Gdy myśli się o życiu pry­wat­nym Koper­ni­ka, nie spo­sób pomi­nąć Anny Schil­ling. Czy byli parą? Trud­no zaj­rzeć za zamknię­te drzwi, ale ocza­mi wyobraź­ni moż­na zoba­czyć wię­cej. Co ich łączy­ło? Jakie sekre­ty mogła skry­wać sypial­nia astro­no­ma?

Koper­nik miał wie­le miło­ści. To nie tyl­ko astro­no­mia, medy­cy­na czy war­miń­ska przy­ro­da. To rów­nież uczu­cie do… pew­nej kobie­ty. 

Anna Schil­ling poja­wi­ła się we From­bor­ku, w domu Miko­ła­ja Koper­ni­ka, ok. 1525 roku. Astro­nom był po pięć­dzie­siąt­ce i inten­syw­nie pra­co­wał. Miał więc czas na romans?

Według Jerze­go Sikor­skie­go, olsz­tyń­skie­go koper­ni­ko­lo­ga, ofi­cjal­nie Anna Schil­ling była gospo­dy­nią Koper­ni­ka. Pro­wa­dzi­ła jego dom, bo kano­ni­ko­wi sta­tu­to­wo nale­ża­ła się służ­ba. To zaję­cie przy­pa­dło mło­dej, wów­czas 25-let­niej Annie, któ­ra przy­je­cha­ła do From­bor­ka z Gdań­ska. 

Czy zaiskrzyło między nimi?

Nie mamy żad­nych donie­sień – nikt, kto pod­glą­dał ich przez dziur­kę od klu­cza, nie spi­sał swo­ich wspo­mnień. Cały From­bork mógł jed­nak huczeć od plo­tek. Są nawet pisem­ne upo­mnie­nia bisku­pa war­miń­skie­go Jana Dan­tysz­ka, by Koper­nik ode­słał Annę do domu, bo „może ona uwieść kolej­ne­go duchow­ne­go war­miń­skie­go”. Astro­nom dłu­go zwle­kał z decy­zją. Ode­sła­no nawet jej rze­czy, ale Anna Schil­ling cały czas miesz­ka­ła z Koper­ni­kiem we From­bor­ku.

W koń­cu, pod wpły­wem naci­sków, musia­ła opu­ścić War­mię. Był 1539 rok.

Czy była to zakazana miłość?

Jerzy Sikor­ski uwa­ża, że wraz z Anną „przy­szła do Koper­ni­ka spóź­nio­na miłość”. Czy rze­czy­wi­ście? „Dusza, któ­ra kocha, musi zaśle­piać, a namięt­no­ści kochan­ków są nie­zwy­cię­żo­ne” – moż­na zacy­to­wać frag­ment listów bizan­tyj­skie­go pisa­rza Teo­fi­lak­ta Symo­kat­ty, któ­re Koper­nik tłu­ma­czył z gre­ki na łaci­nę.

Legen­da gło­si, że Anna Schil­ling obsia­ła blusz­czem zachod­nie mury zabu­do­wań kate­dral­nych we From­bor­ku, aby móc odby­wać tam miło­sne spo­tka­nia z Koper­ni­kiem. O tym, że dla astro­no­ma bluszcz był wyjąt­ko­wą rośli­ną, świad­czą list­ki, któ­re ryso­wał na mar­gi­ne­sach ksią­żek. Bluszcz rósł we From­bor­ku jesz­cze do XX wie­ku. W latach sie­dem­dzie­sią­tych nie­ste­ty go wycię­to, bo kon­ser­wa­to­rzy uzna­li, że może zagra­żać murom.

„Poca­łu­nek” Gusta­va Klim­ta, fot. Wiki­pe­dia

Ciągnęło Kopernika do kobiet?

Czy Anna była jedy­ną kobie­tą w życiu mistrza z War­mii? O żad­nej, z któ­rą miał tak bli­skie rela­cje, nie wia­do­mo. Ale moż­na sobie wyobra­zić, że w cią­gu swo­je­go życia, musia­ła jakaś nie­wia­sta wpaść mu w oko. Gdy był stu­den­tem, być może cią­gnę­ło go nie tyl­ko do ksią­żek.

- Zapew­ne inte­re­so­wał się też kobie­ta­mi – stwier­dza Piotr Łupo­szań­ski w książ­ce „Miko­łaj Koper­nik. Nowe obli­cze geniu­sza”. – Wyobraź­my sobie mło­de­go, 18-let­nie­go toru­nia­ni­na, któ­ry poja­wił się w 20-tysięcz­nym Kra­ko­wie, żeby pod­jąć stu­dia. Czy mło­dzie­niec (sądząc z póź­niej­szych por­tre­tów przy­stoj­ny) nie wpadł w oko jakiejś dziew­czy­nie? Czy Miko­łaj nie zain­te­re­so­wał się jakąś pan­ną? Ale też było wie­le innych oka­zji: seks ze słu­żą­cą, romans z cór­ką gospo­da­rza, do któ­re­go przy­szło się z wizy­tą. (…) A może Koper­nik bywał u kobiet lek­kich oby­cza­jów? Pamię­taj­my, że w owym cza­sie czę­stym zja­wi­skiem było korzy­sta­nie przez żaków z usług pro­sty­tu­tek. Nie mamy jed­nak na to żad­nych dowo­dów, ale nic nie wska­zu­je też na to, by astro­nom był mizo­gi­nem lub innej orien­ta­cji.

Czy Kopernika obowiązywał celibat?

