Zamie­ni­ła sale balo­we na sale szpi­tal­ne. Regi­na Prot­mann z Bra­nie­wa, bło­go­sła­wio­na przez Jana Paw­ła II, to boha­ter­ka, dla któ­rej ludzie ryzy­ko­wa­li życie nawet przez set­ki lat po jej śmier­ci.

Rodzi­ce Regi­ny Prot­mann mogli znać same­go Koper­ni­ka. To w Bra­nie­wie w stycz­niu 1520 roku Koper­nik pro­wa­dził nego­cja­cje z wiel­kim mistrzem Zako­nu Albrech­tem Hohen­zol­ler­nem. Na pew­no był tutaj rów­nież w sierp­niu 1538 roku w trak­cie objaz­du wło­ści z nowo wybra­nym bisku­pem Janem Dan­tysz­kiem. Pew­nie pod­czas tej wizy­ty zaha­czy­li o wła­dze mia­sta. Dzia­dek Regi­ny był bur­mi­strzem Bra­nie­wa, stry­jo­wie zasia­da­li w radzie miej­skiej, a ojciec był boga­tym kup­cem. Wszy­scy byli poboż­ni, więc od przed­sta­wi­cie­li Kościo­ła nie stro­ni­li. Musie­li też bywać w odda­lo­nym o zale­d­wie 10 km From­bor­ku, gdzie Koper­nik był kano­ni­kiem i gdzie biło ser­ce kato­lic­kiej War­mii. Regi­na uro­dzi­ła się jed­nak już po śmier­ci wiel­kie­go astro­no­ma, bo w 1552 roku.  

Prot­man­no­wie posia­da­li gospo­dar­stwo domo­we, duży dom i spi­chlerz w por­to­wej czę­ści mia­sta, nad rze­ką Pasłę­ką. Byli majęt­ną rodzi­ną, z per­spek­ty­wa­mi dla swo­jej cór­ki. Opła­ca­li jej pry­wat­nych nauczy­cie­li i dba­li o dobre samo­po­czu­cie.

- Z natu­ry weso­ła, bystra, roz­trop­na i towa­rzy­ska, przez co oto­czo­na przy­ja­ciół­mi, wyróż­nia­ła się na balach i przy­ję­ciach. Lubi­ła być zauwa­ża­na i podzi­wia­na — opo­wia­da­ją sio­stry kata­rzyn­ki na stro­nie katarzynki.org.pl. — Cie­szy­ła się bez­tro­skim życiem wypeł­nio­nym zaba­wą, nauką i bez­pie­czeń­stwem domo­we­go ogni­ska. Taki był obraz dora­sta­ją­cej Regi­ny Prot­mann.

Spotkała swojego Króla

Kie­dy w 1571 roku na War­mii wybu­chła dżu­ma, dzie­więt­na­sto­let­nia wów­czas Regi­na zmie­ni­ła się nie do pozna­nia. Poczu­ła powo­ła­nie i życie towa­rzy­skie zmie­ni­ła na asce­zę. Nie ucie­kła z mia­sta, jak zro­bi­ło to wie­lu boga­tych miesz­czan. Zosta­ła, by rato­wać opusz­czo­nych i pozo­sta­wio­nych na pastwę losu. Rodzi­na nie mogła tego zro­zu­mieć. Bo jak pięk­na i mło­da dziew­czy­na może iść tam, gdzie śmierć ma się w naj­lep­sze? Jak może odejść z domu, rezy­gnu­jąc z bogac­twa i przy­jem­no­ści?

Regi­na Prot­mann poma­ga­ła cho­rym i ubo­gim, fot. Wiki­pe­dia

To były cza­sy, kie­dy mło­de dziew­czy­ny na dobre opusz­cza­ły dom rodzin­ny tyl­ko w dwóch przy­pad­kach: wycho­dząc za mąż albo wstę­pu­jąc do zamknię­te­go klasz­to­ru. Trze­ciej dro­gi nie było. Regi­na ją zna­la­zła. Czu­ła, że nie może myśleć tyl­ko o sobie. Wie­dzia­ła, że musi odejść z domu i opie­ko­wać się cho­ry­mi, modląc się jed­no­cze­śnie za nich. Patrząc w oczy cier­pią­cych, zro­zu­mia­ła, że naj­więk­szą siłą jest wia­ra.

