Aleksander Zubelewicz, inżynier i społecznik, przez lata związany był z Wilnem. Jego biografia to opowieść o losach polskiej inteligencji na Kresach – od carskiej Rosji, przez międzywojnie i konspirację, aż po konieczność opuszczenia rodzinnego miasta.
Dla Warmii i Mazur był jednym z tych cichych, lecz niezwykle zasłużonych budowniczych nowej rzeczywistości. Gdy wiosną 1945 roku przybył na te ziemie, objął funkcję kierowniczą w Urzędzie Pełnomocnika Rządu na Okręg Mazurski (późniejszym Urzędzie Wojewódzkim w Olsztynie) i od samego początku odgrywał kluczową rolę w odbudowie regionu. To właśnie pod jego nadzorem usuwano z dróg wojenną spuściznę w postaci min i zapór, wznoszono mosty, instalowano polskie znaki drogowe, a nazwy na mapach Mazur odzyskiwały swoją tożsamość. Był też jednym z pionierów turystyki w regionie – dzięki jego inicjatywie w 1949 roku jednocześnie otwarto aż 16 schronisk młodzieżowych. To znacząco przyczyniło się do promocji Warmii i Mazur jako miejsca wypoczynku i rekreacji.
Aleksander Zubelewicz (1890–1956) był jednak kimś więcej niż tylko urzędnikiem. Urodzony w Słobotsku w Rosji, absolwent Wydziału Mechanicznego Petersburskiego Instytutu Technologicznego, swoje życie poświęcił służbie państwu i lokalnej wspólnocie – zarówno w okresie II Rzeczypospolitej, jak i po wojnie.
Zanim jednak trafił na Warmię, przeszedł długą drogę – od carskiej Rosji, po przedwojenne Wilno i Nowogródek, gdzie rozbudził w sobie pasję do odbudowy i działania dla społeczności.

Co nas czeka w nowym miejscu?
Wiosną 1945 roku w Europie powoli cichły działa, a pierwsi mieszkańcy Kresów Wschodnich ruszali w wielką wędrówkę ludów – na Zachód. Z Wilna, Lwowa i wielu kresowych stacji jechały pociągi pełne żalu za utraconą ojczyzną i kłębiących się w głowie pytań: dokąd jedziemy? Co nas czeka w nowym miejscu? Dlaczego pod wpływem decyzji wielkich tego świata musimy opuszczać swoje rodzinne strony?
Do bydlęcych wagonów przesiedleńcy mogli zabrać tylko rzeczy codziennego użytku i niektóre narzędzia pracy, np. maszyny do szycia. Rolnicy wieźli inwentarz żywy i podstawowe maszyny. Pociągi z Wileńszczyzny granice dawnych Prus Wschodnich przekraczały w Ejtkunach, mijały dopalające się ruiny Insterburga, by – często po kilkudziesięciu dniach podróży – dotrzeć na dworzec w jeszcze do niedawna niemieckim Allenstein.
W jednym z wagonów jechał urzędnik Aleksander Zubelewicz wraz z żoną Janiną i córką Marią. Syn Michał pozostał gdzieś daleko na zesłaniu. Rodzina do momentu wyjazdu z Wilna nie doczekała jego powrotu.
Ta historia nie zaczyna się jednak na peronie wileńskiego dworca, nie zaczyna się również wczesną wiosną 1945 roku w Olsztynie, ale w głębi Rosji, w dalekiej guberni wiatskiej.
Młodość nad Wiatką
21 lipca 1890 roku w rodzinie Michała – urzędnika leśnego pochodzącego z Grodzieńszczyzny – i Heleny przychodzi na świat syn – Aleksander. W domu jest gwarno za sprawą piątki dzieci. Oprócz najstarszego Michała, uczestniczkami zabaw są jego cztery siostry: Julia, Zofia, Antonina i Jadwiga. Rodzina wiedzie spokojne życie w Słobotsku koło Wiatki.
Senior rodu, Michał Zubelewicz, pochodził ze stanu chłopskiego. Do wszystkiego, co udało mu się w życiu osiągnąć, dochodził samodzielnie. Dlatego ogromną wagę przykładał do wykształcenia. Z niemałym trudem zadbał więc, by cała szóstka jego pociech ukończyła szkołę realną w Słobotsku, gimnazjum w Wiatce i wyruszyła na studia do stolicy – Sankt Petersburga.
