War­mia to miej­sce, gdzie magia spo­ty­ka rze­czy­wi­stość. Wyrusz w podróż po TOP 5 miejsc, któ­re wyglą­da­ją jak wyję­te z baj­ki. Ale uwa­ga — to nie są cukier­ko­we kli­sze. To praw­dzi­we pereł­ki, któ­re zachwy­ca­ją na każ­dym kro­ku.

War­mia potra­fi zasko­czyć. Nie tyl­ko ciszą i spo­ko­jem, ale też miej­sca­mi, któ­re wyglą­da­ją, jak­by czas się tam zatrzy­mał. I to w naj­lep­szym momen­cie. To nie baj­ka z mora­łem, ale baj­ka z kli­ma­tem: z wzgó­rza­mi poro­śnię­ty­mi sta­rym lasem i archi­tek­tu­rą, któ­ra opo­wia­da histo­rię bez słów.

W tym zesta­wie­niu znaj­dziesz 5 miejsc na War­mii, któ­re zachwy­ca­ją atmos­fe­rą, wido­ka­mi i auten­tycz­no­ścią. Takich, w któ­rych war­to się zgu­bić – choć­by na chwi­lę.

Rasząg. Kościół jak z Disneya

To mała wieś, któ­rą łatwo prze­oczyć na mapie. Ale ci, któ­rzy tam tra­fią, są nią ocza­ro­wa­ni. Rasząg leży nad nie­wiel­kim jezio­rem, a jego naj­więk­szą atrak­cją jest neo­ro­mań­ski kościół ewan­ge­lic­ki z począt­ku XX wie­ku. Wyglą­da jak z baj­ki Disneya – zbu­do­wa­ny z kamie­ni polnych, poło­żo­ny na wzgó­rzu, z okrą­głą wie­żą, z któ­rej roz­ta­cza się widok na wieś i jezio­ro.

Kościół ewan­ge­lic­ki w Raszą­gu, fot. Mie­czy­sław Kal­ski

Wnę­trze kościo­ła to osob­na histo­ria – błę­kit­ne witra­że i skle­pie­nie w deli­kat­nym odcie­niu, któ­re har­mo­ni­zu­ją z ciem­nym drew­nem ołta­rza i ławek. To miej­sce, któ­re robi wra­że­nie spo­ko­jem i kli­ma­tem, zupeł­nie ina­czej niż zwy­kłe świą­ty­nie.

Poza kościo­łem, w Raszą­gu znaj­dziesz też dwie przy­droż­ne kaplicz­ki z XIX i XX wie­ku oraz kato­lic­ką kapli­cę Mat­ki Boskiej Czę­sto­chow­skiej z cza­sów powo­jen­nych. Dla miło­śni­ków histo­rii jest tu tak­że zabyt­ko­wy park dwor­ski i sta­ra kuź­nia, świa­dec­two daw­nej kul­tu­ry tech­nicz­nej wsi.

Rasząg to ide­al­ne miej­sce na spo­koj­ny spa­cer i zanu­rze­nie się w praw­dzi­wy war­miń­ski kli­mat, bez tłu­mów tury­stów. To taka cicha baj­ka, któ­rą war­to poznać.

Rozlewisko Łyny w Brąswałdzie

Kil­ka kilo­me­trów od Olsz­ty­na znaj­du­je się Roz­le­wi­sko Łyny w Brą­swał­dzie. Tu rze­ka pły­nie dość sze­ro­ko, momen­ta­mi przy­po­mi­na wiel­ko­ścią jezio­ro. Przez jed­no jezio­ro – Mosąg — nawet prze­pły­wa. To nie­wiel­ki, more­no­wy akwen o muli­stym dnie i boga­tej roślin­no­ści, chęt­nie odwie­dza­ny przez węd­ka­rzy szu­ka­ją­cych szczu­pa­ka, san­da­cza czy oko­nia. To też natu­ral­na oaza spo­ko­ju, w któ­rej wod­ne pta­ki – cza­ple, żura­wie czy kacz­ki – czu­ją się jak u sie­bie.

