Jakim cudem zie­mia jest okrą­gła? I dla­cze­go aku­rat Słoń­ce jest w cen­trum wszech­świa­ta? Pyta­my, a Miko­łaj Koper­nik odpo­wia­da swo­imi sło­wa­mi — cytu­jąc dzie­ło „De revo­lu­tio­ni­bus…” To jedy­ny taki wywiad z astro­no­mem z War­mii.

Gdy­by Miko­łaj Koper­nik żył dzi­siaj, jako twór­ca rewo­lu­cyj­nej teo­rii – wstrzy­mu­jąc Słoń­ce, a roz­krę­ca­jąc Zie­mię – przy­cią­gał­by uwa­gę. Nawet jeśli nie miał­by swo­je­go kon­ta na YouTu­be czy Tik Toku, na pew­no – cho­ciaż raz – udzie­lił­by wywia­du. Co by powie­dział?

Żeby zro­zu­mieć astro­no­ma z War­mii, musi­my cof­nąć się w cza­sie i zapo­mnieć o wszyst­kim, co wie­my. Nie lata­my jesz­cze w kosmos, więc nie może­my rzu­cić okiem na Zie­mię z innej per­spek­ty­wy. Nie mamy nawet tele­sko­pu, bo go jesz­cze nie wyna­le­zio­no. Nie odkry­li­śmy jesz­cze nawet wszyst­kich pla­net. Zna­my zale­d­wie pięć. Mamy tyl­ko wia­rę w Zie­mię, któ­ra — niczym psz­cze­la kró­lo­wa — w tym kosmicz­nym roju jest naj­waż­niej­sza.

Sło­wa Koper­ni­ka w “takich oko­licz­no­ściach przy­ro­dy”, to sen­sa­cja. Cytu­je­my je z dzie­ła „De revo­lu­tio­ni­bus orbium coele­stium” w prze­kła­dzie Ste­fa­na Oświe­cim­skie­go.

- Boi się pan tego, „co ludzie powie­dzą”?

- Dosta­tecz­nie jasno (…) zda­ję sobie spra­wę z tego, że znaj­dą się ludzie, któ­rzy gdy tyl­ko posły­szą, iż w tych moich księ­gach o obro­tach sfer wszech­świa­ta przy­pi­su­ję jakieś ruchy kuli ziem­skiej, zaraz pod­nio­są krzyk, że nale­ży mnie wraz z takim prze­ko­na­niem potę­pić. Nie jestem bowiem do tego stop­nia zako­cha­ny we wła­snym dzie­le, żebym nie zwa­żał na to, co o nim będą sądzić inni.

- Publi­ka­cja tak rewo­lu­cyj­nych poglą­dów to wiel­ka odwa­ga.

Auto­graf „De revo­lu­tio­ni­bus” Miko­ła­ja Koper­ni­ka, fot. Biblio­te­ka Jagiel­loń­ska

- I jak­kol­wiek wiem, że myśli uczo­ne­go są nie­za­leż­ne od sądu ogó­łu — ponie­waż dąże­niem uczo­ne­go, o ile tyl­ko ludz­kie­mu rozu­mo­wi pozwa­la na to Bóg, jest szu­ka­nie we wszyst­kim praw­dy — mimo to jestem zda­nia, że poglą­dów zgo­ła róż­nych od uzna­nej pra­wo­ści nale­ży się wystrze­gać. Toteż — roz­my­śla­jąc nad tym, jak nie­do­rzecz­nym opo­wia­da­niem wyda­ło­by się ludziom, gdy­bym wystą­pił z twier­dze­niem, że Zie­mia się poru­sza, wręcz prze­ciw­nym ich zapa­try­wa­niu u utwier­dzo­ne­mu wyro­ka­mi wie­lu wie­ków, że Zie­mia jest nie­ru­cho­ma i leży w środ­ku świa­ta jako jego punkt cen­tral­ny — dłu­go się waha­łem, czy wydać te księ­gi, któ­re napi­sa­łem dla udo­wod­nie­nia ruchu Zie­mi, czy też może pójść raczej za przy­kła­dem pita­go­rej­czy­ków i nie­któ­rych innych myśli­cie­li, któ­rzy mie­li zwy­czaj prze­ka­zy­wać tajem­ni­ce swej nauki nie pisem­nie, lecz ust­nie, tyl­ko swo­im naj­bliż­szym i przy­ja­cio­łom (…). Kie­dy więc to wła­śnie dokład­nie w sobie roz­wa­ża­łem, lęk przed szy­der­stwem, któ­re­go musia­łem się oba­wiać z powo­du trud­nej do zro­zu­mie­nia nowo­ści mojej teo­rii, skło­nił mnie nie­mal do tego, żeby powzię­tych co do niniej­sze­go dzie­ła zamia­rów cał­ko­wi­cie zanie­chać.

