopro­wa­dził do zawar­cia trak­ta­tów poko­jo­wych w Tyl­ży, któ­re na nowo ukształ­to­wa­ły poli­tycz­ną mapę Euro­py.

Dowo­dem na wagę bitwy pod Heils­ber­giem jest fakt, że nazwa „Heils­berg” zosta­ła uwiecz­nio­na na Łuku Trium­fal­nym w Pary­żu – wśród miejsc naj­więk­szych trium­fów Napo­le­ona.

- Po dłu­giej i wyczer­pu­ją­cej, a przede wszyst­kim krwa­wej bitwie pod Lidz­bar­kiem War­miń­skim, 10 czerw­ca 1807 roku wie­czo­rem, Napo­le­on na krót­ko zatrzy­mał się w mie­ście — opo­wia­da Adam Gąsior na swo­im blo­gu. — Odpo­czy­wał czte­ry godzi­ny w pała­cu bisku­pa Gra­bow­skie­go. To skrzy­dło wschod­nie przed­zam­cza. Obec­nie mie­ści się tutaj biblio­te­ka.

Płót­no Anto­na Hof­f­ma­na „Bitwa pod Heils­ber­giem” w zam­ku w Lidz­bar­ku War­miń­skim, fot. Ada Roma­now­ska

Gulasz z przedostatniej krowy

War­to wspo­mnieć, że w tym samym cza­sie, w Dobrym Mie­ście, doszło rów­nież do istot­nych wyda­rzeń, któ­re mia­ły wpływ na roz­wój sytu­acji na War­mii. Armia rosyj­ska, pod dowódz­twem Ben­nig­se­na, sta­ra­ła się roz­bić fran­cu­ski kor­pus Miche­la Neya. Jed­nak fran­cu­scy dowód­cy, w tym mar­sza­łek Ney i Louis Davo­ut, sku­tecz­nie skon­cen­tro­wa­li swo­je siły, co zmu­si­ło Rosjan do odwro­tu. Osta­tecz­nie, Napo­le­on zdo­łał prze­jąć Dobre Mia­sto, co umoż­li­wi­ło mu zgro­ma­dze­nie 120 tysię­cy żoł­nie­rzy i przy­go­to­wa­nie się do ude­rze­nia na Lidz­bark War­miń­ski.

- Napo­le­on dotarł tutaj 9 czerw­ca 1807 roku, w pości­gu za dosta­ją­cym co chwi­lę od Fran­cu­zów baty, Ben­nig­se­nem. Ten ostat­ni prze­by­wał w Dobrym Mie­ście od 6 czerw­ca i nawet począt­ko­wo pod tym mia­stem chciał wydać Napo­le­ono­wi bitwę. Nie zdo­łał jed­nak, przy­ci­ska­ny przez Fran­cu­zów, zebrać wszyst­kich wojsk i bitwę sto­czo­no dopie­ro 10 czerw­ca pod Lidz­bar­kiem War­miń­skim — tłu­ma­czy Adam Gąsior. — Cesarz za kwa­te­rę obrał jedy­ny oca­la­ły w mie­ście budy­nek – kole­gia­tę. Póź­nym wie­czo­rem zasiadł do kola­cji z miej­sco­wym pre­po­zy­tem (pro­bosz­czem kole­gia­ty) Rochem Kra­me­rem oraz dzie­ka­nem Micha­łem Foxem. Jako danie głów­ne poda­no gorą­cy gulasz z przed­ostat­niej oca­la­łej w oko­li­cy kro­wy nale­żą­cej do urzęd­ni­ka miej­skie­go Johan­na Buhol­za. Podob­no było to danie przy­go­to­wa­ne dla Ben­nig­se­na. Bie­dak, utra­cił Dobre Mia­sto i jesz­cze do tego kola­cję. Roz­mo­wa doty­czy­ła War­mii, jej histo­rii i współ­cze­sno­ści. Gulasz zje­dzo­no ze sma­kiem, Napo­le­on nasy­co­ny i wyspa­ny, następ­ne­go dnia o 6 rano ruszył w stro­nę Lidz­bar­ka War­miń­skie­go.

