Puł­kow­nik Kazi­mierz Goebel odbu­do­wy­wał po woj­nie pocz­tę, tele­ko­mu­ni­ka­cję i nadzie­ję w Olsz­ty­nie. Choć jego ogrom­ny wkład w roz­wój regio­nu był klu­czo­wy dla powo­jen­nej War­mii, nazwi­sko nie­mal znik­nę­ło z lokal­nej histo­rii.

Gru­zy War­sza­wy, sty­czeń 1945 roku. Per­spek­ty­wy na egzy­sten­cję w sto­li­cy są mar­ne. Eme­ry­to­wa­ny, bli­sko 50-let­ni ofi­cer Kazi­mierz Goebel musi utrzy­mać rodzi­nę. „Na kon­cie” ma już unik­nię­cie, nie­mal cudem, śmier­ci z rąk NKWD. Od trzech lat znów miesz­ka w swo­im rodzin­nym mie­ście. W mię­dzy­cza­sie jest powsta­nie, gdzie na bary­ka­dach ginie nie­speł­na 18-let­ni syn Leszek. Trze­ba szu­kać szczę­ścia gdzie indziej. Szan­sa na odbu­do­wę życia poja­wia się, na pół­no­cy, na War­mii.

Kazi­mierz Goebel zgła­sza się do Mini­ster­stwa Poczt i Tele­gra­fów, któ­re kie­ru­je go do Olsz­ty­na, aby współ­two­rzył admi­ni­stra­cję pocz­to­wo-tele­ko­mu­ni­ka­cyj­ną w czę­ści daw­nych Prus Wschod­nich przy­zna­nych Pol­sce. Jesz­cze tyl­ko ofi­cjal­na dele­ga­cja i moż­na ruszać. A podróż na te tere­ny nie była łatwa. Glejt wysta­wio­ny przez mini­ster­stwo był jed­no­cze­śnie prze­pust­ką na prze­jazd kole­ją, samo­cho­da­mi i … samo­lo­ta­mi, a lokal­ne wła­dze pol­skie, ale i komen­dan­tu­ry radziec­kie (funk­cjo­nu­ją­ce prze­cież wów­czas w naszym regio­nie) musia­ły jego posia­da­czo­wi uła­twić dotar­cie na miej­sce i pra­cę (tutaj rów­nież rze­czy­wi­stość czę­sto była dia­me­tral­nie inna niż zapi­sa­no to w doku­men­tach).

27 mar­ca 1945 roku Kazi­mierz Goebel, ana­lo­gicz­nie jak w Wil­nie, obej­mu­je w Dyrek­cji Poczt i Tele­gra­fów sta­no­wi­sko wice­dy­rek­to­ra, któ­re peł­ni do 30 kwiet­nia 1950 roku.

Pra­cy było mnó­stwo: nad­zo­ro­wa­nie napraw setek kilo­me­trów pozry­wa­nych linii tele­fo­nicz­nych i tele­gra­ficz­nych i budo­wa nowych, przy­łą­cza­nie do sie­ci tele­fo­nicz­nej nowych insty­tu­cji, nie­zbęd­nych do funk­cjo­no­wa­nia regio­nu, wyjaz­dy w teren, roz­bu­do­wa sie­ci pocz­to­wej, by listy i prze­sył­ki mogły bez prze­szkód docie­rać nie tyl­ko do adre­sa­tów urzę­do­wych, ale i pry­wat­nych. To wszyst­ko i wie­le wię­cej było w latach 1945–1950 codzien­no­ścią inży­nie­ra Goebla. Mało tego, codzien­na pra­ca toczy­ła się w cie­niu nasi­la­ją­cych się oskar­żeń natu­ry poli­tycz­nej, skut­ku­ją­cych osta­tecz­nie zwol­nie­niem.

Zało­ga olsz­tyń­skiej Dyrek­cji Poczt i Tele­gra­fów. Kazi­mierz Goebel sie­dzi czwar­ty od pra­wej, fot. zbio­ry Pio­tra Naści­szew­skie­go

W cza­sach sta­li­ni­zmu „mąż zaufa­nia sana­cji”, jak okre­ślał go w doku­men­tach Urząd Bez­pie­czeń­stwa, w dodat­ku nie­chęt­nie bio­rą­cy udział w par­tyj­nych spo­tka­niach, nie może peł­nić tak odpo­wie­dzial­nej funk­cji. W tam­tych cza­sach nie wystar­czy­ło tyl­ko zwol­nić czło­wie­ka – nale­ża­ło ska­zać go na zapo­mnie­nie. Będzie jesz­cze czas i miej­sce na reflek­sję o pamię­ci o Kazi­mie­rzu Goeblu. Teraz cof­nij­my się do prze­ło­mu XIX i XX wie­ku, kie­dy ta histo­ria tak napraw­dę się zaczy­na.

