Raz Włochy, raz Warmia… Jak w czasach bez samochodów i samolotów przejechać kawał Europy? Mikołaj Kopernik w swoim życiu pokonał tysiące kilometrów, setki dni był w podróży. Przeprowadzał się wiele razy, żeby w końcu osiąść we Fromborku. Co najbardziej dało mu w kość w czasie tych przeprowadzek?
Europejczycy przeprowadzają się średnio cztery razy w życiu, a Amerykanie nawet kilkanaście. Natomiast przeciętny Polak zmienia adres około cztery razy. Najczęściej robi to przy okazji studiów, zawarcia małżeństwa czy po narodzinach dzieka. Znacznie rzadziej z powodów zawodowych. Można powiedzieć: ot, życie.
A gdy już przychodzi czas zmiany dachu nad głową – albo przeprowadzamy się sami, albo korzystamy z pomocy firmy. W każdym przypadku potrzeba silnych rąk i dużego samochodu. To takie must have. Mamy też dobre drogi i wiele możliwości. Jest nawet nawigacja, która ułatwia znalezienie konkretnego miejsca na ziemi.
A gdzie mieszkał Kopernik? I ile razy się przeprowadzał?
Zanim jednak odpowiemy na to pytanie, zastanówmy się: jak to robił? Był renesans, chwilę po średniowieczu. Wtedy też funkcjonował transport lądowy. I choć pewnie ciężko to sobie wyobrazić, działał w miarę sprawnie. Ale zanim zaczęto przemieszczać się z miasta do miasta na kołach, trasę przemierzali piechurzy. Przenosili towary w tobołkach. Może nie szafę i łóżko, ale z drobniejszymi rzeczami dawali radę. Byli trochę niczym Szerpowie, którzy dziś pomagają wspinać się turystom na himalajskie szczyty. Później znacznie większą robotę robiły woły i konie. Były szybsze od piechurów, a też potrafiły sporo unieść. Może nie szafę i łóżko, ale gdy pojawiły się powozy, rzeczy niemożliwe okazały się możliwe. Konie stały się namiastką dzisiejszych tirów.

- Aby mógł się rozwijać transport na lądzie potrzebne były drogi. Dzieliły się one na różne kategorie. Podobnie jak dziś mamy autostrady, drogi międzynarodowe, krajowe, powiatowe i gminne, również w średniowieczu występowały podobne podziały. Najczęstszym typem były małe drogi lokalne. Były one wąskie, nieutwardzone i niezbadane. Inaczej prezentowały się drogi krajowe lub międzynarodowe, które dla średniowiecza nazywamy szlakami kupieckimi – pisze Dawid Siuta w teście „Jak transportowano w wiekach średnich” na historykon.pl. — Towary przewożono z reguły na wozach dwu- lub czterokołowych; jednokonnych lub wielokonnych. Identycznie sytuacja przedstawiała się, jeśli chodzi o transport osobowy. Choć w tym wypadku szeroko rozprzestrzeniły się dwukonne powozy, zaprzężone w jednego lub dwa konie (wśród uboższych) i czterokołowe karoce, pociągane przez cztery, a czasami nawet więcej koni (wśród elit społecznych i politycznych).
Toruń i Kraków na dzień dobry
Kopernik przychodzi na świat w Toruniu w 1473 roku w kamienicy przy ul. Kopernika, dawniej św. Anny. Mikołaj — później, gdy jest już starszy — uczy się niedaleko domu, w szkole przy kościele św. Jana. Ma więc do szkoły rzut beretem. Później już nie będzie tak łatwo.
W 1491 roku Andrzej i Mikołaj Kopernikowie rozpoczynają studia w Akademii Krakowskiej. Załatwia im to wuj Łukasz Watzenrode, ówczesny biskup warmiński. Ma pieniądze i nie szczędzi ich na wykształcenie siostrzeńców. Kraków to już kawał drogi od Torunia. 375 km. Piechotą bez zatrzymywania się cztery dni i noce, powozem w tamtych czasach z przystankami na sen — około tygodnia. Dla młodych chłopców musi to być wyprawa życia. Sporo muszą też ze sobą zabrać. Na pewno do podstawowych rzeczy dorzucają kilka książek, może jakieś notatki.