Roz­le­wi­sko to teren ide­al­ny do relak­su, spa­ce­rów czy wycie­czek rowe­ro­wych. Czuć tu bli­sko­ści natu­ry i jed­no­cze­śnie jest nie­da­le­ko mia­sta. Roz­le­wi­sko peł­ni też waż­ną rolę ochron­ną. Zatrzy­mu­je nad­miar wody i poma­ga w wal­ce z powo­dzia­mi.

Dodat­ko­wo, Brą­swałd może się poszczy­cić elek­trow­nią wod­ną, dzia­ła­ją­cą nie­prze­rwa­nie od 1937 roku. Elek­trow­nia ta, zbu­do­wa­na na kana­le łączą­cym Łynę z oko­licz­ny­mi jezio­ra­mi, to tech­ni­czy maj­stersz­tyk tam­tych cza­siw. Cały czas dzia­ła. Regu­lu­je poziom wód i wspie­ra lokal­ny eko­sys­tem.

Cały ten teren, z roz­le­wi­ska­mi, jezio­rem i elek­trow­nią, two­rzy uni­kal­ny kra­jo­braz – suro­wy, spo­koj­ny i pełen życia – któ­ry przy­po­mi­na uję­cia zna­ne z doku­men­tów Natio­nal Geo­gra­phic. Ide­al­nie poka­zał to na fil­mie Robert Macze­ta.

Sielskie-anielskie wsie warmińskie

Na War­mii są wsie, do któ­rych chce się wra­cać. Nie dla­te­go, że coś się tam dzie­je, ale wła­śnie dla­te­go, że dzie­je się nie­wie­le. Sta­re domy z czer­wo­nej cegły, kaplicz­ki na roz­sta­jach, drew­nia­ne pło­ty, za któ­ry­mi rosną jabło­nie. Cza­sem bru­ko­wa­na dro­ga, cza­sem tyl­ko polna, wiją­ca się mię­dzy wzgó­rza­mi. Idziesz taką dro­gą i nagle – widok jak z baj­ki. Łąki, drze­wa, cisza. Tyl­ko wiatr, śpiew pta­ków i gda­ka­nie kur, któ­re spo­koj­nie prze­cho­dzą przez dro­gę, jak­by to one tu rzą­dzi­ły.

Wsie takie jak Butry­ny, Gło­to­wo czy Kle­bark mają w sobie coś, co trud­no opi­sać. Może to spo­kój, może histo­ria, któ­ra sie­dzi w murach i cie­niu sta­rych drzew?

Kabor­no 33. Zabyt­ko­wa war­miń­ska cha­łu­pa, fot. Archetyp/Wikipedia

Wie­le jest tu wsi, któ­re zachwy­ca­ją już od pierw­sze­go spoj­rze­nia. Gie­trz­wałd kusi histo­rią, licz­ny­mi deska­la­mi i boski­mi pej­za­ża­mi. Kabor­no to z kolei pereł­ka war­miń­skiej archi­tek­tu­ry drew­nia­nej – domy z cha­rak­te­rem, zadba­ne obej­ścia, wszyst­ko w zgo­dzie z tra­dy­cją. Gro­ni­ty i Pra­sli­ty poka­zu­ją, jak waż­na jest codzien­na tro­ska o oto­cze­nie. Ukwie­co­ne ogród­ki, odno­wio­ne ele­wa­cje, porzą­dek – to wszyst­ko spra­wia, że nawet krót­ki spa­cer zamie­nia się w przy­jem­ność.

A potem są Skaj­bo­ty – wieś niby zwy­czaj­na, ale z przy­stan­kiem auto­bu­so­wym, któ­ry sam w sobie stał się lokal­ną atrak­cją. Kolo­ro­wy, ręcz­nie malo­wa­ny, wyglą­da jak wycię­ty z książ­ki. Stoi na tle zie­le­ni i jak­by zapra­sza: „usiądź, popatrz, nie śpiesz się”. I dokład­nie o to cho­dzi na War­mii – żeby się nie spie­szyć.