Lato, gdy zapłonął świat

Kra­ków, Ole­an­dry 6 sierp­nia 1914 roku, bli­sko 170 ludzi jest goto­wych do wymar­szu. To oni – Pierw­sza Kom­pa­nia Kadro­wa – ruszą do Kró­le­stwa Pol­skie­go, aby wywo­łać tam powsta­nie prze­ciw­ko zabor­cy rosyj­skie­mu. Dowo­dzi nie­speł­na 50-let­ni męż­czy­zna z wąsem, mówią­cy z cha­rak­te­ry­stycz­nym wileń­skim zaśpie­wem. Bry­ga­dier, komen­dant, Ziuk, Wik­tor – wszyst­kim nam zna­ny jako Józef Pił­sud­ski.

Jego żoł­nie­rze nie mają jed­na­ko­wych mun­du­rów, spodni, butów, ale łączy ich cel – wspól­na wal­ka o nie­pod­le­głą Pol­skę. Wśród nich jest 21-let­ni Kazi­mierz Goebel, pocho­dzą­cy z war­szaw­skiej urzęd­ni­czej rodzi­ny, uczest­nik straj­ków w 1905 roku, ale jed­no­cze­śnie zdol­ny, mło­dy czło­wiek, zdo­by­wa­ją­cy wie­dzę na uczel­niach w bel­gij­skim Liège i fran­cu­skim Gre­no­ble.

Kazi­mierz Fry­de­ryk Goebel – zdję­cie z okre­su służ­by w Legio­nach, źró­dło: J. Maj­chrow­ski, „Pierw­sza Kom­pa­nia Kadro­wa. Por­tret oddzia­łu”

Trudy wojny

Pró­ba wywo­ła­nia powsta­nia koń­czy się fia­skiem, zaczy­na się woj­na w oko­pach. Goebel ma to szczę­ście, że przez pewien czas słu­ży w szta­bie. 6 lip­ca 1916 roku, w bitwie pod Nowym Jast­ko­wem, zosta­je ran­ny i do oko­pów już nie wró­ci. Zaczy­na służ­bę w Pol­skiej Orga­ni­za­cji Woj­sko­wej – orga­ni­za­cji para­mi­li­tar­nej, któ­ra zbu­du­je fun­da­men­ty kadrom odro­dzo­ne­go Woj­ska Pol­skie­go.

Woj­na powo­li się koń­czy, ale przed poko­le­niem uro­dzo­nym w koń­cu XIX wie­ku ogrom­ny trud odbu­do­wy odra­dza­ją­ce­go się po ponad wie­ku zabo­rów pań­stwa pol­skie­go.

Zamilk­nię­cie dział umoż­li­wia Kazi­mie­rzo­wi Goeblo­wi dokoń­cze­nie stu­diów i zdo­by­cie dyplo­mu inży­nie­ra elek­tro­tech­ni­ka na wspo­mnia­nej uczel­ni w Gre­no­ble.

Po zakoń­cze­niu edu­ka­cji Goebel decy­du­je się na pozo­sta­nie w armii w cha­rak­te­rze ofi­ce­ra zawo­do­we­go wojsk łącz­no­ści.

W Wojsku Polskim

Opis codzien­nej służ­by woj­sko­wej Kazi­mie­rza Goebla nie będzie dla czy­tel­ni­ka niczym pasjo­nu­ją­cym. Z kro­ni­kar­skie­go obo­wiąz­ku war­to jed­nak wspo­mnieć o kil­ku jej cie­kaw­szych epi­zo­dach.

Goebel był m.in. ofi­ce­rem łącz­ni­ko­wym Szta­bu Gene­ral­ne­go przy Dyrek­cji Poczt i Tele­gra­fów w War­sza­wie czy sze­fem łącz­no­ści w Mini­ster­stwie Spraw Woj­sko­wych. W latach 1930–1931 podró­żo­wał do dobrze sobie zna­nej Fran­cji i Włoch, gdzie odby­wał sta­że w tam­tej­szych jed­nost­kach. Cały czas pod­no­sił swo­je kwa­li­fi­ka­cje, uczest­ni­cząc w kon­fe­ren­cjach o tema­ty­ce radio­te­le­gra­ficz­nej.

Wyda­rze­niem na świa­to­wą ska­lę był nie­wąt­pli­wie Mię­dzy­na­ro­do­wy Kon­gres Tele­gra­ficz­ny i Radio­te­le­gra­ficz­ny w 1932 roku w Madry­cie. Kon­gres ten zakoń­czył się pod­pi­sa­niem mię­dzy­na­ro­do­wej kon­wen­cji, powo­łu­ją­cej do życia Unię Radio­te­le­gra­ficz­ną. Układ pod­pi­sa­ło 75 państw, w tym Pol­ska, a Kazi­mierz Goebel nale­żał do gro­na jego sygna­ta­riu­szy.