- Co takie­go zoba­czy­ła w Jezu­sie Chry­stu­sie, że prze­sta­ło mieć zna­cze­nie bez­piecz­ne i wygod­ne życie, mod­ne ubra­nia, zaba­wa i podziw innych? – czy­ta­my na stro­nie sióstr kata­rzy­nek. — Spo­tka­ła swo­je­go Kró­la, ubra­ne­go nie w pięk­ne sza­ty, ale z koro­ną cier­nio­wą na gło­wie. Zapa­trzo­na w Jego spoj­rze­nie, w Jego miło­sier­ne ser­ce, nie mogła zro­bić nic inne­go, jak miło­ścią odpo­wie­dzieć na Jego miłość. Zro­zu­mia­ła, że to nie ona ma kró­lo­wać, ale Jezus Chry­stus, pozo­sta­ją­cy samot­ny i nie­zau­wa­żo­ny w ludziach cho­rych, bez­rad­nych, wyko­rzy­sty­wa­nych, wyrzu­co­nych poza nawias spo­łe­czeń­stwa, tych, któ­rzy sami z upad­ku się nie pod­nio­są.

„Jak Bóg chce”

Regi­na po odej­ściu od rodzi­ny zamiesz­ka­ła z dwie­ma kole­żan­ka­mi w pustym domu, nie­opo­dal kościo­ła. Bez pie­nię­dzy, w bie­dzie i zim­nie, zaczę­ła two­rzyć wspól­no­tę kobiet żyją­cych w ślu­bach zakon­nych, we wspól­nej modli­twie i pra­cy. To, co ją wyroż­nia­lo, to służ­ba, ale nie w zamknię­ciu od spo­łe­czeń­stwa, lecz wycho­dzą­ca do ludzi cho­rych i potrze­bu­ją­cych pomo­cy. To przy­cią­ga­ło kolej­ne mło­de dziew­czy­ny. Wspól­no­ta rosła w siłę.

- Sio­stry utrzy­my­wa­ły się z pra­cy rąk wła­snych. Cał­ko­wi­cie zawie­rza­jąc Bogu poprzez modli­twę, post, poko­rę i uczyn­ki miło­sier­dzia, Jego posta­wi­ły na pierw­szym miej­scu i Jemu zaufa­ły bez resz­ty, zgod­nie z powta­rza­ny­mi czę­sto przez Regi­nę sło­wa­mi: „Jak Bóg chce” – tłu­ma­czą sio­stry kata­rzyn­ki. — Regi­na wraz z sio­stra­mi (…) odwie­dza­ła cho­rych w ich domach, opa­try­wa­ła rany, przy­go­to­wy­wa­ła lekar­stwa, nio­sła nadzie­ję. Dzie­li­ła się z bied­ny­mi, dostar­cza­ła im posił­ki, wspo­ma­ga­ła mate­rial­nie, opie­ką obję­ła sie­ro­ty. Wobec ogól­ne­go anal­fa­be­ty­zmu i upad­ku moral­ne­go, w szcze­gól­ny spo­sób zaję­ła się dziew­czę­ta­mi. Otwo­rzy­ła dla nich szko­łę, ucząc czy­ta­nia, pisa­nia, prac ręcz­nych a przede wszyst­kim wycho­wu­jąc w chrze­ści­jań­skich war­to­ściach. Z wiel­ką gor­li­wo­ścią trosz­czy­ła się o dom Boży, dba­ła o wystrój i pięk­no kościo­łów, szy­jąc obru­sy i wyko­nu­jąc świe­ce. Modli­twą i postem ogar­nia­ła rze­czy­wi­stość Bra­nie­wa, War­mii i całe­go Kościo­ła, pro­sząc gor­li­wie w obli­czu wojen, epi­de­mii i innych nie­szczęść.

