Kie­dyś było ich wię­cej – dziś po wie­lu war­miń­skich jezio­rach zosta­ły tyl­ko wspo­mnie­nia. Jezio­ro Faj­fe­rek, Pło­ci­du­ga, a nawet mniej­sze akwe­ny znik­nę­ły w mro­ku histo­rii. Co spra­wia, że War­mia stop­nio­wo tra­ci swo­je wod­ne skar­by?

War­mia, choć czę­sto mylo­na z sąsied­ni­mi Mazu­ra­mi, ma swo­je wła­sne wod­ne opo­wie­ści. W gra­ni­cach admi­ni­stra­cyj­nych mia­sta znaj­du­je się aż 16 jezior, z cze­go 14 prze­kra­cza 1 ha powierzch­ni. Łącz­nie wszyst­kie jezio­ra zaj­mu­ją 725 ha. To ponad 1000 peł­no­wy­mia­ro­wych boisk pił­kar­skich albo pięć razy wię­cej niż powierzch­nia Waty­ka­nu. Robi wra­że­nie, praw­da?

Jezio­ra to praw­dzi­wy skarb natu­ry. A tak wie­le akwe­nów w gra­ni­cach mia­sta to rzad­kość. Kie­dyś było ich jesz­cze wię­cej. Olsz­tyn nie­mal bił rekord. Ile jezior znik­nę­ło? I dla­cze­go?

Jeziora, które pamiętają tylko stare mapy

Olsz­tyn skry­wa histo­rie jezior, któ­re dziś ist­nie­ją jedy­nie na sta­rych pla­nach mia­sta. Jezio­ro Faj­fe­rek kie­dyś tęt­ni­ło życiem w ser­cu mia­sta, mię­dzy dzi­siej­szy­mi uli­ca­mi Grun­waldz­ką, Sza­rych Sze­re­gów, War­szaw­ską, Jagiel­loń­czy­ka i Zawi­szy Czar­ne­go. W 1845 roku otwar­to tu nawet miej­skie kąpie­li­sko. Ale sie­lan­ka nie trwa­ła dłu­go. W 1857 roku jezio­ro tra­fi­ło w ręce Adol­fa Hiple­ra (ojciec zna­ne­go histo­ry­ka i kano­ni­ka war­miń­skie­go Fran­za Hiple­ra), któ­ry w 1882 roku posta­no­wił je osu­szyć, spusz­cza­jąc wodę kana­łem do Łyny. Po akwe­nie zosta­ły Łąki Faj­fer­skie, któ­re z cza­sem zamie­ni­ły się w wysy­pi­sko śmie­ci, a dziś są ogród­ka­mi dział­ko­wy­mi. Ślad po daw­nym jezio­rze? Gdzieś na tyłach ul. Polnej, jeśli dobrze się przyj­rzeć.

Nazwę jezio­ro Faj­fe­rek wzię­ło praw­do­po­dob­nie od nazwi­ska Mar­ci­na Pfe­if­fe­ra, ostat­nie­go wła­ści­cie­la mły­na, któ­ry znaj­do­wał się w oko­li­cy. Ale w tym cza­sie w Olsz­ty­nie miesz­ka­ło kil­ka osób o tym nazwi­sku, m.in. fabry­kant. Moż­li­we więc, że nazwa jezio­ra pocho­dzi od innej oso­by o tym nazwi­sku.

Ogród­ki dział­ko­we w miej­scu daw­ne­go jezio­ra Faj­fe­rek, fot. Sta­ni­sław Czachorowski/Wikipedia

Podob­ny los spo­tkał jezio­ro Pło­ci­du­ga Duża, któ­re nie­gdyś roz­cią­ga­ło się mię­dzy osie­dlem Mlecz­na, ul. Tuwi­ma i al. War­szaw­ską. Osu­szo­ne w XIX wie­ku na potrze­by łąk do wypa­su koni, przez lata poro­sło trzci­ną. Ale natu­ra lubi zaska­ki­wać. W 2024 roku inten­syw­ne desz­cze i pod­to­pie­nia wywo­ła­ne przez bobry (te pra­co­wi­te stwo­rze­nia podziu­ra­wi­ły wał prze­ciw­po­wo­dzio­wy!) spra­wi­ły, że Pło­ci­du­ga na chwi­lę wró­ci­ła. Woda z Łyny zala­ła daw­ne tere­ny, two­rząc natu­ral­ny zbior­nik reten­cyj­ny. Eks­per­ci prze­wi­du­ją jed­nak, że to chwi­lo­we oży­wie­nie – gdy poziom wód opad­nie, trzci­ny znów przej­mą kon­tro­lę.

