Lektura przygodowej powieści rozbudziła w nim pasję do gwiazd. Dziś popularyzuje naukę w Lidzbarku Warmińskim — mieście, w którym Kopernik mieszkał i pracował. O inspiracjach i kosmosie opowiada Jacek Drążkowski, nauczyciel i astronom.
– Ukończył Pan astronomię na uniwersytecie w Toruniu. To właśnie Toruń jest przez Polaków najbardziej kojarzony z Kopernikiem, bo tam się urodził. A może Mikołaj Kopernik był Warmiakiem?
– Zdecydowanie tak. Możemy, a nawet powinniśmy go tak nazywać.
– Dlaczego?
– Spędził tu ponad połowę swojego życia, i to życia dorosłego, najbardziej owocnego pod względem naukowym i zawodowym. Na tej ziemi dokonał swoich największych odkryć, tutaj zakończył swój żywot i tutaj został pochowany. To wystarczające argumenty.
– Co Kopernik robił w Lidzbarku Warmińskim?
– Rola Kopernika w Lidzbarku Warmińskim była specyficzna. Przez kilka pierwszych lat przebywał tu przede wszystkim jako krewniak i gość swojego wuja, potężnego biskupa warmińskiego Łukasza Watzenrodego. Były to wizyty o charakterze czysto rodzinnym. Nie pełnił tu wtedy żadnych oficjalnych funkcji. Przez długi czas pokutowało na przykład przekonanie, że był sekretarzem biskupa, co nie jest prawdą. Każdy sekretarz podpisywał się pod dokumentami, jeśli nie imiennie, to przynajmniej jego pismo było rozpoznawalne. Rzeczywiście, był tu jeden sekretarz, który miał charakter pisma nieco zbliżony do pisma Kopernika, ale Mikołaj z całą pewnością tej funkcji nie pełnił. Dopiero w 1507 roku kapituła warmińska formalnie skierowała go tutaj, aby pełnił funkcję osobistego lekarza biskupa.

– Czy miał czas i warunki, by obserwować tu niebo?
– W Lidzbarku nie miał ku temu warunków. Musimy pamiętać, że zamek był twierdzą. O zmierzchu zamykano bramy i nie można było wyjść na zewnątrz. A z zamkowego dziedzińca widać jedynie niewielki kwadrat nieba nad głową, i to ten mało atrakcyjny astronomicznie. Najciekawsze obiekty – planety, Księżyc – poruszają się wzdłuż ekliptyki, czyli pozornej drogi Słońca na niebie – i to one mogły go interesować najbardziej, a nie kilka gwiazd widocznych w zenicie.
– Mimo to Lidzbark podkreśla swoje związki z Kopernikiem. Jest tu szkoła jego imienia, pomnik, a od niedawna także mural. Wątki kopernikańskie pojawiają się również w hotelu Krasicki.
– Co ciekawe, hotel Krasicki przyjął tę nazwę, ponieważ nie mógł nazywać się „Kopernik” – po drugiej stronie ulicy istniał już obiekt o tej nazwie. Mimo to nawiązano do astronoma. Jest tu piękna, okrągła sala „Kopernik”, która pierwotnie była salą reprezentacyjną. Miała na podłodze wypiaskowany wspaniały Układ Słoneczny, wzorowany na rycinie z dzieła „De revolutionibus”. Teraz potrzeby hotelu się zmieniły i sala ma inny charakter.
– Wiem, że prowadzi pan pokazy nieba.
- Kopernik jest postacią znacznie bardziej rozpoznawalną na świecie niż biskup Krasicki, stąd od samego początku istnienia hotelu pojawiła się idea, aby nawiązywać do jego postaci. Naturalnym pomysłem było stworzenie obserwatorium. Niestety, na zamku nie było na to odpowiedniego miejsca. Zdecydowano się więc umieścić dwa mobilne teleskopy na wieży zegarowej. Można je wystawiać na taras, który jest co prawda wąski, ale daje gościom ogromną frajdę. Jesteśmy w centrum miasta, więc zanieczyszczenie światłem ogranicza widoczność, jednak spojrzenie przez teleskop na Księżyc, planety czy inne dostępne obiekty jest niezwykłym przeżyciem.
