„Jed­na jaskół­ka wio­sny nie czy­ni” – to przy­sło­wie dosko­na­le odzwier­cie­dla myśle­nie War­mia­ków o nadej­ściu nowej pory roku po zimie. Potrze­ba jesz­cze bocia­na. I cze­go jesz­cze?

Już po zimie. Moż­na ode­tchnąć. Coraz wię­cej słoń­ca i zie­le­ni na drze­wach. Życie się budzi. I War­mia się budzi do życia. Czas szu­kać pierw­szych oznak wio­sny. Dla War­mia­ka poże­gna­nie zimy musia­ło być sym­bo­licz­ne. Roz­to­py i prze­bi­śnie­gi to za mało. Potrze­bo­wa­li zie­lo­ne­go świa­tła. Jako pierw­szy mógł to zro­bić świę­ty Józef, któ­ry wła­śnie „otwie­rał sezon” na pra­ce w polu. 19 mar­ca, w dzień jego imie­nin, mawia­no: „Na świę­te­go Józe­fa bruz­da w pole”. Zna­czy­ło to, że czas ruszać na rolę i zaka­sać ręka­wy.

- Postać świę­te­go Józe­fa szcze­gól­nie sta­ła się waż­na w Gie­trz­wał­dzie po obja­wie­niach Maryi, kie­dy to dwie para­fian­ki, Bili­tew­ska i Wie­czór­ków­na orze­kły, że — podob­nie jak Justyn­ka i Basia — mia­ły obja­wie­nia Maryi, to one też mają, ale do tego widzą tak­że świę­te­go Józe­fa – opo­wia­da ks. Jaro­sław Klim­czyk z Cen­trum For­ma­cji Ducho­wej. — Szyb­ko oka­za­ło się, że tych obja­wień nie było. Arty­ści malu­ją­cy obra­zy zdą­ży­li jed­nak wyko­nać dość dużą licz­bę obra­zów przed­sta­wia­ją­cych obja­wie­nia świę­te­go Józe­fa w Gie­trz­wał­dzie, a złot­ni­cy wyko­na­li meda­li­ki przed­sta­wia­ją­ce obja­wie­nia Józe­fa na klo­nie.

Żegnaj, śmiercicho

Świę­ty Józef może i mógł­by bło­go­sła­wić pra­com polo­wym. Ale zima to jed­nak zima i prze­gnać ją trze­ba. Dla­te­go, gdy nad­cho­dził 21 mar­ca, pierw­szy dzień kalen­da­rzo­wej wio­sny, zwy­cza­jem było i jest topie­nie Marzan­ny – sło­mia­nej kukły nazy­wa­nej śmiert­ką lub śmier­ci­chą. Teraz Marzan­ny nie topią jed­nak już miesz­kań­cy wsi, tyl­ko dzie­ci. Sym­bo­li­ka wyda­rze­nia jest nie­zmien­na.

Wów­czas cała spo­łecz­ność wsi, w mil­czą­cym koro­wo­dzie, wędro­wa­ła z Marzan­ną (sym­bo­li­zu­ją­cą zimo­wą sta­gna­cję, śmierć) na krań­ce wsi, gdzie kukłę rytu­al­nie palo­no, wrzu­ca­no do pły­ną­cej wody lub po pro­stu pozo­sta­wia­no na pastwę losu. Po powro­cie do wsi, miesz­kań­cy mogli ode­tchnąć — mie­li pew­ność, że dzię­ki dopeł­nie­niu rytu­ału mogą mieć pew­ność rychłe­go nadej­ścia wio­sny.

Wio­snę wita topie­nie Marzan­ny, fot. Jarko/pixabay.com

Zwy­czaj topie­nia Marzan­ny się­ga cza­sów, kie­dy dla lud­no­ści każ­da zmia­na pory roku mia­ła klu­czo­we zna­cze­nie dla prze­trwa­nia. Topie­nie Marzan­ny sym­bo­li­zo­wa­ło prze­łom, koniec dłu­gich, mroź­nych dni i nadej­ście okre­su wzro­stu oraz obfi­to­ści. Był to rytu­ał pełen nadziei, ale i głę­bo­ko zako­rze­nio­ny w pogań­skich wie­rze­niach, co nie­jed­no­krot­nie sta­wia­ło go w opo­zy­cji do chrze­ści­jań­stwa. 

Z topie­niem Marzan­ny zwią­za­ne są rów­nież roz­ma­ite prze­są­dy, któ­re doda­wa­ły obrzę­do­wi powa­gi i mistycz­ne­go cha­rak­te­ru. Uwa­ża­no, że dotknię­cie kukły pły­wa­ją­cej w wodzie może spo­wo­do­wać uschnię­cie ręki, a spoj­rze­nie za sie­bie w dro­dze powrot­nej, ścią­ga­ło cho­ro­bę. Co wię­cej, potknię­cie się i upa­dek pod­czas powro­tu z cere­mo­nii było inter­pre­to­wa­ne jako zły omen, wró­żą­cy śmierć w cią­gu naj­bliż­sze­go roku. Na szczę­ście współ­cze­śnie topie­nie Marzan­ny trak­tu­je­my z więk­szym przy­mru­że­niem oka.

