- Uczę innych, jak przy­wra­cać nowe życie sta­rym meblom. Nie wyrzu­cam sta­ro­ci z sza­cun­ku do natu­ry. Zamiast zaśmie­cać świat, robię coś dla sie­bie i eko­lo­gii – mówi Urszu­la Kli­ma­szew­ska z Olsz­ty­na, Kobie­ta Sto­larz. Przed­się­bior­czy­ni, zanim zaję­ła się sto­lar­stwem, pra­co­wa­ła jako inży­nier budow­nic­twa przy dużych inwe­sty­cjach w Olsz­ty­nie.   

– Jakie meble mógł mieć Miko­łaj Koper­nik, miesz­ka­niec olsz­tyń­skie­go zam­ku?

– Pro­ste, ale solid­ne. I raczej nie sosno­we. Kie­dyś było dużo wię­cej dostęp­nych drzew liścia­stych niż dziś. Buko­we? Orze­cho­we? Modrze­wio­we? Jesio­no­we? Teraz to eks­klu­zyw­ny mate­riał, a za cza­sów Koper­ni­ka pew­nie z tego drew­na powsta­wa­ły ławy, sie­dzi­ska. Zwłasz­cza tu, na War­mii.

– Kobie­ta Sto­larz świet­nie przy­go­to­wa­na! A jesz­cze nie­daw­no jako inży­nier­ka budow­nic­twa pra­co­wa­ła pani przy dużych inwe­sty­cjach w Olsz­ty­nie. Jak zosta­ła pani Kobie­tą Sto­la­rzem?

– Do tego inży­nie­ra moż­na jesz­cze dorzu­cić magi­stra zarzą­dza­nia nie­ru­cho­mo­ścia­mi, dłu­ba­nie przy cyfrach i bycie inży­nie­rem pro­jek­tu. Jed­nak po latach pra­cy w budow­nic­twie nastą­pi­ło zmę­cze­nie „mate­ria­łu”, w szu­fla­dzie mia­łam już przy­go­to­wa­ne wypo­wie­dze­nie, ale nie mogłam zde­cy­do­wać się na odej­ście. I… zosta­łam zwol­nio­na. W pan­de­mii sie­dzia­łam – w nie naj­lep­szym nastro­ju – w domu w Trę­ku­sku i przy­szła mi do gło­wy myśl o two­rze­niu mebli na wymiar. Wró­cił do mnie zapach zapa­mię­ta­ny z dzie­ciń­stwa. Mój tato miał w Wój­to­wie fir­mę kamie­niar­ską, a obok znaj­do­wał się zakład sto­lar­ski. Lata­łam do zakła­du sąsia­da pood­dy­chać tro­ci­na­mi. Może dla­te­go póź­niej potra­fi­łam w Ikei spę­dzić pół dnia, oglą­da­jąc meble „od środ­ka”. Posta­no­wi­łam: będę sama robić meble.  Sto­la­rzy nie ma, a chęt­nych na meble dużo.

Ula Kli­ma­szew­ska: „Kie­dyś kosz­to­ry­so­wa­łam inwe­sty­cje, dziś wolę dłu­bać przy meblach”, fot. Beata Bro­kow­ska

–  Od cze­go pani zaczę­ła?

– Poszłam na kurs pro­jek­to­wa­nia mebli w Sopo­cie, ale to było dla mnie za mało. Zde­cy­do­wa­łam się skoń­czyć kurs sto­lar­stwa w szko­le budow­la­nej w Olsz­ty­nie, gdzie dodat­ko­wym przed­mio­tem była reno­wa­cja mebli w piguł­ce. Pro­wa­dzi­ła ten kurs pani Ania, któ­ra zara­zi­ła mnie miło­ścią do odna­wia­nia mebli. Kurs trwał rok, trud­ne zaję­cia, dużo spo­tkań on-line, bo trwa­ła pan­de­mia, potem mie­li­śmy jesz­cze warsz­ta­ty, już w realu. Cią­gle było mi mało, wylą­do­wa­łam w Szko­le Wyż­szej Gospo­dar­stwa Wiej­skie­go w War­sza­wie na stu­diach pody­plo­mo­wych – kon­ser­wa­cja drew­na. Dosta­łam tam bar­dzo dużo potrzeb­nych wia­do­mo­ści, były też warsz­ta­ty prak­tycz­ne. Po pody­plo­mów­ce zna­la­złam się w Gar­bat­ce na kur­sie na tapi­ce­ra.