Cie­ka­wy epi­zod karie­ry woj­sko­wej Kazi­mie­rza Goebla sta­no­wi­ło człon­ko­stwo w spe­cjal­nej komi­sji woj­sko­wej, któ­ra mia­ła upo­rząd­ko­wać i napra­wić rela­cje w armii, po prze­wro­cie doko­na­nym przez Józe­fa Pił­sud­skie­go w maju 1926 roku. A teo­re­tycz­nie było co napra­wiać, bo na uli­cach War­sza­wy strze­la­li do sie­bie żoł­nie­rze w tych samych mun­du­rach, ci sami, któ­rzy nie­speł­na sześć lat wcze­śniej dawa­li odpór Armii Czer­wo­nej pod bra­ma­mi sto­li­cy… Jak to czę­sto z komi­sja­mi bywa, próż­no, poza nie­zbyt obszer­nym spra­woz­da­niem, zna­leźć efek­ty pra­cy tego gre­mium.

W trak­cie służ­by w Woj­sku Pol­skim, fot. zbio­ry Pio­tra Naści­szew­skie­go

Aktywna emerytura

30 czerw­ca 1935 roku Kazi­mierz Goebel odszedł do cywi­la. Nie zamie­rzał jed­nak wieść życia „kla­sycz­ne­go” eme­ry­ta. Tra­fił, jak wie­lu opi­sy­wa­nych prze­ze mnie boha­te­rów, a jak­że, do Wil­na, zosta­jąc tam zastęp­cą dyrek­to­ra w Dyrek­cji Poczt i Tele­gra­fów, czy­li woje­wódz­kiej admi­ni­stra­cji odpo­wie­dzial­nej za spraw­ne dzia­ła­nie pocz­ty i łącz­no­ści.

Był to nie tyl­ko zawo­do­wo, aktyw­ny czas w życiu eks-ofi­ce­ra.

Komi­tet Oby­wa­tel­ski Obcho­dów Imie­nin Mar­szał­ków J. Pił­sud­skie­go i E. Rydza-Śmi­głe­go, Koło 1 Puł­ku Pie­cho­ty Legio­nów w Wil­nie, Rada Opie­kuń­cza Pań­stwo­wej Szko­ły Tech­nicz­nej im. Mar­szał­ka Józe­fa Pił­sud­skie­go w Wil­nie, Komi­tet Hono­ro­wy Zawo­dów Strze­lec­kich Pocz­to­we­go Przy­spo­so­bie­nia Woj­sko­we­go, sto­wa­rzy­sze­nie „Fila­re­cja” czy wresz­cie zarząd III Okrę­gu Pocz­to­we­go Przy­spo­so­bie­nia Woj­sko­we­go – to tyl­ko nie­któ­re z insty­tu­cji i orga­ni­za­cji, w życiu któ­rych uczest­ni­czył Kazi­mierz Goebel.

Nasz boha­ter dobrze odna­lazł się tak­że w nowej rze­czy­wi­sto­ści poli­tycz­nej po śmier­ci mar­szał­ka Józe­fa Pił­sud­skie­go. Nale­żał do wileń­skich struk­tur Obo­zu Zjed­no­cze­nia Naro­do­we­go – par­tii, któ­ra wów­czas spra­wo­wa­ła wła­dzę w Pol­sce, ba, zapi­sy­wał nawet do niej swo­ich pod­wład­nych. I wła­śnie w tym miej­scu war­to poświę­cić kil­ka zdań momen­to­wi, któ­ry nie­wąt­pli­wie zmie­nił bieg histo­rii II Rze­czy­po­spo­li­tej – śmier­ci mar­szał­ka Pił­sud­skie­go.

„Chcę, by serce me spoczęło u stóp dumnej matki…”

To frag­ment cyta­tu, będą­ce­go odzwier­cie­dle­niem ostat­niej woli Józe­fa Pił­sud­skie­go. Mar­sza­łek umie­ra 12 maja 1935 roku w War­sza­wie, a rok póź­niej, w Wil­nie, odby­wa się pogrzeb jego ser­ca, prze­cho­wy­wa­ne­go przez ten okres w wie­ży kościo­ła św. Tere­sy w Wil­nie. Kon­dukt idzie przez całe mia­sto – do nowo­pow­sta­łe­go mau­zo­leum Mat­ki i Ser­ca Syna, wybu­do­wa­ne­go na cmen­ta­rzu na Ros­sie.

Jed­nym z tych, któ­rzy dostą­pi­li zaszczy­tu prze­nie­sie­nia urny z ser­cem, był wła­śnie Kazi­mierz Goebel. Rela­cje medial­ne z tego wyda­rze­nia obie­gły Pol­skę i świat, a dla eme­ry­to­wa­ne­go ofi­ce­ra moment ten sta­no­wił nie­zwy­kłe prze­ży­cie.