„Na zwiastowanie bocian w gnieździe stanie”

Zaraz po pierw­szym dniu wio­sny, 25 mar­ca, przy­pa­da świę­to Zwia­sto­wa­nia Pań­skie­go usta­no­wio­ne w V wie­ku. W tra­dy­cji i pol­skich ludo­wych wie­rze­niach reli­gij­nych Mat­ka Boska, któ­rej anioł zwia­sto­wał macie­rzyń­stwo, czczo­na była jako patron­ka budzą­ce­go się wraz z nadej­ściem wio­sny życia. Nie ina­czej było na War­mii. To świę­to, zna­ne też jako dzień Mat­ki Boskiej Roz­twor­nej, było dla wie­lu ludzi sym­bo­licz­nym momen­tem zmia­ny. Wie­rzo­no, że tego dnia Mary­ja „otwie­ra zie­mię” i tym samym daje zie­lo­ne świa­tło na roz­po­czę­cie prac w polu i ogro­dzie. Cały dzień zaczy­na­ło się od modli­twy do Naj­święt­szej Panien­ki – podob­no szcze­gól­nie panie mogły liczyć na szczę­ście w ogrod­nic­twie.

Bocian o człowieku prawdę powie

Ale War­mia­cy dopa­try­wa­li się jesz­cze jed­ne­go sym­bo­lu nadej­ścia wio­sny. Od wie­ków zwia­stu­je ją prze­cież też przy­lot bocia­nów. „Na zwia­sto­wa­nie bocian w gnieź­dzie sta­nie” – mówi­li War­mia­cy, łącząc 25 mar­ca wła­śnie z przy­lo­tem bocia­nów. Albo nawet ocze­ki­wa­no ich wcze­śniej: „Gdy bocian na świę­ty Józef przy­bę­dzie, to śnie­gu już nie będzie”. Albo: „Na świę­ty Józef bocian na sto­do­le, szy­kuj sochę i jedź orać pole.” 

Pierw­szy bocian, któ­re­go ujrza­no danej wio­sny, wró­żył jaki będzie dany rok. Kto ujrzał pierw­sze­go bocia­na lecą­ce­go, tego miał cze­kać rok szczę­śli­wy. Kto nato­miast pierw­sze­go bocia­na zoba­czył sie­dzą­ce­go w gnieź­dzie lub sto­ją­ce­go na zie­mi, ten spo­dzie­wał się cho­rób i nie­szczęść.

Ale bocia­ni tak naj­czę­ściej sym­bo­li­zu­je m.in. zmar­twych­wsta­nie, wio­snę i szczę­ście. Wła­śnie dla­te­go wie­lu gospo­da­rzy pró­bo­wa­ło zachę­cić bocia­ny, sta­wia­jąc na pobli­skich drze­wach lub dachach swo­ich chat koła od wozów, kawał­ki czer­wo­nych tka­nin lub jakieś błysz­czą­ce przed­mio­ty, któ­re mia­ły przy­cią­gnąć ich uwa­gę. Wie­rzo­no rów­nież, że bocia­ny wyczu­wa­ją złych ludzi i nie zno­szą gnie­wu i zło­ści. W kon­se­kwen­cji, jeże­li w obrę­bie gospo­dar­stwa ktoś popeł­nił nie­go­dzi­wy czyn, bocia­ny opusz­cza­ły dotych­cza­so­we lokum i nigdy nie wra­ca­ły.

Aż 42 bocianie gniazda

Według wie­rzeń ludo­wych, Bóg chciał znisz­czyć wszel­kie insek­ty, pła­zy i gady żyją­ce na zie­mi. Wło­żył je do wor­ka i popro­sił pew­ne­go czło­wie­ka o wyrzu­ce­nie go do morza. Ten jed­nak z cie­ka­wo­ści otwo­rzył go i wszyst­ko z nie­go ucie­kło. Za karę czło­wiek został zamie­nio­ny w bocia­na i ma za zada­nie oczysz­czać świat z wszel­kie­go robac­twa. Może ta wła­śnie opo­wieść powo­do­wa­ła, że bocia­nom — jedy­nym spo­śród tylu gatun­ków pta­ków — nada­wa­ło się ludz­kie imio­na — na przy­kład Woj­tek i Kaj­tek?

W Żyw­ko­wie na Mazu­rach, nie­wiel­kiej wsi pod Góro­wem Iła­wec­kim, ok. 20 km od gra­nic War­mii, wio­sną sły­chać zewsząd nara­sta­ją­ce kle­ko­ta­nie. To wieś szcze­gól­na — w sze­ściu gospo­dar­stwach znaj­du­ją się aż 42 bocia­nie gniaz­da, a w nich oko­ło 150 pta­ków. Jest to obec­nie naj­więk­sza kolo­nia bocia­na bia­łe­go w Pol­sce. Co też war­to wie­dzieć — boć­ki cza­sa­mi lecą na zimo­wi­ska do połu­dnio­wej Afry­ki, czy­li poko­nu­ją aż 10 tys. km. Następ­nie wra­ca­ją, poko­nu­jąc ten sam dystans. Tra­fia­ją zawsze do swo­ich gniazd. Bez GPS.

O Żyw­ko­wie opo­wia­da Kry­sty­na Czu­bów­na w fil­mie, któ­ry na YouTu­be udo­stęp­nia Artur Homan.