Przy­sta­nek w Skaj­bo­tach, fot. Ada Roma­now­ska

Na War­mii nawet nazwy wsi mają swo­ją magię. Brzmią swoj­sko, siel­sko-aniel­sko. To wła­śnie one two­rzą pierw­sze dobre wra­że­nie. Trąb­ki, Pup­ki, Kłód­ka, Zgo­da i Wygo­da – brzmią spo­koj­nie, cie­pło, cza­sem z przy­mru­że­niem oka. Siła – jak miej­sce, gdzie odzy­sku­je się rów­no­wa­gę. Plu­ski – jak waka­cyj­na pocz­tów­ka. Myki – krót­kie i zadzior­ne. Świąt­ki – jak modli­twa wpi­sa­na w kra­jo­braz. Zającz­ki – jak z baj­ki. W Ław­kach łatwo się zasie­dzieć. W Sza­tan­kach — zgrze­szyć. A Swo­bod­na? Tam świat jak­by mniej się spie­szył. Aż chce się zdjąć buty.

War­mia ma w sobie coś, cze­go nie da się pod­ro­bić. Tu wsie są ciche, auten­tycz­ne i pięk­ne w swo­jej pro­sto­cie. To wła­śnie tu moż­na napraw­dę odpo­cząć – bez wiel­kich słów, ale z sze­ro­kim wido­kiem na nie­bo.

Staj­nia w Redy­kaj­nach, fot. Ada Roma­now­ska

Puszcza Ramucka. Dzikie serce Warmii

To jest wła­śnie to – miej­sce, któ­re w peł­ni odda­je cha­rak­ter War­mii: dzi­kie, auten­tycz­ne, peł­ne spo­ko­ju i przy­rod­ni­czej głę­bi. Pusz­cza Ramuc­ka, będą­ca czę­ścią więk­szej Pusz­czy Napi­wodz­ko-Ramuc­kiej, to gęsty, sta­ry las roz­cią­ga­ją­cy się w mię­dzy Olsz­ty­nem, Sta­wi­gu­dą, Butry­na­mi a Pur­dą. Choć znaj­du­je się bli­sko cywi­li­za­cji, spra­wia wra­że­nie zupeł­nie odcię­te­go świa­ta.

To nie jest miej­sce na szyb­kie „zali­cze­nie punk­tu na mapie”. To teren, w któ­rym war­to się zanu­rzyć – pie­szo, na rowe­rze albo po pro­stu z apa­ra­tem w ręku. Gęste koro­ny dębów, buków i sosen prze­pusz­cza­ją tyl­ko frag­men­ty świa­tła, two­rząc ide­al­ne warun­ki do zdjęć z leśnym kli­ma­tem.

Tu, w Pusz­czy Ramuc­kiej, dzi­kość jest na wycią­gnię­cie ręki, fot. arch. pry­wat­ne

Pusz­cza Ramuc­ka ota­cza wie­le uro­kli­wych jezior, któ­re nada­ją temu miej­scu wyjąt­ko­we­go cha­rak­te­ru. Wśród nich znaj­du­ją się m.in. jezio­ra Kie­lar­skie, Łań­skie, Plusz­ne, Ustrych oraz Miał­kie. Ich czy­ste wody i natu­ral­ne brze­gi spra­wia­ją, że Pusz­cza Ramuc­ka to praw­dzi­wy raj dla miło­śni­ków ciszy i kon­tak­tu z dzi­ką natu­rą. Moż­na tu też spo­tkać jele­nie, dzi­ki, lisy, bobry, a tak­że wie­le gatun­ków pta­ków, w tym rzad­kie dra­pież­ni­ki.