Studia Mikołaj Kopernik kończy w 1495 roku, bez uzyskania tytułu, choć w XV wieku Uniwersytet Krakowski jest jedną z najlepszych uczelni na świecie. Kopernik nie może mieć jednak żadnego papieru, bo utrudniłoby mu to kontynuowanie nauki we Włoszech. Na pierwszy rzut idzie Bolonia, też finansowana z kieszeni wuja.
Podróż do Bolonii przypomina tę na koniec świata. To aż 1082 km. Piechotą z Krakowa, bez zatrzymywania, to prawie 250 godzin wędrówki, czyli 10 dni non stop. Niemożliwe do pokonania. A nie ma wówczas samolotów, nawet samochodów. Znowu konie muszą dać radę. Prawdopodobnie Mikołaj jedzie z Krakowa do Bolonii grubo ponad miesiąc. Może nawet dłużej. Na szczęście ma przy sobie brata Andrzeja. Nudę w drodze można zabić rozmową. Obaj jadą też z większym dorobkiem w „bagażniku”. Możliwe, że Mikołaj Kopernik podczas studiów korzysta z instrumentów astronomicznych – z globusa, astrolabium i torquetum. Czy zabiera je ze sobą?
W Bolonii od 1496 roku Kopernik wraz bratem studiuje prawo. Wiemy, że rok później, 9 marca, przeprowadza obserwację zakrycia gwiazdy Aldebaran przez Księżyc. Natomiast w 1500 roku wyjeżdża do Rzymu, gdzie wygłasza kilka prywatnych wykładów. Pokonuje z Bolonii wtedy niecałe 400 km. Ponad tydzień w drodze. Również tu ma pod ręką Andrzeja, ale ten w Rzymie, jak na studenta przystało, imprezuje. Mikołaj natomiast patrzy w niebo. W nocy z 5 na 6 listopada obserwuje zaćmienie Księżyca. Ma pewnie ciarki.
Wszy, pchły i pluskwy
Na pewno podróże do Włoch i wewnątrz Italii nie są łatwe.
- Podróż z Polski do Włoch trwała od kilku tygodni do kilku miesięcy. I nigdy nie było wiadomo, czy uda się taką podróż przeżyć – opowiada podróżnik i pisarz Łukasz Czeszumski na łamach nawalizkach.com.pl. – Poznawanie świata wymagało końskiego zdrowia, potężnej wytrzymałości i odporności na niewygody. Zajazdy oferowały w najlepszym razie strawę i napitek oraz nocleg w ciasnej zbiorowej sali lub nawet w stajni. Wszy, pchły i pluskwy były normą, do której trzeba było się przyzwyczaić.
W czasach Kopernika wędruje się nie tylko lądem. Podróżuje się też rzekami i morzem. Statek jest szybszy od konia i omija niedostępne (na przykład z powodu toczących się wojen) lądy i łańcuchy górskie.

– Ale podróż morska także nie należała do bezpiecznych – zwraca uwagę Łukasz Czeszumski. – Na statkach panowała ciasnota, a więc i spora szansa na wybuch zarazy. Statek mógł rozbić się na skałach lub utopić podczas sztormu. (…) W miastach Włoch, które żyły w bezustannym strachu przed epidemiami, zabraniano wjazdu każdemu, kto nie legitymował się podpisanym przez uznanego medyka świadectwem zdrowia. Takie świadectwo było dość kosztowne, kwitł więc handel fałszywkami. (…) Poza tym nie brakowało rozmaitych zbójców. Złodzieje grasowali nie tylko na odludziach, ale wszędzie tam, gdzie mogli liczyć na solidne łupy, np. na głównym szlaku prowadzącym do Rzymu.
I dodaje: — W tamtych czasach nikt nie znał dnia ani godziny, żyło się w ciągłym zagrożeniu. Paradoksalnie, dzięki temu bardziej ceniło się życie. Świat był żywiołowy i pełen skrajności. Z jednej strony religijność, którą dziś określilibyśmy jako fanatyczną, z drugiej powszechne okrucieństwo i niesprawiedliwość. Szubienice przed bramami miast, które symbolizowały „prawo”, porządek wymuszany przez władców krwawymi metodami, a obok zbrodnia i rozbestwienie.