–  Co panią zafa­scy­no­wa­ło naj­bar­dziej w tych zaję­ciach?

– Mama nauczy­ła mnie, żeby nie wyrzu­cać przed­mio­tów, ale dać im dru­gie życie. I pod­czas kur­sów i stu­diów odkry­łam nowe podej­ście do mebli – kie­dyś były wspa­nia­łej jako­ści, dziś nie­mod­ne, pod­nisz­czo­ne – ale po reno­wa­cji mogą słu­żyć jesz­cze wie­le lat. Zako­cha­łam się w reno­wa­cji. Dobry fotel na sprę­ży­nach, z nową pro­fe­sjo­nal­ną tapi­cer­ką – moż­na na nim znów sie­dzieć przez kolej­ną deka­dę.

– Na czym sie­dzi­my?

– Na fote­lach Józe­fa Chie­row­skie­go, to archi­tekt, któ­ry był auto­rem pro­jek­tu. Jego fote­le 366 zyska­ły popu­lar­ność w latach 60. Pro­sta, nowo­cze­sna kon­struk­cja sta­no­wi­ła prze­ci­wień­stwo cięż­kich, przed­wo­jen­nych mebli. Do dziś cie­szą się uzna­niem. To kla­sy­ka wzor­nic­twa. Prze­je­cha­łam kil­ka­set kilo­me­trów, by je kupić. Zmie­ni­łam tapi­cer­kę, wyszli­fo­wa­łam drew­nia­ną kon­struk­cję.

– Decy­zji o zmia­nie pra­cy towa­rzy­szy­ły duże emo­cje?

­– Bałam się, nie wie­dzia­łam, co mnie cze­ka. Byłam dobrze przy­go­to­wa­na, mia­łam wie­dzę i umie­jęt­no­ści, ale dużo mnie ogra­ni­cza­ło: pra­co­wa­łam przy domu w gara­żu. Pierw­sze warsz­ta­ty odby­ły się koło moje­go domu pod Olsz­ty­nem. Dzień przed zaję­cia­mi zro­bi­łam z synem sto­li­ki, na któ­rych pra­co­wa­li uczest­ni­cy. Jestem do dziś im wdzięcz­na, że przy­je­cha­li do mnie. Zara­żam ludzi, mam misję: poka­zu­ję, że moż­na coś bez­u­ży­tecz­ne­go zmie­nić w pięk­ny przed­miot. Teraz chcę pra­co­wać z mło­dzie­żą, poka­zać, jak moż­na być kre­atyw­nym.

Ula Kli­ma­szew­ska: „Meble, tak jak ludzie, cza­sem potrze­bu­ją tyl­ko cier­pli­wo­ści i dru­giej szan­sy”, fot. Beata Bro­kow­ska

– Tyle kur­sów, stu­diów. Jak pani wyko­rzy­stu­je swo­ją wie­dzę?

– W tygo­dniu odna­wiam meble, a week­en­dy pro­wa­dzę warsz­ta­ty.

– Jest zain­te­re­so­wa­nie?

– Tak! Oso­by pry­wat­ne przy­cho­dzą na warsz­ta­ty, a insty­tu­cje szu­ka­ją sta­rych mebli, chcą je odna­wiać, by mieć kolo­ro­we wnę­trze biur czy sali kon­fe­ren­cyj­nej. Czę­sto sta­re meble cze­ka­ją na swo­ją szan­sę porzu­co­ne w piw­ni­cach. Wystar­czy poszu­kać.

– Jak ten sto­lik, przy któ­rym sie­dzi­my?

– Tak! Zna­la­złam go na śmiet­ni­ku na olsz­tyń­skim Zato­rzu. Zdję­łam lakier z bla­tu, odczy­ści­łam, odtłu­ści­łam, poło­ży­łam war­stwę far­by. Podo­ba się pani?

– Cie­ka­wie wyglą­da! Gdzie szu­ka pani inspi­ra­cji? W war­miń­skiej przy­ro­dzie?