Kazi­mierz Goebel w kon­duk­cie nio­są­cy urnę z ser­cem Józe­fa Pił­sud­skie­go uli­ca­mi Wil­na. Na zdję­ciu pierw­szy z pra­wej, fot. zbio­ry Pio­tra Naści­szew­skie­go

W ukryciu

Wkrót­ce nade­szła kolej­na woj­na, a wraz z nią oku­pa­cja Wil­na, naj­pierw litew­ska, a potem radziec­ka. Od czerw­ca 1940 roku Rosja­nie wywo­zi­li lud­ność pol­ską na Sybe­rię i do Kazach­sta­nu, a NKWD polo­wa­ło na przed­sta­wi­cie­li elit – urzęd­ni­ków, naukow­ców, ofi­ce­rów. Mają­cy ogrom­ne doświad­cze­nie w kon­spi­ra­cji Goebel ukry­wał się. Gdy wyda­wa­ło się, że jest nie­uchwyt­ny, 15 czerw­ca 1941 roku, w sie­dzi­bie wileń­skie­go NKWD, pod­pi­sa­no nakaz jego aresz­to­wa­nia, któ­ry mógł skoń­czyć się tyl­ko jed­nym – roz­strze­la­niem. Przed śmier­cią ura­to­wa­ło go wkro­cze­nie Niem­ców.

22 czerw­ca 1941 roku potęż­na pan­cer­na pięść Wehr­mach­tu ude­rzy­ła na Zwią­zek Radziec­ki, odpy­cha­jąc Armię Czer­wo­ną dale­ko na wschód, a roz­kaz aresz­to­wa­nia ofi­ce­ra nigdy nie został wyko­na­ny.

Czy pamiętamy?

Olsz­tyń­ską i war­miń­ską część losów Kazi­mie­rza Goebla już zna­my. War­to tyl­ko wspo­mnieć, że inży­nier został nie­mal dosłow­nie wykre­ślo­ny z kart histo­rii olsz­tyń­skiej Dyrek­cji Okrę­gu Poczt i Tele­gra­fów. Wzmian­ki o jego pra­cy zawo­do­wej próż­no szu­kać w maszy­no­pi­sie, zawie­ra­ją­cym wspo­mnie­nia pra­cow­ni­ków tego urzę­du z lat 1945–1948. W wyda­nej na począt­ku lat osiem­dzie­sią­tych publi­ka­cji „Ze wspo­mnień i kro­nik pocz­tow­ców War­mii, Mazur i Bia­ło­stoc­czy­zny 1945–1975”, nazwi­sko Kazi­mie­rza Goebla zosta­je wymie­nio­ne zale­d­wie dwu­krot­nie.

Tabli­ca upa­mięt­nia­ją­ca orga­ni­za­to­rów pocz­ty w Olsz­ty­nie i regio­nie. Kamie­ni­ca przy ul. S. Pie­nięż­ne­go 19, fot. arch. pry­wat­ne

Puł­kow­nik inży­nier Kazi­mierz Goebel umie­ra w dniu nie­zwy­kle sym­bo­licz­nym dla jego poko­le­nia – 11 listo­pa­da 1966 roku. Zosta­je pocho­wa­ny na cmen­ta­rzu komu­nal­nym przy ul. Poprzecz­nej w Olsz­ty­nie.

W prze­strze­ni miej­skiej Olsz­ty­na Kazi­mierz Goebel jest upa­mięt­nio­ny w zasa­dzie jedy­nie tabli­cą poświę­co­ną orga­ni­za­to­rom powo­jen­nej pocz­ty i tele­ko­mu­ni­ka­cji na War­mii i Mazu­rach, odsło­nię­tą 18 paź­dzier­ni­ka 1992 roku.

Żoł­nierz Pierw­szej Kom­pa­nii Kadro­wej do tej pory nie docze­kał się w sto­li­cy woje­wódz­twa war­miń­sko-mazur­skie­go uli­cy swo­je­go imie­nia. Posta­ci ofi­ce­ra poświę­co­no lokal­ne publi­ka­cje pra­so­we i popu­lar­no­nau­ko­we.

Ta histo­ria powin­na mieć swój epi­log w posta­ci trwa­łe­go upa­mięt­nie­nia jedy­ne­go z bli­sko 170 żoł­nie­rzy Pierw­szej Kom­pa­nii Kadro­wej, zwią­za­ne­go z Olsz­ty­nem i War­mią. Czy i kie­dy to się sta­nie? To pyta­nie na razie pozo­sta­je bez odpo­wie­dzi. Może w tym kon­tek­ście war­to roz­wa­żyć rok 2028, kie­dy obcho­dzić będzie­my 110. rocz­ni­cę odzy­ska­nia przez Pol­skę nie­pod­le­gło­ści?