- Ale nie scho­wał pan dzie­ła do szu­fla­dy.

- Po dłu­gim z mej stro­ny zwle­ka­niu, a nawet opo­rze, odwie­dli mnie od tego moi przy­ja­cie­le, wśród nich zaś przede wszyst­kim Miko­łaj Schon­berg, kar­dy­nał kapu­ań­ski, sze­ro­ko zna­ny ze swej wszech­stron­nej uczo­no­ści, a obok nie­go mój ser­decz­ny przy­ja­ciel, biskup cheł­miń­ski Tide­man Gie­se, odda­ny z naj­więk­szym zapa­łem tak teo­lo­gicz­nym, jak i wszyst­kim innym naukom szla­chet­nym. Ten mia­no­wi­cie czę­sto mnie zachę­cał i nie­raz wśród gorz­kich wyrzu­tów usil­nie na mnie nale­gał, abym to dzie­ło, któ­re głę­bo­ko scho­wa­ne prze­le­ża­ło u mnie w ukry­ciu nie tyl­ko dzie­więć lat, lecz już nawet czwar­te dzie­wię­cio­le­cie, wydał i pozwo­lił mu w koń­cu wyjść na świa­tło dzien­ne. Tego same­go doma­gał się ode mnie rów­nież nie­je­den wybit­ny uczo­ny, nama­wia­jąc mnie, żebym już dłu­żej przez ten poczę­ty we mnie lęk nie wzbra­niał się oddać swej pra­cy na wspól­ny uży­tek ludzi poświę­ca­ją­cych się stu­diom mate­ma­tycz­nym. Twier­dzi­li przy tym, że im bar­dziej nie­do­rzecz­na wyda­je się teraz prze­waż­nej czę­ści uczo­nych ta moja nauka o ruchu Zie­mi, tym wię­cej wzbu­dzi podzi­wu i uzna­nia wte­dy, gdy przez wyda­nie niniej­sze­go dzie­ła zoba­czą, jak mro­ki nie­do­rzecz­no­ści zosta­ną roz­pro­szo­ne jasno­ścią oczy­wi­stych dowo­dów.

- Jak więc widzi pan nasz świat?

- Przede wszyst­kim musi­my zwró­cić uwa­gę na to, że świat jest kuli­sty, czy to dla­te­go, że ten kształt jest ze wszyst­kich naj­do­sko­nal­szy i nie potrze­bu­je żad­ne­go spo­je­nia, two­rząc zamknię­tą w sobie całość, któ­rej nicze­go ani dodać nie moż­na, ani też odjąć, czy też dla­te­go, że ta postać jest naj­po­jem­niej­sza, a taka wła­śnie przy­stoi temu, co ma wszyst­ko zacho­wać, czy rów­nież dla­te­go, że wszyst­kie zamknię­te w sobie czę­ści świa­ta, takie jak Słoń­ce, Księ­życ i pla­ne­ty, w tym kształ­cie przed­sta­wia­ją się naszym oczom, czy wresz­cie dla­te­go, że wszyst­ko dąży do zamknię­cia się w takim wła­śnie kształ­cie, co moż­na dostrzec na kro­plach wody i na innych cia­łach cie­kłych, gdy same z sie­bie usi­łu­ją zamknąć się w odręb­ną całość. Tym bar­dziej więc nikt nie będzie wąt­pił, że taki wła­śnie kształt nada­ny został cia­łom nie­bie­skim…

- Ale jak Zie­mia może być kuli­sta? Prze­cież, gdy­by była kulą, wszyst­kie jezio­ra, morza i oce­ny by się wyla­ły…

- Oce­an zatem, któ­ry oble­wa ląd sta­ły, wle­wa się tu i ówdzie w jego głąb w posta­ci mórz i wypeł­nia jego bar­dziej zapa­dłe wgłę­bie­nia. Wypa­da­ło tedy, aby mniej było wód niż lądu, by woda nie pochło­nę­ła całej zie­mi, sko­ro oba te ele­men­ty na sku­tek swej cięż­ko­ści cią­żą do tego same­go środ­ka, lecz żeby pew­ne czę­ści lądu pozo­sta­ły na wierz­chu dla utrzy­ma­nia bytu istot lądo­wych, a tak­że licz­ne tu i ówdzie roz­cią­ga­ją­ce się wyspy. Bo i sam kon­ty­nent wszyst­kich ziem czym­że jest innym, jeże­li nie wyspą, więk­szą tyl­ko od innych?