– Bar­dzo lubię kolo­ry zie­mi… Chcę poka­zać, w jak róż­ny spo­sób moż­na ura­to­wać sta­re meble, odświe­żyć, zmie­nić kolor. Teraz się­gam po sta­re lam­py. Szu­kam drew­nia­nych, bar­dzo trud­no o takie.

– Jaki był pani pierw­szy mebel po kur­sach?

– Krze­sła w mojej kuch­ni, z opar­ciem, poma­lo­wa­ne, do dziś są ze mną. Na nich ćwi­czy­łam. Już trzy razy zmie­ni­łam tapi­cer­kę sie­dzisk, są naj­czę­ściej uży­wa­nym meblem w domu. Potem dosta­łam „bon zaufa­nia” od jed­nej z fun­da­cji. Na jej zle­ce­nie odno­wi­łam, odświe­ży­łam kil­ka krze­seł i kre­dens. Uda­ło się, tym bar­dziej że jesz­cze się uczy­łam.

– Mebel, któ­ry zosta­nie dłu­go w pani pamię­ci?

– Drew­nia­ne komo­dy, któ­rym mia­łam dać nowe życie. Trwa­ło to dłu­go, ale nie z powo­dów trud­no­ści tech­nicz­nych. Prze­cho­dzi­łam wte­dy zawi­ro­wa­nia w życiu pry­wat­nym. Na szczę­ście klient­ka była cier­pli­wa.

– Kto się zgła­sza na warsz­ta­ty, bo widzę, że miej­sca zni­ka­ją bar­dzo szyb­ko?

– Ludzie, któ­rzy mają w domach sta­re meble, a szko­da im je wyrzu­cić. Zachę­cam, by przy­no­si­li krze­sła z tapi­cer­ką. Krze­sło jest trud­nym meblem, bo trze­ba i wyszli­fo­wać, i oczy­ścić, i poma­lo­wać, dodać mate­riał tapi­cer­ski na sie­dze­nie. Sta­ram się, by każ­dy uczest­nik spró­bo­wał róż­nych tech­nik, by spraw­dził, co mu się przy­da, z czym sobie radzi. Z każ­dym indy­wi­du­al­nie roz­ma­wiam.

To nie krze­sła vin­ta­ge. To krze­sła z duszą po reno­wa­cji, fot. Beata Bro­kow­ska

– Są to kobie­ty czy męż­czyź­ni?

–  Głów­nie kobie­ty. Do reno­wa­cji mebli koniecz­na jest cier­pli­wość, trze­ba tro­chę podłu­bać, szcze­gól­nie gdy są trud­ne ele­men­ty. Pozna­ją narzę­dzia: cykli­nę, szli­fier­kę skro­ba­ki. Cza­sa­mi potrze­ba wło­żyć wię­cej siły, więc nauczy­łam się korzy­stać z potrzeb­nych narzę­dzi, np. ze ści­sków. Widzę radość na twa­rzach, gdy po warsz­ta­tach uczest­ni­cy widzą, że zro­bi­li coś nowe­go.

– Są cie­ka­we, zaska­ku­ją­ce tele­fo­ny?  

– Ode­zwał się do mnie aktor, któ­ry ma posia­dłość na War­mii, Powie­dział, że latem będzie w naszym regio­nie i chciał­by zgło­sić się do mnie na kurs, by „poba­wić się” w sto­lar­stwo. Cze­kam!

– Ile jest kobiet sto­la­rzy w Pol­sce?

– Nie wiem, ja znam spo­ro sto­la­rek.

– Sto­la­rek?

– Tak, uży­wam tego sło­wa, cho­ciaż koja­rzy się ze sto­lar­ką okien­ną. (śmiech). Język się zmie­nia, tak jak zmie­nia się życie. Podob­nie jak w moim przy­pad­ku – była to prze­mia­na zawo­do­wa, pry­wat­na, oso­bi­sta, wyko­na­łam dużą pra­cę. Jestem sobie wdzięcz­na, że pomi­mo trud­no­ści, zawsze szu­ka­łam roz­wią­zań. Mia­łam taką misję, by poka­zać swo­im dzie­ciom, że jak się chce, bar­dzo zale­ży, to moż­na.