Do tan­ga trze­ba dwoj­ga. Koper­nik, już na War­mii, nie miał tzw. wyż­szych świę­ceń, nie mógł więc być kapła­nem ani bisku­pem. Zresz­tą nie chciał być księ­dzem, tyl­ko naukow­cem. Miał niż­sze świę­ce­nia, został wpi­sa­ny do sta­nu duchow­ne­go i żył bli­sko Kościo­ła. I to mu wystar­cza­ło. Kano­nię dostał pew­nie dla­te­go, że jego wuj Łukasz Wat­zen­ro­de, któ­ry wycho­wy­wał go po śmier­ci ojca, był bisku­pem war­miń­skim. Czy Koper­ni­ka obo­wią­zy­wał celi­bat? Tak, sko­ro dono­si­li na nie­go, że ma zbyt bli­skie rela­cje z kobie­tą. Był kano­ni­kiem, więc był zobo­wią­za­ny do celi­ba­tu i miesz­ka­nia w pobli­żu kate­dry.

I tu wła­ści­wie moż­na zamknąć temat życia miło­sne­go Koper­ni­ka. Tro­chę nie wypa­da zaglą­dać mu pod pie­rzy­nę. Ale jed­nak kor­ci, by dowie­dzieć się, jak wów­czas wyglą­da­ła namięt­ność. Czy geniusz z War­mii, o ile cią­gnę­ło go do roman­su, był roman­ty­kiem? Za takie może wyda­wać się spo­glą­da­nie w gwiaz­dy. Astro­nom jed­nak pod­cho­dził do tego bar­dziej nauko­wo niż lirycz­nie. Ale kto wie, jaki był „po godzi­nach”?

Największa miłość do Nieba

Koper­nik żył w XVI wie­ku. To  był czas odkryć geo­gra­ficz­nych i wiel­kich prze­mian. Astro­nom sam zresz­tą się do tego dorzu­cił. Świat wów­czas zmie­niał się i to bar­dzo. Rów­nież w sfe­rze intym­nej?

- Choć sta­ro­pol­skie życie ero­tycz­ne pre­zen­to­wa­ło się skrom­niej i pru­de­ryj­niej, niż na przy­kład w kul­tu­rach Euro­py Zachod­niej, Orien­tu czy Dale­kie­go Wscho­du, to jed­nak nie było ono tak „bogo­boj­ne”, jak to się nie­raz sądzi – pod­kre­śla Iwo­na Macie­jew­ska w arty­ku­le „Te rze­czy”. — To dowo­dzi, że ero­ty­ka sta­no­wi­ła waż­ną część życia daw­nych Pola­ków, doce­nia­ną nie tyl­ko ze wzglę­du na jej zna­cze­nie pro­kre­acyj­ne, ale rów­nież z powo­du koja­rzo­nej z nią przy­jem­no­ści pły­ną­cej z zaspo­ka­ja­nia natu­ral­nych potrzeb. (…) Nie moż­na wszak zapo­mi­nać o sil­nej pre­sji moral­no­ści reli­gij­nej, któ­ra warun­ko­wa­ła okre­ślo­ne zacho­wa­nia, choć narzu­ca­ła ona raczej „pozor­ną niż praw­dzi­wą wsty­dli­wość”.

W Pol­sce w cza­sach Koper­ni­ka miłość do Boga rze­czy­wi­ście sta­wia­na była na pie­de­sta­le, zwłasz­cza na świę­tej War­mii. Nie­raz z ambon moż­na było usły­szeć, że miłość fizycz­na pomniej­sza miłość do Nie­ba. Poglą­dy te wpa­ja­li lud­no­ści nie tyl­ko pro­ści księ­ża, ale tak­że duchow­ni pokro­ju Pio­tra Skar­gi. Powta­rza­li z namasz­cze­niem, że „cia­ło zawsze lgnie do grze­chu”. Mimo że nasta­ła nowo­żyt­ność, śre­dnio­wiecz­ne zasa­dy nadal były górą. Ale duchow­ni mogli tyl­ko roz­kła­dać ręce. Życie toczy­ło się po swo­je­mu.

W środę tylko „po bożemu”

Czas śre­dnio­wie­cza moc­no zapi­sał się w kodek­sie moral­nym. Rów­nież w sypial­ni. A że Kościół trzy­mał rękę nie­mal na wszyst­kim, więc narzu­cał ogra­ni­cze­nia nawet w sypial­ni. Kochać się mogły jedy­nie mał­żeń­stwa, żeby zadbać o potom­stwo. To jedy­ny dozwo­lo­ny seks, na jaki Kościół pozwa­lał. Ale nie było dowol­no­ści. Księ­ża dopusz­cza­li tyl­ko jed­ną, kla­sycz­ną pozy­cję — misjo­nar­ską. Moż­na było kochać się „po boże­mu”. Według kapła­nów inne prak­ty­ki sek­su­al­ne pro­wa­dzi­ły nie tyl­ko do roz­pu­sty, ale wręcz do wynisz­cze­nia orga­ni­zmu. Do tego kalen­darz reli­gij­ny zabra­niał sek­su w ponie­dział­ki (dzień pamię­ci o zmar­łych), czwart­ki (ostat­nia wie­cze­rza), piąt­ki (dzień śmier­ci Chry­stu­sa), sobo­ty (dzień maryj­ny) oraz nie­dzie­le (dzień zmar­twych­wsta­nia). Na „legal­ny” mał­żeń­ski seks zosta­wał czas tyl­ko we wtor­ki i śro­dy. Chy­ba że aku­rat wypa­da­ło jakieś inne świę­to, adwent lub post, wte­dy seks też był zabro­nio­ny.

Kościół rów­nież nie dawał mał­żon­kom swo­bo­dy w wybra­niu miej­sca i cza­su, w któ­rym mogli­by oddać się miło­ści.

Sek­su nie moż­na było upra­wiać… w świą­ty­ni. Ani w cią­gu dnia. Dzień słu­żył do pra­cy.