– To wieczorne pokazy?
– Wyłącznie. Dlatego często moje spotkania mają dwie części. Najpierw, korzystając z rzutnika, opowiadam o astronomii i pokazuję na ekranie fascynujące obrazy kosmosu. A gdy pogoda nie dopisuje i nie mogę pokazać gościom na żywo Księżyca, planet czy barwnych gwiazd, przynoszę w torbie to, co spadło z nieba – meteoryty. Wtedy goście mają bliskie spotkanie trzeciego stopnia z materią kosmiczną.
– Podobno w hotelu znajduje się bardzo ciekawy portret Kopernika.
– To jest kopia słynnego portretu toruńskiego, zwanego gimnazjalnym, którego oryginał, a właściwie jego późniejsza wersja, znajduje się dziś w Ratuszu Staromiejskim w Toruniu. Przyjmuje się, że Kopernik mógł pozować do pierwowzoru tego wizerunku, i co najciekawsze – mogło to mieć miejsce właśnie w murach lidzbarskiego zamku, w czasie gdy pełnił tu funkcję lekarza.

– Co za tym przemawia? Przecież powszechnie uważa się, że nie zachował się żaden portret Kopernika wykonany za jego życia.
– To prawda, ale nie zachował się również żaden portret jego wuja, biskupa Łukasza Watzenrodego. Istnieje hipoteza, że oba portrety powstały w tym samym czasie i zostały namalowane przez tego samego, wysokiej klasy malarza, prawdopodobnie ucznia ze szkoły Albrechta Dürera, którego biskup sprowadził na swój dwór. Być może Watzenrode chciał w ten sposób upamiętnić siebie jako panującego księcia-biskupa oraz Mikołaja, w którym upatrywał swojego następcę.
– W oryginalnej wersji portretu znajdował się kwiat konwalii. Czego był symbolem?
– Profesor Marian Flik, analizując portret toruński podczas jego konserwacji przed 500. rocznicą urodzin astronoma, dokonał kilku fascynujących odkryć. Okazało się, że obraz, namalowany na dębowej desce, został przycięty już po jego ukończeniu. Kiedy skojarzymy go ze słynną ryciną, która powstała na podstawie innego portretu, wypożyczonego niegdyś z Fromborka do Strasburga, widzimy Kopernika trzymającego gałązkę konwalii – symbol nauk medycznych. To pokazuje go nie jako astronoma czy duchownego, ale jako lekarza, medyka.
– Czyli konwalia była kluczem do interpretacji?
– Dokładnie. Skoro deska została obcięta, oryginalny obraz mógł być większy i przedstawiać Kopernika z konwalią. To by idealnie pasowało do okresu, gdy pełnił on funkcję lekarza na dworze wuja w Lidzbarku. Szkoda, że portret Łukasza Watzenrodego zaginął, bo porównanie obu dzieł pozwoliłoby nam niemal z całym przekonaniem stwierdzić, że wyszły spod tej samej ręki.
– Wróćmy do Lidzbarka. Gdzie dziś chodzimy śladami Kopernik?
– W tamtych czasach zamek i miasto stanowiły dwa odrębne światy. Kopernik z pewnością poruszał się po dziedzińcu zamkowym, komnatach i całym terenie przedzamcza. Kiedy dziś spacerujemy po tych miejscach, stąpamy dokładnie po tych samych ścieżkach co on. Natomiast miasto było osobną jednostką. Nie sądzę, żeby chadzał tam bez potrzeby. To raczej ludzie z miasta przychodzili pracować na zamek, a nie odwrotnie.
– Jak układały się jego relacje z wujem Łukaszem Watzenrode? Ponoć biskup miał trudny charakter.