Dobre Mia­sto w 1874 roku, repro­duk­cja W. Sękow­skie­go z 1986 roku, fot. Wiki­pe­dia

Porąbane biurko w Skolitach

Jakie inne miej­sca na War­mii pamię­ta­ją Napo­le­ona? W Sko­li­tach cesarz spę­dził jed­ną z mroź­nych luto­wych nocy 1807 roku. Noco­wał na ple­ba­nii, któ­ra dziś peł­ni funk­cję sie­dzi­by sołec­twa. W komin­ku palo­no drew­nem z porą­ba­ne­go biur­ka, komo­dy i dwóch szaf – na wyraź­ne życze­nie cesa­rza. Podob­no Napo­le­on zapła­cił pro­bosz­czo­wi tala­ra za kro­wę zra­bo­wa­ną przez jego żoł­nie­rzy. Ale szkód było znacz­nie wię­cej.

- Pro­boszcz, ks. Anto­ni Kle­in­kow­ski, dokład­nie spi­sał szko­dy i stra­ty, wynio­sły one według nie­go 822 tala­rów: „Konie dostoj­nych gości zja­dły 76 kor­ców owsa, poza­bi­ja­no na wie­cze­rzę owce i gęsi, kacz­ki, jed­ne­go wołu, zabra­no czte­ry konie, szo­ry (pas zakła­da­ny na pierś konia wraz z pomoc­ni­czy­mi rze­mie­nia­mi — red.), nowy wóz z żela­zny­mi obrę­cza­mi i sanie” — cytu­je Adam Gąsior.

W Bar­kwe­dzie nato­miast rosną „dęby Napo­le­ona” – maje­sta­tycz­ne drze­wa, któ­re według legen­dy są świad­ka­mi kam­pa­nii Napo­le­ona. Te natu­ral­ne pomni­ki, w tym jeden o obwo­dzie 6 metrów, przy­cią­ga­ją spa­ce­ro­wi­czów i miło­śni­ków histo­rii.

Napo­le­ona pró­bo­wał wyko­rzy­stać do swo­ich celów pro­mo­cyj­nych wła­ści­ciel restau­ra­cji w pobli­skim Ługwał­dzie, zna­ny biz­nes­men. Rzu­cił pomysł, żeby na polu mię­dzy Ługwał­dem a Bar­kwe­dą usta­wić ogrom­ną sza­chow­ni­cę, na któ­rej moż­na roz­gry­wać par­tię sza­chów, ilu­stru­ją­cą prze­bieg potycz­ki obu wojsk. Pomysł jed­nak nie wypa­lił.

Dla aktyw­nych War­mia ofe­ru­je też nie­bie­skie szla­ki pie­sze – każ­dy po oko­ło 40 km – wio­dą­ce przez miej­sca zwią­za­ne z kam­pa­nią 1807 roku. Tra­sa z Bar­kwe­dy przez Gut­ko­wo, Jon­ko­wo i Mąt­ki pozwa­la odkry­wać pola bitew i uro­kli­we wsie, a tabli­ce infor­ma­cyj­ne przy­po­mi­na­ją o daw­nych wyda­rze­niach. Co roku region oży­wa też dzię­ki insce­ni­za­cjom – „Napo­le­onia­da” w Jon­ko­wie i rekon­struk­cja bitwy pod Lidz­bar­kiem War­miń­skim przy­cią­ga­ją tłu­my z całej Pol­ski. W czerw­cu, w rocz­ni­cę Heils­ber­gu, moż­na zoba­czyć huza­rów, gre­na­die­rów i sal­wy armat­nie – to jak podróż w cza­sie do epo­ki cesa­rza.

Dźwięk dzwonów w Braniewie

Napo­le­on na War­mii był też póź­niej. 2 czerw­ca 1812 roku odwie­dził Bra­nie­wo. W trak­cie podró­ży do Kró­lew­ca zatrzy­mał się przy ratu­szu, gdzie, jak to miał w zwy­cza­ju, nie wysia­da­jąc z powo­zu, odbył krót­ką roz­mo­wę z przed­sta­wi­cie­la­mi mia­sta. Po spo­tka­niu kon­ty­nu­ował podróż do Kró­lew­ca, a towa­rzy­szył mu szwa­gier, mar­sza­łek Joachim Murat.