- Mnie pan pyta?

- Osta­tecz­nie więc na pod­sta­wie tego wszyst­kie­go uwa­żam za rzecz oczy­wi­stą, że tak zie­mia jak i woda dążą do jed­ne­go i tego same­go środ­ka cięż­ko­ści, nie róż­ne­go od środ­ka obję­to­ści Zie­mi, któ­ra — ponie­waż jest cięż­sza — wodą wypeł­nia się w swych roz­pa­dli­nach. I dla­te­go nie­wiel­ka jest ilość wód w porów­na­niu z ilo­ścią lądu, jak­kol­wiek na samej powierzch­ni widać może wię­cej wody. Taki w każ­dym razie kształt musi mieć Zie­mia wraz z oble­wa­ją­cy­mi ją woda­mi, jaki poka­zu­je jej wła­sny cień; a ten prze­sła­nia Księ­życ odcin­ka­mi regu­lar­ne­go koła. Zie­mia nie jest więc pła­ska, jak sądzi­li Empe­do­kles i Anak­sy­me­nes; nie ma też kształ­tu bęb­na, jak sądził Leu­kip­pos, ani niec­ki, jak myślał Hera­klit, ani innej for­my wydrą­żo­nej, przyj­mo­wa­nej przez Demo­kry­ta, ani podob­nej do wal­ca — według Anak­sy­man­dra — ani wresz­cie nie cią­gnie się w dół nie­ogra­ni­cze­nie, zmniej­sza­jąc swą gru­bość na kształt korze­nia, jak przy­pusz­czał Kse­no­fa­nes, lecz ma kształt regu­lar­nej kuli.

- Jak pił­ka noż­na?

- Ruch ciał nie­bie­skich jest koli­sty. Ruch kuli pole­ga bowiem na obra­ca­niu się w koło, przy czym odtwa­rza ona przez tę czyn­ność swo­ją wła­sną postać w naj­prost­szej bry­le geo­me­trycz­nej, gdzie nie moż­na odna­leźć począt­ku i koń­ca, ani też jed­ne­go i dru­gie­go odróż­nić, kie­dy poprzez te same punk­ty poru­sza się w kształt samej sie­bie. Ale u wie­lo­ści krę­gów nie­bie­skich wystę­pu­je wię­cej ruchów.

- Toczy się więc Zie­mia… od dnia do nocy i tak w kół­ko?

- Z nich wszyst­kich (ruchów – red.) naj­bar­dziej wpa­da w oczy codzien­ny obrót, zwa­ny przez Gre­ków „nocod­niem“, czy­li prze­cią­giem cza­su zło­żo­nym z dnia i nocy. Przez ten obrót — według panu­ją­ce­go mnie­ma­nia — cały świat z wyjąt­kiem Zie­mi, poru­sza się od wscho­du ku zacho­do­wi. Uwa­ża­ny jest za wspól­ną mia­rę wszyst­kich ruchów, sko­ro nawet sam czas mie­rzy­my przede wszyst­kim licz­bą dni. Następ­nie dostrze­ga­my inne obro­ty, jak gdy­by sprze­ci­wia­ją­ce się tam­te­mu, to jest odby­wa­ją­ce się od zacho­du ku wscho­do­wi, mia­no­wi­cie Słoń­ca, Księ­ży­ca i pię­ciu pla­net. W ten spo­sób Słoń­ce odmie­rza nam rok, Księ­życ mie­sią­ce, naj­pow­szech­niej tak­że zna­ne okre­sy cza­su. W ten też spo­sób każ­da z pozo­sta­łych pię­ciu pla­net odby­wa swój obieg.

Rysunek przedstawia tekst w języku łacińskim z diagramem okręgów oraz opisem dotyczącym ich geometrów i właściwości, umieszczonym na kartce starego manuskryptu.
Auto­graf „De revo­lu­tio­ni­bus” Miko­ła­ja Koper­ni­ka, fot. Biblio­te­ka Jagiel­loń­ska

- A co robi Zie­mia?

