W Wymoju Konrad i Febronia Sikorowie walczyli o język ojczysty tak, jak potrafili – słodyczami, śpiewem i uporem. Szkoła trwała, dopóki starczyło odwagi i… garstki dzieci.
Na przysłowiowych kartach historii szkoły w Wymoju znajdziemy ogromne zaangażowanie nauczycieli, walkę z szykanami władz niemieckich i smutny epilog dotyczący budynku, w którym naukę pobierały warmińskie dzieci.
Skromne początki
Szkoła w Wymoju była jedną z mniejszych placówek wśród powstałych w latach 1929–1939 na Warmii szkół polskich. To pewien paradoks, bowiem wieś w okresie międzywojennym uchodziła za silny ośrodek polskości.
W głosowaniu plebiscytowym miejscowa społeczność zdecydowanie opowiedziała się za włączeniem Warmii w granice Rzeczypospolitej. W Wymoju stosunek głosów wyniósł 116:51 na korzyść Polski, co – jak wiemy – nie było regułą. Podobna sytuacja miała miejsce w Gietrzwałdzie – dużo propolskich głosów w plebiscycie, wielu chętnych do nauki w polskiej szkole, a finalnie poważne problemy w funkcjonowaniu placówki. Gietrzwałdzki przypadek to oczywiście materiał na inną historię.
W 1930 roku, a więc nieco ponad rok od uchwalenia prawa umożliwiającego mniejszościom narodowym, mieszkającym w Niemczech, organizację tego typu instytucji, na Warmii nastąpił swoisty „wysyp” szkół polskich.
Szkołę w Wymoju otwarto 23 października 1930 roku w budynku należącym do Marty Stinkowej, a pierwszym kierownikiem został Konrad Sikora, którego w pracy wspomagała żona – Febronia. Na pierwsze zajęcia przyszło zaledwie pięciu uczniów, pomimo że rodzice zadeklarowali chęć nauki trzydzieściorga dzieci.
Nad szkołą cały czas wisiała groźba zamknięcia, ponieważ liczba uczniów oscylowała wokół dziesięciu, a w 1937 roku spadła do siedmiu. Mimo to, szkole w Wymoju udało się przetrwać do 20 sierpnia 1939 roku.

Słodki podstęp
Febronia i Konrad Sikorowie za punkt honoru postawili sobie podniesienie liczby uczniów, odsuwając tym samym widmo likwidacji szkoły. Aby przekonać zastraszoną przez Niemców ludność, musieli zdobyć jej zaufanie. Oboje zgodnie twierdzili, że zaproponowanie różnych form aktywności pozalekcyjnych może od razu nie przynieść oczekiwanego efektu, więc uciekli się do… słodkiego podstępu. Konrad Sikora zaczął przynosić swoim uczniom w prezencie pomarańcze i słodycze, co naturalnie wzbudziło wśród nich entuzjazm.
Z czasem także w szkole w Wymoju wprowadzono śniadania dla dzieci. Pomysł bardzo szybko skopiowali Niemcy.
Droga przez żołądek do serca nie okazała się drogą na skróty i liczba uczniów wzrosła.
Pedagodzy zabrali się także za rozwijanie sfery pozadydaktycznej. Najmłodszymi, w ramach edukacji przedszkolnej, zajęła się Febronia Sikora. Konrad zorganizował chór, wspierał działającą we wsi drużynę piłki nożnej. Warto przy tej okazji pamiętać, że ten sport w Europie dopiero zdobywał popularność. W 1934 roku we Włoszech odbył się przecież zaledwie drugi globalny czempionat w tej dyscyplinie.
Przy szkole prowadzonej przez Sikorów „dom” znalazły również organizacje społeczne – miejscowe koła Towarzystwa Młodzieży i Związku Polaków w Niemczech.