- War­to dostrzec waż­ne pro­ce­sy i pomy­śleć o inwe­sty­cjach dla przy­ro­dy. I dla czło­wie­ka. Czy­li wyko­rzy­stać w jesz­cze więk­szym stop­niu reten­cyj­ne moż­li­wo­ści Pło­ci­du­gi. Będzie chro­nić Olsz­tyn w cza­sie desz­czo­wych nawał­nic i reten­cjo­no­wać wodę, by prze­ciw­dzia­łać nasi­la­ją­cym się suszom. A te pierw­sze i te dru­gie będą coraz inten­syw­niej­sze — zwra­ca uwa­gę eko­log Sta­ni­sław Cza­cho­row­ski z Uni­wer­sy­te­tu War­miń­sko-Mazur­skie­go na swo­im blo­gu „Pro­fe­sor­skie gada­nie”. — Pło­ci­du­ga zawsze będzie płyt­ka. Spor­tów wod­nych tu nie będzie. Nato­miast może być zna­ko­mi­tym użyt­kiem eko­lo­gicz­nym i edu­ka­cyj­nym, jako uzu­peł­nie­nie do funk­cji reten­cyj­nej. Na daw­nej wyspie może powstać edu­ka­cyj­ne sta­no­wi­sko arche­olo­gicz­ne.

Olsz­tyn (Allen­ste­in) na mapie z 1803 roku, fot. Wiki­pe­dia

I doda­je: — A cóż zna­czy Pło­ci­du­ga? Nazwa sto­sun­ko­wo nowa, bo poja­wi­ła się dopie­ro w dru­giej poło­wie XX wie­ku. Pier­wot­nie była to… Pło­cu­du­pa. (…) Ale nie zawsze sło­wo „dupa” ozna­cza­ło wul­gar­ne okre­śle­nie czę­ści cia­ła na czte­ry lite­ry, na któ­rych zasia­da­my (dłoń ma też czte­ry lite­ry i zaczy­na się na „d”). Jak wyczy­ta­łem, daw­niej dupa ozna­cza­ło na przy­kład dol­ną część bar­ci. Być może z bie­giem cza­su sło­wo nabra­ło wul­gar­ne­go cha­rak­te­ru, gdy za jego pomo­cą nazy­wać zaczę­li­śmy miej­sce, gdzie koń­czą się ple­cy? (…) W przy­ro­dzie i w języ­ku nie ma nic sta­łe­go.

Sta­ni­sław Cza­cho­row­ski poka­zu­je zresz­tą ooko­li­ce Pło­ci­du­gi na swo­im kana­le Youtu­be.

Nie tyl­ko Faj­fe­rek i Pło­ci­du­ga znik­nę­ły z kra­jo­bra­zu. Jezio­ro Małe Kle­bar­skie koło Kle­bar­ka Wiel­kie­go, Jezio­ro Cho­in­ki na tere­nie Kor­to­wa, Jezio­ro Pel­no­ga nie­da­le­ko Wadą­gu czy Jezio­ro Motek przy ul. Jezior­nej i Siel­skiej – wszyst­kie podzie­li­ły podob­ny los, ustę­pu­jąc miej­sca łąkom, osie­dlom czy pod­mo­kłym tere­nom.

Jezioro, które wróciło

Jezio­ro Trac­kie to dziś naj­płyt­szy zbior­nik wod­ny w Olsz­ty­nie. Jego mak­sy­mal­na głę­bo­kość nie prze­kra­cza 5 m. Pod powierzch­nią kry­je się jed­nak histo­ria peł­na zwro­tów akcji. W XIX wie­ku pogłę­bio­no jego odpływ, co zapo­cząt­ko­wa­ło pro­ces zani­ka­nia jezio­ra. W 1880 roku zmie­ni­ło się w mokra­dła, a do 1917 roku cał­ko­wi­cie wyschło, ustę­pu­jąc miej­sca łące. Gdy­by nie seria błę­dów przy budo­wie nasy­pu kole­jo­we­go, pew­nie dziś nikt już by o nim nie pamię­tał. Ale natu­ra dopi­sa­ła wła­sne zakoń­cze­nie – woda wró­ci­ła, a wraz z nią jezio­ro.

Co cie­ka­we, jego histo­ria spla­ta się z dzie­ja­mi mająt­ku Track (daw­niej Traut­zig), wspo­mi­na­ne­go już w XIV wie­ku. Wła­śnie z tym mająt­kiem, a nie tyl­ko z hydro­lo­gią, wią­że się zmien­ny los jezio­ra – susze­nie, odzy­ski­wa­nie wody i pró­by prze­kształ­ce­nia kra­jo­bra­zu. Na szczę­ście w tym przy­pad­ku woda wygra­ła z czło­wie­kiem.

Jezio­ro dziś cie­szy się spo­ko­jem, nie ma dużej pre­sji tury­stycz­nej. Dzię­ki temu zacho­wa­ło swój natu­ral­ny cha­rak­ter. To raj dla ptac­twa wod­ne­go, a tak­że dobre łowi­sko dla węd­ka­rzy – wystę­pu­ją tu m.in. lesz­cze, pło­cie i oko­nie.

Ile jezior zostało na Warmii?

