Barokowa polichromia przetrwała wieki, ogień i czas. Dziś staje się symbolem walki o skolicki kościół – i pamięć, którą malowano tu nie tylko farbą, ale wiarą i historią.
Skolity – niewielka wieś w gminie Świątki, zaledwie kilka kilometrów od Olsztyna. Dziś mieszka tu około 300 osób. Tyle samo, co dwieście lat temu.
Wieś wygląda niepozornie, ale historia zrobiła tu przystanek. I to z wysokiej półki – jedną noc spędził tu sam cesarz Napoleon. Zatrzymał się na plebanii. Budynek stoi do dziś.
Skolity założono w 1348 roku z inicjatywy biskupa warmińskiego Hermana z Pragi. Ale zanim pojawili się osadnicy, ziemie te należały do Pogezanów – pruskiego plemienia, które przez dziesięciolecia opierało się Krzyżakom.
Wieś przetrwała wojny, zmiany granic, systemów i epok. Domy się zmieniały. Ludzie – też.
Najwięcej o Skolitach może powiedzieć kościół. Stoi tu od XIV wieku. Przeżył Napoleona, zabory, wojny i czasy, o których nikt już nie pamięta. Nic dziwnego, że to właśnie on zna tę wieś najlepiej.

Wystarczyła iskra
To świątynia pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Parafia powstała tu w 1600 roku, ale historia kościoła sięga jeszcze dalej – to już trzecia świątynia stojąca w tym miejscu. Poprzednia, drewniana, spłonęła w 1708 roku. W tamtych czasach wystarczyła iskra, zapomniana świeca czy uderzenie pioruna, by cały budynek pochłonęły płomienie.
- Ale była wtedy jakaś zaraza, pandemia. Nie wiadomo, czy ktoś podpalił kościół w strachu przed śmiercią, a może to po prostu tragiczny los — opowiada proboszcz Stanisław Sito. — Wiele rzeczy mogło się wtedy zdarzyć. Na szczęście z pożaru zachował się tryptyk z połowy XVI wieku – to prawdziwa perełka. Główny ołtarz też ocalał. Pochodzi z XVII wieku. Może go uratowano, może wyniesiono… Może celowo spalono tylko część kościoła. Nie znamy historii, możemy tylko przypuszczać.
Obecny kościół to solidna, murowana budowla z cegły na kamiennej podmurówce. Wieża – połączenie drewna i muru – przyciąga wzrok swoją formą. W latach 1907–1909 świątynię gruntownie przebudowano w stylu neogotyckim, dobudowując transept, prezbiterium oraz podnosząc mury i dach. Tak powstała forma, którą widzimy dzisiaj.
- Na szczęście Armia Czerwona nie zniszczyła kościoła. Były pewne incydenty, ale świątyni nie zdewastowano. Podobno ksiądz Jan Hanowski porozumiał się z komendantem wojskowym Olsztyna i kościoły zostały oszczędzone. Ale księża już nie mieli tyle szczęścia – wielu zostało zamordowanych albo wywiezionych na Syberię — dodaje proboszcz.

Skarby we wnętrzu
Wnętrze świątyni to prawdziwa skarbnica sztuki i historii. Szczególne miejsce zajmuje barokowa polichromia stropu, wykonana w latach 1753–1763 przez Antoniego Gnillerepsa z Dobrego Miasta. Została odrestaurowana w 1913 roku przez Ferdynanda Buscha z Berlina. Malowidła, utrzymane w technice tempery, zdobią drewniany strop, a wśród nich znajdują się także trzy olejne obrazy na płótnie: św. Jan Ewangelista z kielichem i wężem, Matka Boska z lilią i zwierciadłem oraz Chrystus Zbawiciel z kulą ziemską. Zachowane napisy potwierdzają zarówno datę powstania, jak i późniejszą renowację.
Obok polichromii na szczególną uwagę zasługuje renesansowy tryptyk z 1557 roku – polichromowane drewno o imponujących rozmiarach (165 x 300 cm), przedstawiające świętych i sceny pasyjne. To właśnie on „wyrwał się” płomieniom.
Warto zwrócić uwagę na wyjątkowe konfesjonały – rzadko spotykane, bo ozdobione malowidłami o głębokim znaczeniu symbolicznym. W jednym z nich widnieje Maria Magdalena. Jej historia to opowieść o przemianie – od życia pełnego błędów do odkupienia i pełnej oddania relacji z Bogiem. Umieszczenie jej postaci na konfesjonale jest więc niezwykle wymowne – to przypomnienie, że każdy, kto przychodzi do spowiedzi, ma szansę na przebaczenie i nowy początek.