W „polskim” Petersburgu
Czas decyzji o wyborze drogi życiowej zbiega się z wybuchem rewolucji 1905 roku, podczas której po raz pierwszy na tak dużą skalę w różnych miejscach Imperium Rosyjskiego zastrajkowali robotnicy. Młody Aleksander był zafascynowany tym, co się wydarzyło, i nieco romantycznie marzył o studiach na wydziale filologicznym petersburskiego uniwersytetu. Ostatecznie, jak to w życiu bywa, młodzieńcze ideały przegrały z perspektywami na przyszłość. W 1908 roku Aleksander zostaje studentem Wydziału Mechanicznego Petersburskiego Instytutu Technologicznego – jednej z najlepszych politechnik w carskiej Rosji.
Spotyka tam mnóstwo polskich kolegów i po zajęciach rzuca się w wir różnych aktywności studenckich. Kasa pożyczkowa, kierowanie studencką biblioteką i działalność w organizacjach niepodległościowych wypełniały Aleksandrowi czas w mieście nad Newą. Na szczęście nie miało to wpływu na wyniki w nauce.
15 października 1914 roku Aleksander Zubelewicz zdaje egzamin końcowy i uzyskuje tytuł inżyniera technologa o trzech specjalnościach: drogownictwo, budownictwo i mechanika.
Jesienią 1914 roku kończy się nie tylko ważny etap w życiu młodego człowieka, ale także porządek polityczny panujący w Europie od Kongresu Wiedeńskiego. Zamach w Sarajewie, w którym ginie następca tronu cesarza Austro-Węgier, uruchamia dyplomatyczną lawinę – wybucha I wojna światowa.
Na tyłach frontu
Młody inżynier oczywiście idzie do wojska. Nie jest jednak potrzebny jako mięso armatnie, nie bierze udziału w żadnej wielkiej bitwie. Aleksander zostaje wysłany na tyły frontu, na obszar dzisiejszej Białorusi. W okolicach Mozyrza, Słucka i Rzeczycy nadzoruje budowę dróg i mostów, zatrudniając do nich możliwie jak najwięcej… Polaków. W ten sposób wielu z nich uniknie służby w regularnych oddziałach armii rosyjskiej i często śmierci w obcym mundurze.

Ostatnie dwa lata I wojny światowej Zubelewicz spędza w pięknym Nieświeżu, gdzie angażuje się w działalność Związku Wojskowych Polaków – struktury funkcjonującej przy armii rosyjskiej. W ciągu niespełna roku pracy na rzecz Związku, Zubelewicz organizuje wiele spotkań z udziałem żołnierzy i pracowników drogowych, na których promuje ideę niepodległości Polski. Praca niepodległościowa to jednak dla naszego bohatera zbyt mało: Rada Polska Ziemi Mińskiej, Macierz Szkolna, wychowawstwo jednej z klas w zawodowej szkole stolarskiej, czy wreszcie nadzór remontu poklasztornych gmachów, w których siedzibę będzie miało słynne w okresie międzywojennym Gimnazjum im. Władysława Syrokomli – to tylko niektóre zajęcia, jakie podejmował Aleksander Zubelewicz w tym krótkim okresie.
W grudniu 1918 roku opuszczone przez Niemców miasto zajmują bolszewicy – trzeba uciekać. Los wiedzie młodego inżyniera do Warszawy, a stamtąd, w styczniu 1919 roku, do Wilna.
Wywiadowca?
Ministerstwo Robót Publicznych powierzyło Aleksandrowi Zubelewiczowi zadanie stworzenia wydziału drogowego przy wileńskim okręgu Zarządu Cywilnego Ziem Wschodnich, czyli polskiej, wojennej administracji na Kresach. Musimy bowiem pamiętać, że sytuacja militarna i polityczna zmienia się na korzyść Polaków. Wojsko Polskie maszeruje na wschód, obsadzając pozycje daleko na wschodniej Białorusi, a 7 maja 1920 roku wkracza do Kijowa. Za żołnierzami idą urzędnicy, organizując życie na zapleczu frontu.
W tym momencie dochodzimy do udziału Aleksandra Zubelewicza w wojnie polsko-bolszewickiej, o którym mamy tylko szczątkowe informacje. Od wiosny 1919 roku do lata 1920 roku inżynier pracuje na zapleczu frontu, nadzorując budowę dróg i mostów na Wileńszczyźnie. Wszystko zmienia ofensywa lipcowa Armii Czerwonej dowodzonej przez Michaiła Tuchaczewskiego, która będzie miała swój kres u bram Warszawy.
Zubelewicz na początku sierpnia, na ochotnika, zgłasza się do wojska. Kilka dni później zostaje skierowany do Dowództwa Frontu Północnego. Służbę pełni do 20 września 1920 roku, a więc praktycznie do zakończenia bitwy niemeńskiej, rozstrzygającej wojnę z bolszewikami.