– Co panią zasko­czy­ło w nowym zawo­dzie?

– Pani Ania z kur­su w tech­ni­kum budow­la­nym poka­za­ła mi inną stro­nę sto­lar­stwa – dosta­łam od niej mnó­stwo wie­dzy, ale przede wszyst­kim zara­zi­ła mnie pasją. Dziś mówię moim warsz­ta­to­wi­czom: nie trzy­maj się kur­czo­wo reguł. Naj­waż­niej­sze jest to, że twój mebel będzie peł­nił swo­ją funk­cję. Ty będziesz z tym meblem miesz­kał, cie­bie ma cie­szyć efekt, tobie ma się podo­bać.

Dla mnie odkryw­czą lek­cją było wią­za­nie… sprę­żyn w fote­lu na kur­sie tapi­cer­skim. Zasko­czy­ło mnie, jak moc­no potem bolą ręce, jak dobrze musi być wyko­na­ne to wią­za­nie. Pozna­łam też nowe mate­ria­ły, na przy­kład korzy­sta­łam z tzw. tra­wy zamor­skiej i… dosta­łam aler­gii.

I cią­gle w nowym zawo­dzie moty­wu­ją mnie zna­jo­mi. Ostat­nio kole­żan­ka wysła­ła mi z Wied­nia zdję­cia – fotel na kół­kach z dopi­skiem „Ula, cze­ka cię wyzwa­nie!”. A ja lubię wyzwa­nia. 

W tym warsz­ta­cie pra­ca to coś wię­cej niż rze­mio­sło, fot. Beata Bro­kow­ska

 – Pani życie to teraz meble, tapi­cer­ka, ści­ski, cykli­na. Jak pani odpo­czy­wa?

- W lesie! Uro­dzi­łam się w Olsz­ty­nie na War­mii w bli­sko­ści jezior, natu­ry, moja mama zawsze odpo­czy­wa­ła w lesie, cho­dzi­ła na grzy­by. Ja nie nauczy­łam się roz­po­zna­wać ich, zawsze przy­no­si­łam nie takie, jak trze­ba, ale leśne wędrów­ki koją mój stres. Cho­dzę po lesie z moimi dwo­ma psa­mi. Ostat­nio widzia­łam jele­nie, a wra­ca­jąc ze spa­ce­ru „roz­ma­wia­łam” z żura­wia­mi. Lubię też wodę, mam patent żeglar­ski. Nie wyobra­żam sobie, by miesz­kać gdzie indziej. Nie muszę nigdzie wyjeż­dżać, tu świet­nie odpo­czy­wam. 

– Nowy zawód przy­niósł pani popu­lar­ność, tra­fi­ła pani do pro­gra­mu TVN o przed­się­bior­czych kobie­tach.

- Tak! Od kie­dy zde­cy­do­wa­łam się żyć swo­im życiem i zadbać o swo­je potrze­by, dzie­ją się rze­czy nie­sa­mo­wi­te. Pod­kre­śli­łam na ante­nie, że w nowej pra­cy mam moż­li­wość wyra­że­nia się arty­stycz­ne­go, tu mogę decy­do­wać o efek­cie. Gdy kosz­to­ry­so­wa­łam inwe­sty­cję, powsta­wał doku­ment naszpi­ko­wa­ny cyfra­mi i tabel­ka­mi. Tutaj wystar­czy kil­ka dni — tro­chę potu, wysił­ku, pyłu, ręce mają pra­wo boleć, a efekt — jest widocz­ny od razu.

Urszu­la Kli­ma­szew­ska — absol­went­ka Wydzia­łu Budow­nic­twa UWM w Olsz­ty­nie. Ma dwóch synów Micha­ła i Huber­ta. Lubi aktyw­nie spę­dzać czas, inwe­stu­je w swój roz­wój. Sta­ra się żyć zgod­nie z myślą „zero waste” i zdro­wo się odży­wiać. W wie­ku 40 lat odna­la­zła swo­ją pasję, któ­ra sta­ła się jej pra­cą. Jest przy­kła­dem tego, że nigdy nie jest za póź­no, by zawal­czyć o sie­bie. Jej mot­tem sta­ła się myśl „Bój się i rób”.