– Z pewnością był życzliwy dla swojego siostrzeńca, ale nie mógł być zachwycony faktem, że Mikołaj nie chciał podążać wytyczoną przez niego ścieżką kariery, której zwieńczeniem miała być infuła biskupia. Historyk, doktor Jerzy Sikorski, w swojej książce sugeruje wręcz, że Mikołaj prawdopodobnie uciekł z Lidzbarka od wuja. Nie wiemy nawet, kiedy dokładnie opuścił zamek i czy był obecny przy śmierci Watzenrodego. Według Sikorskiego, nie było go przy wuju, ponieważ był już wtedy rezydentem we Fromborku, gdzie budował swoje obserwatorium, którego śladów, niestety, do dziś nie możemy odnaleźć.

– Chodzi o poszukiwane od dawna pavimentum?
– Tak. Podejrzewam, że to pavimentum, czyli specjalnie przygotowana, gładka posadzka do obserwacji, znajdowało się obok wzgórza katedralnego, na skarpie, gdzie później wzniesiono okazały pomnik. Można go zobaczyć na starych pocztówkach. Jeżeli pomnik postawiono dokładnie w miejscu obserwatorium, to jego budowa bezpowrotnie zatarła wszelkie ślady.
– Co jeszcze Lidzbark mógłby zrobić, aby mocniej podkreślić swój związek z Kopernikiem?
– Lidzbark Warmiński pozostaje jedynym miastem z dawnej federacji miast kopernikowskich, w którym nie ma ani obserwatorium, ani planetarium. W Polsce masowo adaptuje się teraz stare obiekty, na przykład wieże ciśnień, na takie cele. Byłem niedawno w Płońsku, gdzie wspaniale przerobiono taką wieżę na nowoczesne planetarium i obserwatorium. Przewijają się tam tysiące ludzi, a przecież Płońsk nie jest miejscowością turystyczną. Lidzbark jest, a w dodatku ma status uzdrowiska, więc wkrótce będą tu przyjeżdżać tłumy. Taka atrakcja byłaby bezcenna. Niestety, u nas wieża ciśnień się sypie i brakuje woli, by coś z tym zrobić.
– Wiem, że miał pan stworzyć takie obserwatorium przy szkole.
– Tak. Zostałem tu ściągnięty blisko 40 lat temu właśnie w celu zorganizowania i prowadzenia międzyszkolnego obserwatorium astronomicznego, które miało powstać przy Szkole Podstawowej nr 1 imienia Mikołaja Kopernika. Szkoła ma piękną wieżę, przygotowywałem już nawet projekty jej adaptacji. Dowiedziałem się, że przed wojną, gdy w murach tej szkoły mieściło się gimnazjum męskie i żeńskie, na tarasie tej właśnie wieży rozstawiano lunety i młodzież prowadziła obserwacje astronomiczne.
– Dlaczego uważa pan, że takie miejsca są dziś potrzebne?
– Chociażby po to, żeby nie rosła nam liczba wyznawców teorii płaskiej Ziemi. Żeby młodzi ludzie mogli na własne oczy zobaczyć kratery na Księżycu, pierścienie Saturna, księżyce Jowisza czy fazy Wenus. To pozwala lepiej zrozumieć nasze miejsce we Wszechświecie i doświadczyć tego samego zachwytu kosmosem, jakiego doznawał Kopernik czy Immanuel Kant, nasz sąsiad z Królewca, patrząc w rozgwieżdżone niebo.
– Warmia ma ważne miejsce w biografii Kopernika.
– Dużo się w tej kwestii robi. W Olsztynie powstają pomniki i murale, muzea organizują wspaniałe wystawy. Frombork i Olsztyn bardzo prężnie promują postać astronoma. W końcu jedyny zachowany instrument naukowy, którym posługiwał się Kopernik – tablica obserwacyjna – znajduje się w krużganku zamku w Olsztynie. Mamy się czym chwalić. Z kolei w Lidzbarku mamy wydrapany na murach dziedzińca ryt, który przypomina schemat wewnętrznej części Układu Słonecznego z dzieła Kopernika. Kiedyś, pół żartem, pół serio, opisałem w piśmie „Urania”, że to może być dowód na to, że właśnie stąd Kopernik obserwował Merkurego.