Dla swo­jej wspól­no­ty Regi­na okre­śli­ła zasa­dy życia, two­rząc regu­ły wspól­no­ty, a całe dzie­ło i gru­pę sióstr powie­rzy­ła św. Kata­rzy­nie Alek­san­dryj­skiej, patron­ce kościo­ła w Bra­nie­wie. W 1602 roku regu­ły te zosta­ły zatwier­dzo­ne przez Waty­kan.

Bazy­li­ka św. Kata­rzy­ny w Bra­nie­wie, w któ­rej w latach 1809–1929 spo­czy­wa­ły szcząt­ki Regi­ny Prot­mann, fot. Archetyp/Wikipedia

Osiemnaście kostek Reginy

Regi­na Prot­mann żyła 61 lat, w tym przez 42 lata — do koń­ca swo­je­go życia, peł­ni­ła funk­cję prze­ło­żo­nej zało­żo­ne­go przez sie­bie zgro­ma­dze­nia. Zmar­ła w opi­nii świę­to­ści w pią­tek 18 stycz­nia 1613 roku. Zosta­ła pocho­wa­na trzy dni póź­niej, 21 stycz­nia, w pod­zie­miach pofran­cisz­kań­skie­go kościo­ła pw. Naj­święt­szej Maryi Pan­ny w Bra­nie­wie (wów­czas zarzą­dza­ne­go przez ojców jezu­itów). Jej szcząt­ki spo­czy­wa­ły tam do 1809 roku, czy­li do cza­su roz­biór­ki kościo­ła. Wów­czas kata­rzyn­ki w pośpie­chu wyję­ły z gro­bu 18 kostek Regi­ny, umie­ści­ły w lnia­nym wor­ku i prze­nio­sły do ora­to­rium domu zakon­ne­go. Były to kości krę­go­słu­pa, żeber, rąk i nóg. Tego same­go roku zmar­ła prze­ło­żo­na gene­ral­na Tere­sa Koll. I to jej trum­ny został wło­żo­ny worek z kost­ka­mi Regi­ny, po czym trum­na zosta­ła zło­żo­na w koście­le św. Kata­rzy­ny w Bra­nie­wie. 

W 1929 roku pod­zie­mia kościo­ła zosta­ły otwar­te w związ­ku z pra­ca­mi przy zakła­da­niu ogrze­wa­nia. Kost­ki zosta­ły prze­nie­sio­ne do ora­to­rium domu zakon­ne­go przy ul. Klasz­tor­nej 3. Trzy lata póź­niej umiesz­czo­no je w reli­kwia­rzu wyko­na­nym ze szkła i srebr­nej bla­chy, któ­ry tra­fił do nowe­go klasz­to­ru „Regi­na Coeli” w Bra­nie­wie. Miał on kształt nie­wiel­kiej tru­mien­ki o dłu­go­ści oko­ło 50 cm. Przez szy­bę widać było 18 kostek umo­co­wa­nych do pod­sta­wy. Reli­kwiarz umiesz­czo­no w poko­ju na pierw­szym pię­trze, naprze­ciw zakry­stii. Pozo­sta­wał tam do koń­ca II woj­ny świa­to­wej.

Reli­kwie Regi­ny Prot­mann, fot. Alek­san­der Durkiewicz/Wikipedia

W lutym 1945 roku woj­na moc­no dawa­ła się we zna­ki. Kata­rzyn­ki musia­ły ucie­kać przed nad­cią­ga­ją­cym fron­tem.

– Z przy­czyn nie­za­leż­nych od sie­bie zosta­ły zatrzy­ma­ne w mia­stecz­ku Heili­gen­be­il, czy­li w Świę­tej Sie­kier­ce, dziś mie­ście Mamo­no­wo w obwo­dzie kali­nin­gradz­kim, odda­lo­nym o nie­speł­na 15 km od Bra­nie­wa. I tam, kie­dy minął szok, kie­dy mogły ode­tchnąć, zorien­to­wa­ły się, że w klasz­to­rze w Bra­nie­wie pozo­sta­wi­ły naj­cen­niej­szy skarb, czy­li reli­kwie swo­jej zało­ży­ciel­ki. Pro­szę sobie wyobra­zić, co one wów­czas mogły czuć – zauwa­ża Roman Hrycz­ko w roz­mo­wie z por­ta­lem wiara.pl. — Dwie naj­od­waż­niej­sze sio­stry posta­no­wi­ły wró­cić do Bra­nie­wa. Wokół zawie­ru­cha wojen­na, żoł­nie­rze, a one pie­szo wra­ca­ły do mia­sta. Zary­zy­ko­wa­ły życie. Dotar­ły do klasz­to­ru i zabra­ły reli­kwiarz. Ale był on bar­dzo cięż­ki, z tru­dem go nio­sły. 15 kilo­me­trów dro­gi, pie­szo. Zima.