Jaką rolę odegrał inżynier odpowiedzialny za budowę dróg w dowództwie? Czy znajomość Rosji, jej sieci drogowej oraz oczywiście języka rosyjskiego została wykorzystana na polu wywiadowczym? Istnieje takie prawdopodobieństwo, ponieważ nie zachowały się przekazy, aby Zubelewicz brał udział we frontowej walce. Być może odpowiedź na te pytania kryją zachowane dokumenty – gdzieś na półkach wojskowych archiwów w Moskwie i Warszawie…
W wirze pracy
Dwudziestolecie międzywojenne to dla Aleksandra Zubelewicza czas intensywnej pracy zawodowej i życia rodzinnego. Po prawie sześciu latach wojny należało szybko nadrabiać zaległości infrastrukturalne, a większość najważniejszych inwestycji nadzorował właśnie Aleksander Zubelewicz. Oczywiście wynikało to z pełnionych w tym okresie funkcji.

Inżynier szczególnie miło wspominał kierowanie wydziałami komunikacyjno-budowlanymi w urzędach wojewódzkich w Nowogródku i Wilnie. Te dwa miasta z duszą – mickiewiczowski Nowogródek oraz Wilno ze strzelistymi wieżami kościołów, Ostrą Bramą i kompleksem uniwersyteckim – to miejsca, gdzie rodzina Zubelewiczów spędziła najszczęśliwsze lata.
Drogi i mosty, czuwanie nad prawidłowym przebiegiem budowy mauzoleum marszałka Józefa Piłsudskiego na wileńskiej Rossie, powstanie wyprzedzającego swoją epokę schroniska turystycznego nad jeziorem Narocz, czy remonty gmachu Urzędu Wojewódzkiego w Wilnie wykonywane jeszcze na początku września 1939 roku – to tylko wybrane inwestycje nadzorowane przez Zubelewicza. Do tego liczne branżowe konferencje, publikacje i spotkania wypełniły inżynierowi niemal cały czas między dwiema wojnami światowymi.
Czar Kresów
Aleksandra Zubelewicza coraz bardziej zaczynały pochłaniać także sprawy krajoznawstwa. Działające w urzędach wojewódzkich referaty turystyki mocno pracowały nad promocją walorów turystycznych terenów kresowych. A niewątpliwie mogły one skusić przybysza swoją różnorodnością. Tygiel narodów i kultur, wspaniałe zabytki z czasów świetności Rzeczypospolitej Obojga Narodów, urokliwe jeziora Narocz i Świteź, spływy kajakowe, polowania, a dla miłośników sportów (wówczas ekstremalnych) – zajęcia w rozwijającym się aeroklubie wileńskim. Wszystko to turysta mógł odkryć na ziemi wileńskiej i nowogródzkiej.

Zubelewicz dostrzegał potencjał turystyczny tego regionu i pracował nad jego rozwojem. Ułatwiła mu to przyjaźń z… szefem, Zygmuntem Beczkowiczem – wojewodą nowogródzkim (1926–1931) i wileńskim (1931–1933), który po 1945 roku tworzył struktury Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego i Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego.
Ratować katedrę!
W kwietniu 1931 roku Wileńszczyznę dotknęła wielka powódź. Wilia przekroczyła stany alarmowe o prawie 8 metrów. Pod wodą znalazły się ulice w centrum Wilna – Zygmuntowska, Mostowa, Wileńska. Woda wdarła się do wileńskich parków – Cielętnika, Bernardyńskiego i uniwersyteckiego Ogrodu Botanicznego. Podmyła także mury jednego z najważniejszych zabytków – katedry. Sytuacja była dramatyczna: w środku zaczęły osuwać się posadzki, w tym zabytkowej kaplicy patrona Litwy, św. Kazimierza.
W ratowanie budowli włączyło się wiele znakomitych osobistości. Utworzono Społeczny Komitet Ratowania Bazyliki Wileńskiej, a Aleksander Zubelewicz objął w nim kierownictwo Komisji Technicznej. Budowniczowie musieli dokonać wymiany często zbutwiałych dębowych bali podtrzymujących kolumnadę portyku katedry. Konstrukcja ta, pamiętająca jeszcze czasy przedrozbiorowe, została zastąpiona przez słupy żelbetowe.

Sto szkół dla Marszałka
12 maja 1935 roku umiera marszałek Józef Piłsudski. Pogrzeb doczesnych szczątków jednego z twórców niepodległej Polski – i rok później serca – w Wilnie uruchomił proces różnych form upamiętnienia tego wybitnego polityka i dowódcy. Na Wileńszczyźnie postanowiono upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Tak zrodziła się akcja budowy stu szkół imienia marszałka Józefa Piłsudskiego. Spotkała się ona z uznaniem władz w Warszawie.