W drugim konfesjonale ukazano świętego Piotra. Widzimy go w chwili, gdy ze strachu zaparł się Jezusa. To poruszające przypomnienie o ludzkiej słabości. Pokazuje, że każdy może się potknąć. Ale też, że żal, skrucha i przebaczenie są możliwe, nawet po ciężkim upadku.
– To bardzo mocne przesłanie – podkreśla proboszcz Stanisław Sito. – Te malowidła są też wyjątkowe w skali regionu. Tego typu symboliczne zdobienia nie pojawiały się w kościołach ewangelickich na Prusach Górnych i Mazurach. To jeszcze mocniej podkreśla unikalność katolickiej tradycji Warmii.
Gospodarz, który zapuścił korzenie
Nie jest więc przypadkiem, że to właśnie w Skolitach ksiądz Stanisław Sito postanowił zakorzenić swoją kapłańską posługę. Choć pochodzi z Wadowic Górnych na Podkarpaciu, z Warmią zetknął się jeszcze przed święceniami – i od razu poczuł, że to miejsce wyjątkowe.
– Zanim zostałem księdzem, przyjeżdżałem tu jako młody chłopak, do kolegów z seminarium. Ciągnęło mnie nad jeziora, inspirowała też historia i geografia. Początkowo nie odróżniałem Warmii od Mazur. Dziś wiem, czym się różnią. Warmia to kapliczki, metalowe krzyże przy wjazdach do domostw. One były charakterystyczne – robione z cienkiego pręta. Tego nie ma na Mazurach – wspomina proboszcz z uśmiechem. — Tutaj, na Warmii, jestem już 39 lat. Dziś Skolity to moje miejsce na ziemi, choć tu jestem krócej. Nie wyobrażam sobie powrotu do rodzinnych stron, bo tutaj zapuściłem korzenie. Mama nawet mi mówi: „Dziecko, ty już jesteś stamtąd”. I ma rację, jestem stąd. Tu zapuściłem korzenie. Tu jest mój dom. Ale czy jestem Warmiakiem? Trudne pytanie. Może jeszcze nie czas na odpowiedź. Ale jedno wiem – tu jestem u siebie, nawet jeśli pochodzę z drugiego końca Polski.

Dziedzictwo, które trzeba ratować
W 2022 roku parafia straciła swojego proboszcza, księdza Jakuba Ilczuka. Miał zaledwie 43 lata. Był nie tylko duszpasterzem, ale i społecznikiem – człowiekiem, któremu szczególnie zależało na ocaleniu skolickiego kościoła. Wiedział, że bez pilnych prac konserwatorskich świątynia może bezpowrotnie utracić swoje dziedzictwo.
Szczególnym zagrożeniem były polichromie – odpadające ze stropu i ścian. Gdy nie udało się uzyskać dotacji z Ministerstwa Kultury, ksiądz Ilczuk zorganizował zbiórkę internetową. Jego dzieło kontynuuje dziś ksiądz Sito. Dzięki wsparciu lokalnej społeczności i gminy udało się zdobyć dofinansowanie:
– Otrzymaliśmy 1,1 miliona złotych z Polskiego Ładu – mówi proboszcz Stanisław Sito. – Planujemy remont dachu – całkowitą wymianę pokrycia i zniszczonych elementów konstrukcji. Do tego dochodzi wieża – jej struktura i pokrycie – oraz naprawa części drewnianych we wnętrzu. A co z polichromiami? Na razie ich stan nie wydaje się tragiczny, ale trzeba to dokładnie ocenić. Chcemy działać etapami: od dachu, przez wieżę, aż po wnętrze. Wszystko po to, by ten kościół mógł służyć kolejnym pokoleniom.
Napoleon w Skolitach
To właśnie w Skolitach, w lutym 1807 roku Napoleon spędził jedną noc. Zatrzymał się na plebanii – dziś to siedziba sołectwa. Miejsce było skromne, ale cesarzowi wystarczyło. Problem był tylko z ogrzewaniem. Na opał poszły meble – biurko, komoda i dwie szafy. Tak zdecydował sam Napoleon. W kominku miało się palić, niezależnie od ceny.
Wieczorem do pracy ruszyli żołnierze. Potrzebowali jedzenia i zapasów. Zabrali wszystko, co uznali za przydatne. Do garnka trafiły owce, gęsi, kaczki, a nawet krowa. Konie wypiły i zjadły, ile mogły – głównie owsa, który był wtedy na wagę złota. Rano zniknęły też cztery konie, uprząż, sanie i wóz z żelaznymi obręczami.
Proboszcz Antoni Kleinkowski nie próbował interweniować. Ale wszystko dokładnie spisał. Straty wycenił na 822 talary. Napoleon zapłacił tylko za krowę zrabowaną przez jego ludzi. Zostawił na plebanii jednego talara.
Życie parafii dziś
Parafia w Skolitach liczy około 1000 wiernych (dane z 2013 roku). Obejmuje także wsie Gołogóra, Włodowo, Łumpia, Trokajny, Brzeźno i Niklawie. Działa tu kościół filialny pw. Matki Boskiej Częstochowskiej we Włodowie – dawniej ewangelicki, dziś katolicki. Parafię prowadzą księża salezjanie, w duchu swojego charyzmatu: blisko ludzi, z troską o wspólnotę.
GALERIA | Zobacz architekturę i zabytki kościoła w Skolitach


































