- Wyka­za­li­śmy już, że Zie­mia tak­że posia­da kształt kuli. Sądzę, że trze­ba się zasta­no­wić, czy z jej kształ­tu wyni­ka rów­nież jej ruch, oraz jakie miej­sce zaj­mu­je ona we wszech­świe­cie, bez cze­go nie moż­na odna­leźć nie­za­wod­ne­go wytłu­ma­cze­nia zja­wisk nie­bie­skich. Otóż choć co do tego, że Zie­mia spo­czy­wa bez ruchu w środ­ku świa­ta, panu­je wśród auto­rów po naj­więk­szej czę­ści zgo­da, tak że prze­ciw­ne twier­dze­nie jest według nich rze­czą nie do pomy­śle­nia, a nawet wręcz god­ną pośmie­wi­ska, to jed­nak, kie­dy zasta­no­wi­my się nad tym uważ­niej, oka­że się, że to zagad­nie­nie nie jest jesz­cze prze­są­dzo­ne i dla­te­go bynaj­mniej nie nale­ży go lek­ce­wa­żyć.

- Czy­li?

- Fakt, że te same pla­ne­ty oglą­da­my to z mniej­szej, to z więk­szej odle­gło­ści od Zie­mi, z koniecz­no­ści dowo­dzi, że śro­dek Zie­mi nie jest środ­kiem ich krę­gów. Tym mniej dowie­dzio­ną jest rze­czą, czy to Zie­mia przy­bli­ża się do nich i od nich odda­la, czy też one do Zie­mi i od Zie­mi. I nie będzie­my się tak bar­dzo dzi­wić, jeże­li ktoś oprócz już wspo­mnia­ne­go codzien­ne­go obro­tu wyobra­żał sobie jakiś inny ruch Zie­mi. Jakoż pita­go­rej­czyk Filo­la­os twier­dził podob­no, że Zie­mia się obra­ca, a ponad­to, że wędru­je w prze­stwo­rzach na sku­tek kil­ku ruchów jako jed­na z pla­net. Był to zaś nie­prze­cięt­ny mate­ma­tyk, sko­ro Pla­ton, by go poznać, nie cof­nął się przed podró­żą do Ita­lii, jak o tym piszą bio­gra­fo­wie Pla­to­na.

- Ale wie­lu sta­ro­żyt­nych uczo­nych twier­dzi­ło, że Zie­mia jest cen­trum wszech­świa­ta. Myli­li się?

- Dla­te­go to sta­ro­żyt­ni filo­zo­fo­wie usi­ło­wa­li z pomo­cą jakichś innych wywo­dów uza­sad­nić twier­dze­nie, że Zie­mia stoi w środ­ku świa­ta, a jako naj­waż­niej­szą przy­czy­nę tego przy­ta­cza­ją wpływ cięż­ko­ści i lek­ko­ści. (…) Podob­nie usi­łu­ją dowo­dzić na pod­sta­wie ruchu i jego natu­ry.

- I mamy im nie wie­rzyć?

- Cóż w takim razie mie­li­by­śmy do powie­dze­nia o chmu­rach i wszyst­kich innych cia­łach, któ­re w jaki­kol­wiek spo­sób utrzy­mu­ją się w powie­trzu, albo opa­da­ją i zno­wu wzno­szą się w górę? Czyż nie jedy­nie to, że ów ruch odby­wa nie sama tyl­ko Zie­mia wraz ze złą­czo­nym z nią żywio­łem wód, ale tak­że nie­ma­ła część powie­trza i wszyst­ko, cokol­wiek posia­da podob­ne jak ono pokre­wień­stwo z Zie­mią? Albo więc bli­ska Zie­mi war­stwa powie­trza, zmie­sza­na z mate­rią ziem­ną lub wod­ną, idzie za tą samą natu­rą co Zie­mia, albo też ruch powie­trza jest naby­ty, pocho­dzi zaś od Zie­mi przez to, że powie­trze przy­le­ga do niej przy jej wiecz­nym obro­cie, a przy bra­ku opo­ru ze swej stro­ny. Prze­cież i odwrot­nie, co nie mniej­sze budzi zdzi­wie­nie, powia­da­ją, że naj­wyż­sze rejo­ny powie­trza idą za ruchem nie­ba, cze­go mają dowo­dzić owe nagle uka­zu­ją­ce się gwiaz­dy, mia­no­wi­cie kome­ty i gwiaz­dy „bro­da­te“ (jak je nazy­wa­ją Gre­cy), któ­rych powsta­wa­nie umiej­sco­wia­ją w tych wła­śnie rejo­nach, a któ­re tak samo jak inne gwiaz­dy wscho­dzą i zacho­dzą. My może­my powie­dzieć, że tam­te war­stwy powie­trza, z powo­du wiel­kiej odle­gło­ści od Zie­mi, nie bio­rą udzia­łu w ruchu ziem­skim. A zatem spo­koj­ne będzie się wyda­wa­ło powie­trze naj­bliż­sze Zie­mi i wszyst­ko, co się w nim uno­si, o ile pod wpły­wem wia­tru albo na sku­tek jakie­goś inne­go bodź­ca nie będzie się poru­szać — jak to bywa — to w tę, to w tam­tą stro­nę. Czym­że bowiem innym jest wiatr w powie­trzu, jeśli nie tym, czym prą­dy w morzu?