– Pańskie zainteresowania są bardzo szerokie. Interesuje się pan m.in. postacią pana Samochodzika, bohatera książek Zbigniewa Nienackiego.
– Moje zainteresowania astronomiczne zaczęły się właśnie od lektury książki „Pan Samochodzik i zagadki Fromborka”. To ona rozbudziła moją ciekawość postacią Kopernika, a od Kopernika już tylko krok do astronomii.
– Czyli ta książka zmieniła pana życie?
– Był taki okres w moim życiu, że gdy zapisałem się do biblioteki, czytałem książki całymi półkami. Jak zacząłem Verne’a, musiałem przeczytać wszystko, co napisał. Potem był Szklarski i jego seria o Tomku, a gdy trafiłem na Nienackiego, pochłonąłem wszystkie jego książki, które były dostępne. Pan Samochodzik, który był historykiem sztuki, tak mnie zafascynował, że sam chciałem iść w jego ślady.
– A został pan astronomem.
– Tak się złożyło, że mój starszy brat został historykiem sztuki i skutecznie odradził mi pójście w jego ślady.
– Ale pan nie odradził swojej córce, która została… astronomką?
– Ona mi nawet nie powiedziała, że chce nią zostać! Zrobiła to niejako po cichu. Oczywiście żartuję, ale tego procesu nie śledziłem na bieżąco. Gdy poszła do liceum w Olsztynie i zamieszkała w internacie, zaczęła uczęszczać na zajęcia kółka astronomicznego, które prowadził mój kolega, Bogdan Kulesza. Wiedziałem, że tam chodzi, ale nie zdawałem sobie sprawy, jak wielką stało się to dla niej pasją. Dopiero gdy wzięła udział w Ogólnopolskim Młodzieżowym Seminarium Astronomicznym, zrozumiałem, że to poważna sprawa. Później, ku mojemu zaskoczeniu, dowiedziałem się, że zdaje na astronomię do Torunia, na tę samą uczelnię, którą ja kończyłem.
– Świat się jednak zmienia.
– Zdecydowanie. To zabawne, bo gdy ja studiowałem, na roku miałem samych kolegów i tylko jedną koleżankę. Kiedy córka zaczęła studia, ze zdziwieniem usłyszałem, że ona ma same koleżanki i tylko jednego kolegę. A i ten „rodzynek” zrezygnował na trzecim roku.
– Czy znajomi nazywają ją „Kopernikiem w spódnicy”?
– (Śmiech) Czasem niektórzy tak żartobliwie o niej mówią. Ja z kolei śmieję się, że Kopernik swoimi badaniami pokazał nam, jak skonstruowany jest Układ Słoneczny, a moja córka, Joanna, robi krok dalej. Stara się pokazać, jak ten nasz Układ Słoneczny powstał. Bada procesy formowania się planet, cofając się w swoich badaniach o 4,5 miliarda lat.
– Jak potoczyła się jej kariera po studiach w Toruniu?
– Wyjechała do Heidelbergu, gdzie zrobiła doktorat. Później pracowała w Zurychu, Monachium, a obecnie pracuje w Getyndze – mieście, które wydało najwięcej noblistów i które jest miastem partnerskim Torunia. Tak powinno być, że młodsze pokolenia idą dalej, a nie tylko nas naśladują. Powinny stawiać kolejne kamienie milowe w poznawaniu Wszechświata.
– Czy jest jakaś myśl Kopernika, która jest dla pana szczególnie ważna?
