Na Warmii pojawiają się kolejne prace Arkadiusza Andrejkowa. W Stryjewie powstał nowy mural, a w Worytach artysta zaczyna następny.
Warmia zamienia się w jedną z najpiękniejszych, najbardziej niezwykłych galerii w Polsce – i to takiej bez murów, kuratorów i biletów wstępu. Wszystko za sprawą Arkadiusza Andrejkowa — artysty, który od kilku lat ożywia drewniane ściany warmińskich stodół, spichlerzy i szop, tworząc swoje charakterystyczne deskale. A tam, gdzie brakuje drewna, pojawiają się murale – równie poruszające. To najczęściej portrety ludzi z przeszłości malowane na starych deskach.
Artysta właśnie skończył mural w Stryjewie w gminie Biskupiec.
- Kobieta to widoczna na muralu trzyma w rękach czepiec warmiński, czyli najbardziej charakterystyczny i ozdobny element tradycyjnego stroju kobiecego na Warmii — tłumaczy Arkadiusz Andrejkow. — Był to uroczysty, sztywny czepek, noszony wyłącznie przez mężatki podczas wielkich świąt i uroczystości, głównie kościelnych.
Pomysł na mural zrodził się z inicjatywy sołtys Stryjewa, przy wsparciu Fundacji Egger.
Nowe dzieło przedstawi mężczyznę, którego część mieszkańców wciąż dobrze pamięta. Za całym przedsięwzięciem stoi Komitet Kulturalny G7 — grupa pasjonatek kultury i historii regionu, która od lat konsekwentnie zmienia Gietrzwałd i okolice w „galerię pod chmurką”. To właśnie G7 zaprasza Andrejkowa i dba, by każde nowe malowidło miało swoją opowieść.
Deskal zostanie sfinansowany z publicznej zrzutki.

To nie pierwsza praca Andrejkowa w Worytach. Wcześniej na jednej ze stodół powstał deskal przedstawiający Barbarę Samulowską, jedną z dwóch wizjonerek z Gietrzwałdu, które w 1877 roku widziały objawienia Matki Bożej. Jej wizerunek upamiętniony na drewnie stał się symbolicznym hołdem dla duchowego dziedzictwa Warmii.
Woryty to miejsce o niezwykle bogatej historii – starsze od Gietrzwałdu o siedem lat. W trakcie wykopalisk archeologicznych prowadzonych tu w latach 1929 oraz 1970–74 odkryto ślady osadnictwa sprzed 4,5 tysiąca lat. Dawne podmokłe tereny to pozostałość po jeziorze, które z czasem zostało osuszone. A jeśli ruszycie tam na spacer, pójdziecie śladami samego Melchiora Wańkowicza, który właśnie tutaj poszukiwał swojego legendarnego Smętka.