Realizację przedsięwzięcia powierzono Komitetowi Wykonawczemu w Wilnie, oczywiście z inżynierem Zubelewiczem w składzie. Plac pod budowę szkoły „marszałkowskiej” miał mieć powierzchnię od jednego do trzech hektarów, aby przy szkole mogło powstać boisko i ogród. Przy projektowaniu obiektów akcentowano również wymóg przestronności klas i świetlic.
Akcja niosła za sobą ogromne ożywienie gospodarcze Wileńszczyzny. Pieniądze płynęły z rządu, ale były wydawane w regionie. Budynki oświatowe powstawały bowiem w oparciu o materiały dostępne na miejscu, co niosło za sobą liczne zlecenia dla miejscowego rzemiosła. W budowę zaangażowała się lokalna społeczność – żołnierze, ziemiaństwo i członkowie organizacji społecznych. Uroczystego otwarcia pierwszej ze szkół – w Bezdanach – dokonał Prezydent RP, profesor Ignacy Mościcki, 10 października 1937 roku.
Sowieci i Litwini jeszcze długo po wojnie korzystali z efektów pracy m.in. Aleksandra Zubelewicza.

„Z trzech diabłów Litwini jeszcze są najlepsi”
Wybuch II wojny światowej zmienia wszystko. Jednak Wilno ma swoiste „szczęście w nieszczęściu”. Rabunkowa okupacja sowiecka trwa tylko czterdzieści dni – do 28 października 1939 roku, gdy do grodu nad Wilią wkraczają oddziały litewskie. „Z trzech diabłów Litwini jeszcze są najlepsi” – mawia się pod Ostrą Bramą, na rynkach i w wileńskich zaułkach.
Ludność musi przystosować się do trzeciej, w ciągu dwóch miesięcy, nowej rzeczywistości. Dla rodziny Zubelewiczów wejście Litwinów wiązało się z koniecznością opuszczenia mieszkania przy ul. Ostrobramskiej 21 i przeprowadzki na ulicę Bakszta 19.
Żeby przetrwać w okupacyjnej rzeczywistości (niezależnie od tego, przez kogo prowadzonej), trzeba było pracować. Według zachowanych dokumentów inżynier Zubelewicz, prawdopodobnie od końca września 1939 roku, został zatrudniony w Komunalnym Zakładzie Budowlanym w charakterze kierownika robót. W przedsiębiorstwie tym przepracował całą wojnę.
W zasadzie to, kto był okupantem ówcześnie sprawującym władzę na Wileńszczyźnie, nie miało znaczenia. Pomimo trudnych czasów cieszył się szacunkiem swoich współpracowników. Jednocześnie inżynier – doświadczony w pracy niepodległościowej – powtórzył manewr z I wojny światowej. Aktywnie działał w strukturach Delegatury Rządu na Kraj. Pracując we wspomnianym przedsiębiorstwie komunalnym, kierował w miarę możliwości do prac budowlanych osoby zagrożone, np. wywiezieniem na roboty do Niemiec bądź zaangażowane w konspirację niepodległościową.
Żegnaj, Wilno
W wyniku trwających w dniach 7–13 lipca 1944 roku walk z nacierającą Armią Czerwoną, Niemcy podpalili dom przy ul. Bakszta 19. W czasie ucieczki Aleksander został lekko ranny w głowę i pośladek, a żona Janina straciła nogę. Na szczęście udało się uratować wiele dokumentów, zdjęć i wyjątkową rodzinną pamiątkę – nadpalony obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej.
Ponowne wejście Sowietów do Wilna oraz rozstrzygnięcia wojenne sprawiły, że rodzina zdecydowała się na wyjazd do „nowej” Polski. Zamiaru Zubelewiczów nie zmienił nawet fakt przyznania rodzinie przez władze bolszewickie w listopadzie 1944 roku mieszkania. Wystarczającego argumentu za pozostaniem w Wilnie nie stanowiło także przebywanie na zesłaniu zaangażowanego w konspirację syna Michała. Oczekiwanie na członków rodzin wywiezionych w głąb ZSRR często skutkowało tym, że Polacy opóźniali, odwlekali bądź rezygnowali z wyjazdu na Zachód.
Rodzina Zubelewiczów z żalem opuszczała miasto, z którym była silnie związana i gdzie spędziła niemal piętnaście szczęśliwych lat życia. Wkrótce miał nadejść nowy rozdział: Warmia, wyniszczona wojną i czekająca na tych, którzy podejmą trud jej odbudowy.