Z Warmii do Padwy
W 1501 roku Kopernik na krótko powraca na Warmię. Jest tu naprawdę zaledwie chwilę, biorąc pod uwagę długą podróż. Ale nauki jest mu mało. Jest już kanonikiem warmińskim, ale jeszcze nie może podjąć obowiązków. 28 sierpnia 1501 roku uzyskuje zgodę kapituły warmińskiej na rozpoczęcie kolejnych studiów. Ma zostać medykiem. Lekarzy na Warmii jest jak na lekarstwo. Mikołaj ma więc studiować medycynę na Uniwersytecie w Padwie. Ma też kontynuować prawo. Ponownie wraz z Andrzejem udaje się do Italii. Z Lidzbarka Warmińskiego to 1392 km, 320 godzin ciągłego marszu. Znowu pomagają konie. Na szczęście jest późne lato, więc droga jest znośna.
W 1503 roku Mikołaj Kopernik kończy studia. Trzy lata medycyny kończy w dwa. 31 maja 1503 roku broni też doktorat z prawa kanonicznego na uniwersytecie w Ferrarze. Tam też musi dojechać – z Padwy do Ferrary jest 75 km. Czyli dwa dni w drodze w jedną stronę…

Z Padwy na Warmię
Z Włoch Kopernik przyjeżdża znowu na Warmię. Na stałe. Czy wówczas wie, że zwiąże się z nią na 40 lat życia? Zatrzymuje się w Lidzbarku Warmińskim, pełniąc obowiązki osobistego sekretarza i lekarza biskupa. Ma tu dobrze wyposażoną bibliotekę, więc w wolnych chwilach czyta. Rozpoczyna też prace nad teorią nieba i pierwszym zarysem teorii heliocentrycznej. Zaczyna pisać „Mały Komentarzyk”, który poznaje tylko grono bliskich współpracowników i przyjaciół, ale stanowi solidny fundament pod najważniejsze dzieło Kopernika: „O obrotach sfer niebieskich”(„De revolutionibus orbium coelestium”). Astronom w Lidzbarku sporządza również mapy Prus i Warmii.
A potem pojawia się Olsztyn. Na szczęście to blisko – 45 km. Powozem można dojechać jednego dnia, o ile wcześnie się wyjedzie. Koń musi być jednak silny. Astronom na olsztyńskim zamku rezyduje dwukrotnie. Po raz pierwszy, gdy odbywa trzyletnią kadencję administratorską, od 8 listopada 1516 roku do 9 listopada 1519 roku. Ale nie tylko zarządza zamkiem i osadza chłopów na opuszczonych ziemiach. Często, z racji obowiązków, wyjeżdża.

W latach 1516–1519 odbył 72 podróże do osad wiejskich na Warmii. Oznacza to, że wyjeżdżał średnio co dwa tygodnie.
- Najczęściej jeździł w komornictwie olsztyńskim, bo aż 53 razy, najwięcej w roku 1517 (29 podróży). Łącznie odwiedził 43 osady wiejskie, niektóre z nich dwa razy w jednym roku — wylicza Marian Biskup w książce “Mikołaj Kopernik: uczony i obywatel”. — Kopernik był zarządcą rozległych posiadłości kapitulnych, obejmujących obok lasów i jezior około 120 wsi w regionie Olsztyna i Pieniężna (tzw. komornictwa olsztyńskie i melzackie); łączna ich powierzchnia uprawna wynosiła około 3600 łanów chełmińskich (1 łan = 16,8 ha).
W tym też czasie, w 1517 roku, na ścianie zamkowego krużganku rysuje swoją słynną tablicę astronomiczną do wskazywania równonocny wiosennej i jesiennej. Przy jej pomocy obserwuje Słońce, żeby ok. 1520 roku zacząć spisywać dzieło życia – „O obrotach sfer niebieskich”. Tablica to unikat na skalę światową – jedyny istniejący do dziś przyrząd własnoręcznie wykonany przez geniusza z Warmii.