Na War­mii, w odróż­nie­niu od Mazur, licz­ba jezior nie jest łatwa do usta­le­nia. Sza­cu­je się, że w gra­ni­cach histo­rycz­ne­go regio­nu znaj­du­je się dziś od 100 do 150 jezior róż­nej wiel­ko­ści. Dokład­na licz­ba zale­ży od tego, jak je liczy­my – czy uwzględ­nia­my tyl­ko więk­sze akwe­ny, czy tak­że mniej­sze i okre­so­we. Dla porów­na­nia, Mazu­ry szczy­cą się ponad 2000 jezio­ra­mi. War­mia, choć skrom­niej­sza w tej kwe­stii, wciąż zacho­wu­je swój wod­ny cha­rak­ter – przy­naj­mniej na razie.

Ilu jezior już nie ma na Warmii?

Pre­cy­zyj­na odpo­wiedź na pyta­nie, ile jezior wyschło lub zosta­ło osu­szo­nych na War­mii, pozo­sta­je zagad­ką, bo nie mamy peł­ne­go reje­stru histo­rycz­ne­go. W oko­li­cach same­go Olsz­ty­na zna­my co naj­mniej sześć udo­ku­men­to­wa­nych przy­pad­ków – od Faj­fer­ka po Pło­ci­du­gę. W ska­li całe­go regio­nu licz­ba ta może się­gać dzie­sią­tek, a nawet prze­kra­czać set­kę, jeśli doli­czy­my mniej­sze, bez­i­mien­ne zbior­ni­ki. W XIX wie­ku Niem­cy maso­wo osu­sza­li akwe­ny pod pola i pastwi­ska, a w XX wie­ku Pola­cy kon­ty­nu­owa­li te dzia­ła­nia, zwłasz­cza po woj­nie. Do tego docho­dzą natu­ral­ne pro­ce­sy, jak zara­sta­nie czy wysy­cha­nie, któ­re nabra­ły tem­pa w ostat­nich deka­dach.

Dlaczego jeziora znikają?

Sta­ni­sław Cza­cho­row­ski wyja­śnia, że jezio­ra zni­ka­ją od wie­ków, ale obec­nie ten pro­ces znacz­nie przy­spie­szył.

– Zara­sta­nie i zani­ka­nie jezior to pro­ces natu­ral­ny. Naj­czę­ściej w miej­scu jezior powsta­ją tor­fo­wi­ska. To pro­ces bar­dzo powol­ny — tłu­ma­czy pro­fe­sor. — Znacz­nie bar­dziej za zani­ka­nie jezior odpo­wia­da czło­wiek. Zwłasz­cza w XVIII i XIX wie­ku, w cza­sach daw­nych Prus Wschod­nich, w wyni­ku melio­ra­cji i osu­sza­nia znik­nę­ło wie­le jezior.

Niski stan wód potwier­dzo­no tak­że pod­czas ostat­nich badań ponad 100 akwe­nów znaj­du­ją­cych się w obsza­rze Pusz­czy Napi­wodz­ko-Ramuc­kiej. Zwró­co­no też uwa­gę na część połu­dnio­wej War­mii. Naj­bar­dziej ude­rza­ją­cy jest widok Jezio­ra Plusz­ne, gdzie odsło­nię­cie brze­gów jest wyjąt­ko­wo wyraź­ne – wystar­czy spoj­rzeć na korze­nie olch, któ­re jesz­cze nie­daw­no były zanu­rzo­ne w wodzie. Podob­na sytu­acja jest w jezio­rze Gim w Nowej Kalet­ce, gdzie od kil­ku lat poziom wody sys­te­ma­tycz­nie opa­da. Nie­dłu­go z pomo­stów będzie moż­na dotknąć jedy­nie pia­chu.

Jezio­ro Plusz­ne Wiel­kie. Zachód słoń­ca z łabę­dziem, fot. Peritus/Wikipedia

Nawet 30 metrów mniej

Zni­ka­ją­ce jezio­ra to pro­blem nie tyl­ko War­mii. Jezio­ra wysy­cha­ją rów­nież na Mazu­rach. W Kra­inie Tysią­ca Jezior tych jezior jest coraz mniej. Nie cho­dzi tyl­ko o licz­bę, ale o ich powierzch­nię, któ­ra z roku na rok male­je. Susza hydro­lo­gicz­na i mete­oro­lo­gicz­na spra­wia­ją, że woda nie jest uzu­peł­nia­na przez opa­dy desz­czu, a bez­śnież­ne zimy pogłę­bia­ją pro­blem. W nie­któ­rych miej­scach linia brze­go­wa cof­nę­ła się o 20–30 metrów.

Na świe­cie ponad poło­wa jezior już wysy­cha. Według badań opu­bli­ko­wa­nych na łamach „Scien­ce” rocz­nie z akwe­nów uby­wa­ją 22 miliar­dy ton wody. Wśród głów­nych wino­waj­ców wymie­nia się kry­zys kli­ma­tycz­ny i nad­mier­ną kon­sump­cję wody. Histo­ria zna już takie przy­pad­ki – wystar­czy spoj­rzeć na wysy­cha­ją­ce Jezio­ro Aral­skie w Azji Środ­ko­wej czy Sal­ton Sea w USA.

Na wyciecz­kę wokół „zni­ka­ją­cych jezior” War­mii i Mazur zabie­ra­ją nas twór­cy kana­łu jade­na­ro­we­rze pl.