Ale pusz­cza to nie tyl­ko las, to też żywa księ­ga histo­rii. Daw­niej sta­no­wi­ła klej­not „Zie­lo­ne­go Ser­ca Prus Wschod­nich” i kró­lew­skie tere­ny łowiec­kie. Póź­niej, w cza­sach PRL, jej obrze­ża nad jezio­rem Łań­skim skry­wa­ły taj­ną rezy­den­cję rzą­do­wą. To wła­śnie tu wypo­czy­wa­li i podej­mo­wa­li waż­ne decy­zje Bie­rut, Gomuł­ka czy Gie­rek. I szu­ka­li wra­zeń, o któ­rych krą­ży­ły legen­dy.

Dziś nie ma tu jed­nej głów­nej atrak­cji. Pusz­cza to całość – eko­sys­tem, któ­ry dzia­ła jak natu­ral­na kap­su­ła spo­ko­ju i inspi­ra­cji. Ścież­ki pro­wa­dzą przez teren, gdzie co krok moż­na natknąć się na wyjąt­ko­we kadry – nie­po­zor­ne zakrę­ty, leśne pola­ny czy gła­zy, któ­re wyglą­da­ją, jak­by od wie­ków strze­gły tajem­nic tego miej­sca.

Choć teren jest rezer­wa­tem, jest dostęp­ny z wie­lu stron i dobrze zna­ny lokal­nym miesz­kań­com. To ulu­bio­ne miej­sce na week­en­do­we mikro­wy­pra­wy, spa­ce­ry z psem, poran­ny bieg wśród szu­mu liści czy po pro­stu chwi­lę samot­no­ści z dala od wszyst­kie­go.

Jeśli szu­kasz miej­sca, któ­re daje prze­strzeń, oddech i poczu­cie kon­tak­tu z czymś star­szym niż cywi­li­za­cja – to wła­śnie tu.

Zalew Wiślany. Jak z filmu, tylko lepiej

Choć War­mia rzad­ko koja­rzy się z mor­ski­mi kli­ma­ta­mi, połu­dnio­wy brzeg Zale­wu Wiśla­ne­go potra­fi zasko­czyć. To takie „morze wewnętrz­ne”. To roz­le­gła tafla wody, pasy szu­wa­rów cią­gną­ce się kilo­me­tra­mi i pta­ki, któ­re robią wię­cej zamie­sza­nia niż stat­ki na redzie. Zalew to mek­ka dla żegla­rzy, kaja­ka­rzy i orni­to­lo­gów – poziom wody potra­fi zmie­nić się tu o pół­to­ra metra w cią­gu doby, a po nie­bie krą­żą tysią­ce cza­pli, kor­mo­ra­nów i innych wod­nych wędrow­ców.

Wie­ża Radzie­jow­skie­go we From­bor­ku, a w tle zachód słoń­ca nad Zale­wem Wiśla­nym, fot. Wie­ża Radziejowskiego/Facebook

From­bork, naj­więk­sze mia­sto po war­miń­skiej stro­nie, wyglą­da jak pocz­tów­ka z cza­sów Koper­ni­ka – dosłow­nie, bo to tu pra­co­wał nad teo­rią helio­cen­trycz­ną. Wzgó­rze Kate­dral­ne z czer­wo­ny­mi dacha­mi, mura­mi obron­ny­mi i wyso­ką wie­żą spra­wia, że łatwo poczuć się jak w śre­dnio­wiecz­nym seria­lu. A widok z wie­ży Radzie­jow­skie­go? Total­na baj­ka – Zalew, mie­rze­ja, a w pogod­ny dzień nawet Kry­ni­ca Mor­ska na hory­zon­cie.

W oko­li­cy war­to też zbo­czyć z głów­ne­go szla­ku – cho­ciaż­by do Kamie­ni­cy Elblą­skiej czy na przy­stań w Sucha­czu, gdzie nadal czuć kli­mat sta­rej żeglar­skiej War­mii. I jeśli myślisz, że wszyst­ko już widzia­łeś – poszu­kaj świę­te­go kamie­nia, olbrzy­mie­go gła­zu w wodach Zale­wu. Wyglą­da jak pra­daw­ny relikt fan­ta­sy – i rze­czy­wi­ście, był ołta­rzem ofiar­nym Pru­sów.