Sio­stry powie­rzy­ły szka­tu­łę na prze­cho­wa­nie pro­bosz­czo­wi Jano­wi Westp­fah­lo­wi z Mamo­no­wa. Ale nie była dłu­go bez­piecz­na. Ksiądz, wie­dząc o zbli­ża­ją­cych się woj­skach radziec­kich, posta­no­wił ją ukryć. I zro­bił naj­prost­szą rzecz, jaką mógł. Wyko­pał dół przed budyn­kiem, w któ­rym miesz­kał i scho­wał tam reli­kwiarz wraz z mon­stran­cją i kie­li­cha­mi. Sowie­ci bez tru­du roz­po­zna­li świe­żo roz­ko­pa­ną zie­mię. Zabra­li zło­te kie­li­chy i mon­stran­cję. Zaśnie­dzia­ła szka­tu­ła z kość­mi nie przed­sta­wia­ła jed­nak dla nich żad­nej war­to­ści. Zosta­wi­li ją.

Na strychu w Świętej Siekierce

Ksiądz ukrył kost­ki na pod­da­szu miesz­ka­nia, bez szka­tu­ły, aby nie zwra­ca­ły niczy­jej uwa­gi. Gdy w grud­niu 1945 roku otrzy­mał zgo­dę na wyjazd do Ber­li­na, chciał je wywieźć z Pol­ski. Tyl­ko co by się z nimi sta­ło, gdy­by zgi­nął w dro­dze? Wpadł na pomysł, by wziąć tyl­ko dwie kost­ki, a resz­tę zosta­wić. Jed­ną wło­żył do kie­sze­ni sutan­ny, a dru­gą dał swo­jej gospo­dy­ni, pani Pin­gel. W ten spo­sób uda­ło się prze­ka­zać dwie kost­ki kata­rzyn­kom w Niem­czech. Pozo­sta­łych 16 kostek zosta­ło na stry­chu w Świę­tej Sie­kier­ce. Odna­le­zio­no je w 1991 roku. Były, jak napi­sał kie­dyś pro­boszcz, „nad skle­pie­niem, na powa­le sufi­tu, pod szczy­tem dachu, pomię­dzy dwo­ma bel­ka­mi zamknię­ty­mi od dołu i wypeł­nio­ny­mi pia­skiem”. Tra­fi­ły do klasz­to­ru „Regi­na Coeli” i tam prze­cho­wy­wa­ne są do dzi­siaj. Dwie kost­ki wywie­zio­ne do Ber­li­na, w 1963 roku tra­fi­ły do Domu Gene­ral­ne­go Sióstr Kata­rzy­nek w Grot­ta­fer­ra­ta koło Rzy­mu.

Śmierć Regi­ny Prot­mann, fot. Muzeum War­mii i Mazur ©

13 czerw­ca 1999 roku mat­ka Regi­na zosta­ła beaty­fi­ko­wa­na przez papie­ża Jana Paw­ła II.

28 czerw­ca 2000 uchwa­łą Rady Mia­sta Bra­nie­wo zosta­ła usta­no­wio­na patron­ką mia­sta.

W 2024 roku, z oka­zji 25. rocz­ni­cy beaty­fi­ka­cji bło­go­sła­wio­nej Regi­ny, w Bra­nie­wie powstał mural poświę­co­ny patron­ce mia­sta. Moż­na go zoba­czyć na budyn­ku przy pla­cu Sybi­ra­ków. Auto­rem pra­cy jest Dima Snork — arty­sta z Elblą­ga.