Drugi okres pobytu Kopernika w Olsztynie związany jest z ostatnią wojną z zakonem krzyżackim (1520–1521). 19 października 1520 roku Krzyżacy oblegają Lidzbark Warmiński, a 15 listopada zajmują Dobre Miasto. Pada strach i na Olsztyn, w końcu to rzut beretem. Nawet gdy spadną śniegi, dosyć szybko, jak na tamte czasy, jest się tu dostać. Kanonicy są w panice, uciekają z olsztyńskiego zamku. Na posterunku zostaje sam Kopernik i kanonik Henryk Snellenberg. Astronom pisze nawet list do króla polskiego Zygmunta I Starego, żeby przysłał posiłki. Choć list przejmują Krzyżacy, król i tak dowiaduje się o potrzebie i przysyła stu zbrojnych. W końcu Krzyżacy nadchodzą do Olsztyna. Wyłamują furtę młyńską, ale – w związku z tym, że nie mają drabin – nie potrafią wspiąć się na mury zamku. Żądają poddania się. Ale Kopernik odmawia. Jest 26 stycznia 1521 roku, w ten sposób Mikołaj odpiera krzyżacki atak na mury Olsztyna. Dziś byśmy powiedzieli, że pokazuje Krzyżakom środkowy palec. Czy dochodzi do wielkiej bitwy? A może do drobnej potyczki? Jedno jest pewne – Krzyżacy zostają odprawieni.
Całe południowe niebo
Ostatnia podróż Kopernika to Frombork. Na 33 lata. 75 km od Lidzbarka i 95 km od Olsztyna. Niby blisko, ale Mikołaj ma już spory dorobek, który trzeba przewieźć. Same notatki to skrzynia zapakowana po brzegi. Pewnie w czasie drogi pilnuje jej jak oka w głowie. Zawiera się w niej spisana teoria heliocentryczna, która lada dzień wywróci świat do góry nogami. I stanie się to właśnie we Fromborku.

A we Fromborku, u wybrzeży Zalewu Wiślanego, stoi otoczona murem katedra, która dziś jest sercem całego miasta. Ujmuje swoją potęgą i wielką spuścizną ponad 700-letniej historii. Kopernik, gdy tu przyjeżdża, zastaje zespół sakralno-obronny, zwany potocznie wzgórzem katedralnym, który powstał z myślą o służbie biskupowi i kapitule. Początkowo jest tu wizytatorem, kanclerzem i przełożonym kasy aprowizacyjnej, później generalnym administratorem biskupstwa. Jako lekarz udziela pomocy medycznej mieszkańcom miasteczka i okolicznych wsi.
- Podobnie jak inni kanonicy, tak też Kopernik, miał swój dom kanonicki na zewnątrz murów warowni, na sąsiednim wzgórzu od strony Elbląga. O ten dom usilnie się starał, aż otrzymał go w 1514 roku, wpłacając wysoką kaucję, którą zgodzono się rozłożyć mu na trzy lata. Zależało mu na tym domu dlatego, ponieważ położony był w miejscu szczególnym: jako pierwszy w rzędzie od strony Zalewu, w najwyższym punkcie wzgórza. A to właśnie było dlań rzeczą najważniejszą. Bo w przydomowym ogrodzie zbudował swoją płytę obserwacyjną (opisaną w „De revolutionibus”), na której ustawiał każdy z trzech posiadanych instrumentów astronomicznych. Widział stamtąd całe południowe niebo. Żaden inny dom nie spełniał tych warunków. Tutaj pracował i tutaj umarł – pisze kopernikolog dr Jerzy Sikorski na stronie wiezawodna.pl. — Statuty kapitulne wymagały, aby każdy kanonik, dla swego bezpieczeństwa, miał drugi dom wewnątrz murów warowni. Na taki dom nie stać było Kopernika, a poza tym nigdy by w nim nie mieszkał. Znalazł przeto łatwe rozwiązanie swego kłopotu: wpłacił kapitule kaucję za dzierżawę warownej wieżyczki w murach warowni. Traf chciał, iż znajdowała się akurat naprzeciwko jego właściwego domu, po drugiej stronie wąwozu.
Kopernik pochowany jest we fromborskiej katedrze w krypcie przy jednym z bocznych ołtarzy. Umiera 24 maja 1543 roku. Trzy miesiące wcześniej doznaje wylewu krwi do mózgu. Według legendy wydrukowany w marcu w Norymberdze egzemplarz dzieła „De revolutionibus” dociera do astronoma tuż przed śmiercią. Pomyśleć, jak długą drogę musiał przejść, żeby trafić w ręce autora…