– Nie mam jednego motta, ale chciałbym zwrócić uwagę na pewne niedopowiedzenie, które wiąże się z tym, o czym rozmawialiśmy na początku – z dominacją Torunia w narracji o Koperniku. Wynika to w dużej mierze z popularnego dwuwiersza: „Wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię, polskie go wydało plemię”. Ten wiersz powstał w czasach zaborów i miał silny wydźwięk patriotyczny. I zapominamy, że Kopernik zrobił coś znacznie większego niż tylko poruszenie Ziemi i zatrzymanie jednej gwiazdy, Słońca. To przykre, że niemieckojęzyczni mieszkańcy Torunia w XIX wieku zadbali o to, by na cokole pomnika przed ratuszem zapisać całą prawdę.
– Co tam napisano?
– W międzynarodowym języku nauki tamtych czasów, czyli po łacinie, wyryto napis głoszący, że Mikołaj Kopernik, Toruńczyk, poruszył Ziemię, ale zatrzymał Słońce i niebo – „Solisque et sydera movit”. Całe niebo! Wszystkie gwiazdy. Niestety, my, Polacy, nie mamy tej świadomości. Kopernik zatrzymał nie jedną gwiazdę, ale cały firmament, który stał się układem odniesienia do badania wszystkich ruchów. To była prawdziwa rewolucja.

– To kim w końcu był: Polakiem czy Niemcem?
– Ani jednym, ani drugim w dzisiejszym rozumieniu tych słów. W czasach Kopernika nie istniało pojęcie przynależności narodowej w takiej formie, jaką znamy. Był poddanym króla polskiego, ale przede wszystkim był „tutejszy” – był z urodzenia Toruńczykiem, z zasiedzenia stał się Warmiakiem.
– A co pan sądzi o przedstawianiu go jako obrońcy Olsztyna przed Krzyżakami?
– Trochę mnie to śmieszy, zwłaszcza gdy na wystawach muzealnych czytam, że Kopernik był żołnierzem. On nie był żołnierzem i nie brał czynnego udziału w walce. Jako administrator zamku był odpowiedzialny za przygotowanie obrony od strony logistycznej: zapewnienie odpowiedniej ilości dział, prochu, kul, żywności. Napisał też słynny list do króla Zygmunta Starego z prośbą o posiłki. Ale Krzyżacy, po niewielkiej potyczce, odstąpili od oblężenia.
– Jak zatem sprawić, by jego dokonania i związki z Warmią były doceniane?
– Wiele się już dzieje. Jak ktoś przyjeżdża do Olsztyna, Fromborka czy Lidzbarka, potyka się o murale, pomniki i wystawy. Brakuje mi jednak nawiązania do jego największej pasji – astronomii. Błędem urzędników jest myślenie, że skoro planetarium jest w Olsztynie, a we Fromborku jest muzeum i dzwonnica z wahadłem Foucaulta, to na całe województwo wystarczy. Nasz region jest rozległy i sieć małych, lokalnych obserwatoriów czy planetariów mogłaby być znacznie gęstsza. Świetnym przykładem jest województwo kujawsko-pomorskie, gdzie zrealizowano projekt „AstroBaza” i wybudowano kilkanaście takich obiektów w małych miejscowościach. Nawet jeśli nie wszystkie działają z jednakową efektywnością, to zasiano ziarno, które już wydaje owoce w postaci młodzieży wybierającej kierunki ścisłe i technologiczne.
– Co pana najbardziej fascynuje w Koperniku? Jak przedstawia go pan młodym ludziom w szkole?
– Podkreślam zawsze, że był to człowiek nieprawdopodobnie inteligentny, logicznie myślący i racjonalny. W jego czasach medycyna była ściśle powiązana z astrologią. A gdy czyta się zapiski medyczne Kopernika, które pozostawił na marginesach ksiąg, nie ma tam mowy o tym, że skoro Mars jest w koniunkcji z Jowiszem, to należy leczyć wątrobę. Są za to konkretne receptury i precyzyjne wskazania, jakie zioła i na co mogą być skuteczne. Nie bawił się w żadną astrologię. Był człowiekiem wierzącym, ale nie wierzył w zabobony, racjonalistą. To był po prostu porządny gość!