Krą­ży legen­da, że Napo­le­on zachwy­cił się dźwię­kiem dzwo­nów kościo­ła św. Kata­rzy­ny i kazał zabrać je do Pary­ża. To jed­nak nie­praw­da. Cesarz rze­czy­wi­ście wyra­ził podziw dla ich dźwię­ku. Był bar­dzo wraż­li­wy na dźwię­ki, a miłość do odgło­su biją­cych dzwo­nów wyniósł z lat dzie­ciń­stwa.

Dwa dzwo­ny z kościo­ła św. Kata­rzy­ny, pocho­dzą­ce z 1726 roku, zosta­ły w cza­sie II woj­ny świa­to­wej wysła­ne przez hitle­row­ców do Ham­bur­ga na prze­to­pie­nie. Na szczę­ście unik­nę­ły znisz­cze­nia. Dziś jeden z nich znaj­du­je się w dzwon­ni­cy klasz­to­ru bene­dyk­ty­nów w Kor­ne­li­mün­ster koło Akwi­zgra­nu, a dru­gi w koście­le św. Miko­ła­ja w Kal­kar.

Uwiecz­nie­niem wizy­ty Napo­le­ona w Bra­nie­wie jest tabli­ca umiesz­czo­na w miej­scu daw­ne­go ratu­sza, odsło­nię­ta w 200. rocz­ni­cę tego wyda­rze­nia.

Widok na port na rze­ce Pasłę­ce w Bra­nie­wie, fot. Woje­wódz­ka Biblio­te­ka Publicz­na w Olsztynie/Europeana.eu

Człowiek, który zmienił Europę

Napo­le­on Bona­par­te, ten nie­wy­so­ki Kor­sy­ka­nin, w kil­ka lat prze­kształ­cił Fran­cję w impe­rium, a jego Kodeks Napo­le­ona do dziś kształ­tu­je pra­wo w wie­lu kra­jach. Był też czło­wie­kiem cie­ka­wym świa­ta – jego zachwyt nad Koper­ni­kiem w Olsz­ty­nie poka­zu­je, że nawet w fer­wo­rze woj­ny znaj­do­wał czas na reflek­sję nad nauką i histo­rią.

War­mia była dla nie­go tyl­ko chwi­lą w burz­li­wej karie­rze, ale dla nas to miej­sce, gdzie histo­ria nabie­ra życia. Od spo­koj­nych spa­ce­rów szla­ka­mi po emo­cje insce­ni­za­cji – śla­dy cesa­rza są tu na wycią­gnię­cie ręki. A jeśli o opo­wie­ści cho­dzi, to war­to wspo­mnieć o jego roman­sie z Marią Walew­ską, pięk­ną Polką, któ­ra zawró­ci­ła mu w gło­wie zimą 1807 roku. To wła­śnie w War­sza­wie, zanim ruszył na War­mię, roz­kwi­tła ich namięt­na zna­jo­mość – prze­rwa­na wie­ścia­mi o ruchach Rosjan, któ­re zmu­si­ły go do wypra­wy na pół­noc. Cie­ka­wost­ką jest też jego krót­ki pobyt w pobli­żu Susza — w Kamień­cu w 1812 roku. Mówi się, że w tam­tej­szej twier­dzy, zwa­nej „bra­mą Pol­ski”, Napo­le­on spę­dził kil­ka nocy, podzi­wia­jąc jej mury i snu­jąc pla­ny pod­bo­ju Moskwy – choć, jak wie­my, los miał dla nie­go inne zakoń­cze­nie. Po klę­sce w Rosji w 1812 roku i prze­gra­nej pod Water­loo w 1815 roku Napo­le­on został zesła­ny na odle­głą wyspę Świę­tej Hele­ny. Tam, w samot­no­ści, spę­dził ostat­nie lata. Zmarł 5 maja 1821 roku – podob­no wciąż snu­jąc pla­ny powro­tu. Cie­ka­wost­ką jest, że na wygna­niu pisał pamięt­ni­ki i hodo­wał ogród, jak­by chciał zamie­nić wojen­ne pola na spo­koj­ne życie. Tęsk­nil tu też za dźwię­kiem dzwo­nów kościel­nych.

Jaką oso­bo­wość miał Napo­le­on? Przy­bli­ża to Le Grand Con­si­lium, pre­zen­tu­jąc frag­ment fil­mu o Napo­le­onie Yve­sa Simo­ne­au z Chri­stia­nem Cla­vie­rem.