Zakaz nauki polskiego
Władze niemieckie ze szczególną zaciekłością „polowały” na nauczycieli, którzy poza szkołą uczyli języka polskiego polską młodzież, a nawet dorosłych. De facto praktycznie robili to wszyscy pedagodzy. Za naukę języka uznawano chociażby kolportowanie prasy polskiej bądź słuchanie polskich audycji radiowych.
Gdy tylko wykryto – oczywiście za sprawą tzw. „życzliwych” – że Konrad Sikora samoistnie naucza młodzież języka polskiego, od razu usunięto go ze stanowiska i przeniesiono do szkoły polskiej w Jarotach. Sikorę zastąpił Piotr Maciej Jasiek, który – obok Roberta Gransickiego – był jednym z nauczycieli najdłużej pracujących w tej samej placówce w sposób nieprzerwany.
Jasiek kontynuował dzieło swojego poprzednika, rozwijając aktywność pozalekcyjną dzieci i młodzieży w ramach świetlicy, gdzie znajdował się radioodbiornik i biblioteka z polskimi tytułami, w tym m.in. „Gazetą Olsztyńską”. Owa świetlica była miejscem, gdzie Piotr Maciej Jasiek gromadził starszą młodzież na lekcjach polskiego. Niemal natychmiast uznano to za działalność antypaństwową i wytoczono pedagogowi proces sądowy.

Chcecie dojeżdżać do szkoły? Płaćcie
Okres odprężenia w stosunkach polsko-niemieckich na poziomie dyplomatycznym skończył się mniej więcej wraz z nadejściem 1936 roku. W małych wsiach warmińskich nie bawiono się jednak w dyplomację, a szykany niemieckie wymierzone w szkołę w Wymoju uległy zaostrzeniu z końcem 1935 roku.
Punktem zapalnym stało się przeniesienie kilkorga dzieci ze szkoły niemieckiej w Majdach do szkoły polskiej w Wymoju. Rodzice argumentowali ten fakt niewłaściwym zachowaniem niemieckiego nauczyciela. Wymój odwiedził „ulubieniec” polskich nauczycieli – inspektor szkolny Franz Pasternack, który, stosując presję, próbował wymusić na dzieciach korzystne dla nauczyciela z Majd zeznania. Planowano również przeniesienie szkoły z Wymoju do Majd ze względu na większą liczbę uczniów z tej wsi.
Opisywałem już historię, kiedy rodziców posyłających dzieci do szkół polskich zwalniano z pracy lub odmawiano im pomocy socjalnej.
W Wymoju dochodziło jednak do jeszcze większych paradoksów. Dziś wiemy, że niemiecki leśniczy za przejazd furmanki wiozącej dzieci do szkoły żądał każdorazowo trzech marek opłaty.
Lokalna społeczność nie uległa presji i ostatecznie zamiar przeniesienia szkoły do Majd zarzucili sami Niemcy. Po tej przysłowiowej burzy w Wymoju wyszło słońce, bowiem w czerwcu 1936 roku we wsi odbyły się obchody święta dziecka, gromadzące tradycyjnie całą społeczność szkół polskich na Warmii.
Epilog
Stopniowego spadku liczby uczniów nie udało się jednak powstrzymać. W końcu marca 1938 roku troje dzieci opuściło placówkę ze względu na pozbawienie ich rodziców dodatku, przysługującego najbiedniejszym rodzinom. Ponadto dwie absolwentki – Antonina Klaperska i Waleria Schnarbach – przeniosły się aż do Tarnowskich Gór, aby kontynuować naukę w miejscowym gimnazjum. Po ich odejściu do szkoły uczęszczało zaledwie pięcioro dzieci. Dużym nakładem pracy Piotr Maciej Jasiek utrzymał placówkę do 20 sierpnia 1939 roku, kiedy to została ostatecznie zlikwidowana.
Trudno dziś w Wymoju doszukiwać się śladów szkoły polskiej. Budynek nie przetrwał do chwili obecnej. Po II wojnie światowej mieszkała w nim ta sama rodzina co przed wojną. Na fali wyjazdów za Odrę zdecydowali się jednak opuścić Warmię i wyemigrować właśnie do Niemiec. Obiekt niszczał, aż wreszcie – ze względu na pogarszający się stan techniczny – został rozebrany.