Rysunek przedstawia diagram ukazujący zasady ruchu planetarnego, z eliptycznymi orbitami oraz tekstem objaśniającym, zapisanym w starym stylu kaligraficznym.
Auto­graf „De revo­lu­tio­ni­bus” Miko­ła­ja Koper­ni­ka, fot. Biblio­te­ka Jagiel­loń­ska

- Mówi się, że „wstrzy­mał pan Słoń­ce, ruszył Zie­mię”…

- W środ­ku wszyst­kich pla­net ma swą sie­dzi­bę Słoń­ce. Czyż bowiem w tej naj­pięk­niej­szej świą­ty­ni mogli­by­śmy umie­ścić ten znicz w innym albo lep­szym miej­scu niż w tym, z któ­re­go on może wszyst­ko rów­no­cze­śnie oświe­tlać? Wszak­że nie bez słusz­no­ści nazy­wa­ją go nie­któ­rzy latar­nią świa­ta, inni rozu­mem jego, jesz­cze inni wład­cą. Tri­sme­gi­stos zwie je widzial­nym bogiem, Sofo­kle­so­wa Elek­tra — wszyst­ko widzą­cym. Tak więc zapraw­dę Słoń­ce, jak­by na tro­nie kró­lew­skim zasia­da­jąc, kie­ru­je rodzi­ną pla­net, krzą­ta­ją­cą się doko­ła.

- Ale mamy panu wie­rzyć na sło­wo?

- Wszyst­ko to, choć jest trud­ne i pra­wie nie do wia­ry, jako że się sprze­ci­wia powszech­nie przy­ję­tym poglą­dom, w dal­szym cią­gu jed­nak uczy­ni­my, z pomo­cą bożą, jaśniej­szym od Słoń­ca, przy­naj­mniej dla tych, co dobrze zna­ją mate­ma­ty­kę (…) nikt bowiem nie przy­to­czy odpo­wied­niej­sze­go od tego, żeby wiel­kość orbit mie­rzyć dłu­go­ścią perio­dów — porzą­dek sfer ukła­da się w spo­sób, jaki nary­so­wa­łem. Odna­leź­li­śmy zatem w tym porząd­ku zadzi­wia­ją­cy ład świa­ta i usta­lo­ny, zhar­mo­ni­zo­wa­ny zwią­zek mię­dzy ruchem a wiel­ko­ścią sfer, jakie­go w inny spo­sób odkryć nie­po­dob­na.

- Zadzi­wia­ją­ce…

- Pierw­szą i naj­wyż­szą ze wszyst­kich jest sfe­ra gwiazd sta­łych, obej­mu­ją­ca samą sie­bie oraz cały świat i dla­te­go nie­ru­cho­ma, mia­no­wi­cie jako takie miej­sce cało­ści, żeby doń moż­na było odnieść ruch i poło­że­nie wszyst­kich pozo­sta­łych ciał nie­bie­skich. Nie­któ­rzy sądzą, co praw­da, że i ta sfe­ra w jakiś spo­sób pod­le­ga zmien­no­ści, ale ja, wyłusz­cza­jąc ruch Zie­mi, inną tego pozor­ne­go zja­wi­ska wska­zu­ję przy­czy­nę. Z kolei idzie pierw­sza z pla­net, Saturn, któ­ry obie­gu swe­go dopeł­nia w cią­gu trzy­dzie­stu lat. Za nim Jowisz, doko­nu­ją­cy obie­gu w dwu­na­stu latach. Następ­nie Mars, któ­ry odby­wa obieg w cią­gu dwu lat. Czwar­te miej­sce w tym sze­re­gu zaj­mu­je sfe­ra o rocz­nym obie­gu, w któ­rej, jak powie­dzie­li­śmy, mie­ści się Zie­mia ze sfe­rą Księ­ży­ca jak­by małym epi­cy­klem. Na pią­tym miej­scu Wenus powra­ca do 10 pier­wot­ne­go poło­że­nia co dzie­więć mie­się­cy. Szó­ste wresz­cie miej­sce zaj­mu­je Mer­ku­ry, odby­wa­ją­cy obieg w cią­gu osiem­dzie­się­ciu dni.

- I pan to wszyst­ko odkrył parząc we from­bor­skie nie­bo?

- A cóż pięk­niej­sze­go nad nie­bo, któ­re prze­cież ogar­nia wszyst­ko, co pięk­ne?